Włodarczyk: Odgryzłam palec Betty Heidler

- Jeszcze przed finałem, po południu rozmawiałam z Kamilą. Prosiłam o jedno - by siedziała z lewej strony siatki i ciągnęła młot do siebie z całej siły, jak najmocniej, aby był obszerny, poszedł po lewej nodze. Jeszcze w Cottbus bijąc rekord Polski, rzucałam w jej rękawicy, podpisanej ?Kama?. Wczoraj również rzucałam w jej rękawicy. Tak więc była ze mną na tych zawodach - mówi Anita Włodarczyk

Nie żałuje pani przerwanego konkursu? Być może osiągnęłaby pani 80 metrów?

Anita Włodarczyk: Nie pamiętam momentu, kiedy wybiegłam z koła po rekordzie świata. To był dla mnie szok. Nie wiem, jak to się dzieje z najlepszymi rzutami. I ten sobotni, i w Cottbus, gdzie pobiłam rekord Polski, były takie od niechcenia. Widocznie tak musi być. Być może jest to wpływ pracy z psychologiem. Pan Nikodem Żukowski po ćwiczeniach relaksacyjnych, jakie mi przepisał, przeprowadza ze mną regularne testy psychologiczne, i wynika z nich, że jestem coraz mocniejsza psychicznie. Pięć lat temu oglądałam rzut młotem na igrzyskach w Atenach w telewizji i nie miałam pojęcia, że mogę przeżyć coś takiego na mistrzostwach świata. Dwa lata temu miałam stypendium 400 zł i ledwo w sporcie przetrwałam - dzięki pomocy rodziców.

Po tragedii z Kamilą Skolimowską uczciła pani jej pamięć, startując w memoriale, choć nie była pani zdolna do rzucania. Tam dziennikarze powiedzieli, że powinna pani dla niej zdobyć tytuł i pobić rekord świata. Pani wtedy odpowiedziała, że spróbuje...

- Jeszcze przed finałem, po południu rozmawiałam z Kamilą. Prosiłam o jedno - by siedziała z lewej strony siatki i ciągnęła młot do siebie z całej siły, jak najmocniej, aby był obszerny, poszedł po lewej nodze. Jeszcze w Cottbus bijąc rekord Polski, rzucałam w jej rękawicy, podpisanej "Kama". Wczoraj również rzucałam w jej rękawicy. Tak więc była ze mną na tych zawodach.

Srebrna medalistka Betty Heidler nie ma do pani szczęścia, ale do końca była groźna, co pokazała ostatnim rzutem ponad 77 metrów. Pogratulowała pani?

- Zemściłam się za Monikę Pyrek i Piotra Małachowskiego.

Nie bardzo przepadamy za sobą. I jak się do mnie odezwała w czasie konkursu, byłam zszokowana. Zapytała, czy będę rzucała. Powiedziałam, że nie wiem, może tak, może nie. Te nie za dobre stosunki wyszły z jej strony. Zachowuje się tak od zeszłego roku od zawodów Pucharu Europy w Splicie, gdzie przyjechała jako mistrzyni świata. Nieraz, jak jest dobrze dla niej, rozmawia ze mną. Jak jest źle, nie rozmawia ze mną w ogóle, tak jakby mnie nie było. W eliminacjach w igrzyskach w Pekinie ostatnim rzutem wyeliminowałam ją z finału.

Przed eliminacjami, ze środy na czwartek miałam sen: były rozgrywane zawody na boisku bocznym. Były dwie kolejki, zaciągnęli siatkę, koniec zawodów. Prowadziłam wtedy, ale byłam strasznie zła, że skończyli zawody, nic nie mówiąc. Podeszłam do Betty i strasznie ją zwymyślałam, że to na pewno przez ciebie, na pewno ty coś wykombinowałaś, a ona zaczęła mnie odpychać, wyciągnęła w moim kierunku palec wskazujący. I ja jej ten palec wskazujący odgryzłam - samą końcówkę palca. Wczoraj dla mnie odbyły się dwie kolejki, po drugiej dla mnie był koniec zawodów. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie przeżyłam, Boże!

Sądzi pani, że dzięki pani sukcesowi w Poznaniu będzie miała pani lepsze warunki do uprawiania rzutu młotem? Teraz, często pod mostem, były one urągające, cud, że żaden przechodzień nie ucierpiał. Czy może ucierpiał?

- Nie, nie ucierpiał. Może osiem medali dla lekkoatletyki będzie miało jakieś przełożenie na warunki do treningów i na zainteresowanie konkurencją. Trenując czasem pod mostem, nikogo nie trafiłam. Szymon Ziółkowski miał przecież jeszcze trudniejsze warunki, bo musiał przechodzić przez ulicę i przełazić przez dziurę. Ja muszę tylko iść kilka minut z młotami z akademika pod most.

Widać było, że skuteczniejsze kontrole antydopingowe wykluczają niektóre zawodniczki. Tatiana Łysenko przegrała konkurs i straciła tytuł rekordzistki świata. Czy pani również jest mocno kontrolowana?

- W tym roku byłam brana do kontroli pięć razy. W zeszłym roku na każdych zawodach byłam badana, może 10 razy - bo weszłam do ścisłej czołówki. Nie pobierano ode mnie krwi. Nie uczestniczę w programie Whereabouts, więc nie muszę meldować każdej zmiany pobytu. Ale już mnie kontrolerzy raz obudzili o 7 rano w Spale i byli też w Cetniewie około godz. 22. Widzę też, że niektóre dziewczyny wracając do sportu po dyskwalifikacji za doping, mają słabszą formę.

Tatiana Łysenko pogratulowała mi rekordu.

Po MŚ w Berlinie: czy polska lekkoatletyka jest potęgą? Na pewno jesteśmy mocarstwem w rzutach! Rekord świata w rękawicy Kamili - czytaj tutaj >

Copyright © Agora SA