Bundesliga. 3. kolejka: Era van Gaala, więc Bayern na dnie

To już nie jest zły początek, to monachijski koszmar. Tak źle Bayern nie rozpoczynał Bundesligi od 43 lat! W sobotę skompromitował się na boisku beniaminka FSV Mainz.

Na kilka dni przed sobotnią kompromitacją trener Schalke Felix Magath swoim zwyczajem wsadził kij w mrowisko, twierdząc, że naiwnością jest wiara w wielkość Bayernu, bo jego dominacja się już skończyła. - Kiedyś to był dobry klub i miał wyjątkową pozycję, ale to już skończone - powiedział Magath. Te słowa komentowano w Bayernie ironicznie, ale po sobotnim spotkaniu głównego faworyta Bundesligi nabrały nowego znaczenia.

W ubiegłym sezonie monachijczycy nawet nie byli liderem rozgrywek - ciągle gonili konkurencję. W tym po trzech kolejkach mają zaledwie dwa remisy, spektakularną porażkę i bliżej im do strefy spadkowej niż medalowej. Ostatni raz zespół z Monachium nie wygrał żadnego z pierwszych trzech spotkań, gdy jego obecnych reprezentantów jeszcze nie było na świecie - w 1966 roku.

Gdy w pierwszej połowie w Mainz beniaminek oddał dziesięć strzałów, a Bayern zaledwie jeden, wiadomo było, że monachijczycy mają problem. W 37. min Mainz prowadziło już 2:0, a jedną z bramek zdobył Aristide Bance, o którym przed meczem trener Louis van Gall mówił, że "musi być najlepiej pilnowany, bo jego szybkość jest wyjątkowo groźna". Teoria nie przełożyła się na praktykę, bo napastnik z Wybrzeża Kości Słoniowej z dziecinną łatwością mijał powolnych obrońców z Monachium.

Van Gaal tuż po stracie drugiej bramki ustawił zespół bardzo ofensywnie, ale wielkich efektów to już nie dało. Holender tłumaczy, że zespół na zrozumienie jego taktyki potrzebuje dwóch, trzech miesięcy. Ale w Niemczech złośliwie się podkreśla, że nowych szkoleniowców mają też zespoły z Gelsenkirchen i Wolfsburga. A grają nieporównywalnie lepiej.

Niemieckie media już teraz krytykują Bayern bardziej niż za czasów Klinsmanna - choć jeszcze pół roku temu wydawałoby się to niemożliwe. Bulwarówka "Bild", wystawiając piłkarzom oceny, całe podstawowe zestawienie monachijczyków podsumowała piątkami i szóstkami - gorszych not już dać nie można. Jedynie rezerwowym przyznała po czwórce.

Gdyby tak koszmarnie grał Bayern Klinsmanna, ten już pakowałby swoje drobiazgi z biurka. Pozycja van Gaala jest na razie niezagrożona. Holender może przegrywać, bo dyrektor klubu Karl-Heinz Rummenigge jest przekonany, że Bayern i tak zdobędzie mistrzostwo. - Van Gaal potrafi zwyciężać. Zaczęła się jego era.

Problemem Bayernu okazuje się właśnie pycha. Po kompromitującej porażce z Mainz trener sypał złotymi myślami ("W piłce nie wszystko się udaje", "Trzeba teraz ciężko pracować"), a Bastian Schweinsteiger przekonywał, że statystycznie monachijczycy byli lepsi. Tylko Philipp Lahm nie miał wątpliwości. - Skoro nie byliśmy zdeterminowani i mieliśmy złe podejście do meczu, nie mogliśmy wygrać. Pierwsza połowa była po prostu katastrofą - stwierdził.

W Mainz euforia niczym rok temu po sukcesach w maleńkim, 36-tysięcznym Hoffenheim. Choć to znacznie większe miasto, w Bundeslidze jest traktowane ciągle jak II-ligowy biedak próbujący dostać się do pałacu. Po tym, jak beniaminek pokonał giganta, trener Mainz Thomas Tuchel opowiadał o swojej dumie i prosił dziennikarzy, by podkreślali, iż przed swoimi piłkarzami chyli czoło. A prezydent miasta Harald Strutz - przy okazji przypominając, że rządzi miastem już 21 lat - cieszył się: - To moja drużyna!

CYTAT

Pierwsza połowa przeciwko Bayernowi taktycznie była najlepszą, jaką widziałem w Mainz w ostatnich 20 latach. Christian Heidel, menedżer beniaminka

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.