Tour de France: Cisza w eterze, nuda na rowerze

Pierwszy etap w Tour de France bez radia przyniósł odwrotny skutek do zamierzonego. Zamiast większej inicjatywy kolarzy była superkontrola wydarzeń przez peleton i swoisty protest przeciw ciszy radiowej

Sprawdź wyniki Tour de France ?

Ucieczka czterech kolarzy nie miała z tego względu szans. A również dlatego, że uczestniczyli w niej kolarze, których francuskie zespoły nie przyłączyły się do protestu. Na mecie w Issoudun po 194 km pierwszy był - po raz trzeci w tegorocznym TdF - brytyjski supersprinter Mark Cavendish z Columbia HTC przed Norwegiem Thorem Hushovdem z Cervelo.

Bez kontaktu radiowego z szefami grup peleton wolał być czujny jak czapla - takie zapadły zapewne decyzje przed startem. Hasło dnia: żadnego ryzyka. Trzy minuty przewagi uciekinierów to maksimum.

W ucieczce jechał rekordzista. Michaił Ignatiew z zespołu Katiusza do tej pory spędził w ofensywnych akcjach niemal 410 km, ani razu nie wygrał, raz przyjechał na metę za Thomasem Voecklerem, wówczas niemal wtłoczony na metę przez rozpędzony peleton (Marcin Sapa został wtedy przez grupę wchłonięty). Tylko że Ignatiew w żadnej ucieczce nie chce pracować.

Sytuacja między Limoges a Issoudun była więc dziwaczna. Ani uciekinierzy nie pędzili, ani peleton - przynajmniej do 25. km przed metą. Przeciętna 38 km na godzinę na płaskim jak stół etapie mówi wszystko - był to rodzaj łagodnej wersji strajku, jaki kolarze prowadzili wobec zakazu kontaktu radiowego z szefami zespołów. Zakaz obowiązywał na wczorajszym etapie i prawdopodobnie będzie w mocy również na 13. etapie.

Głównym argumentem protestujących kolarzy są obawy co do bezpieczeństwa. Boją się kraks, niespodzianek na trasie. Jens Voigt wypowiedział to głośno i najbardziej dobitnie: - Zróbmy etap bez kasków! Co wy na to? Albo etap bez hamulców!

Kolarze to twardzi ludzie, oni nie marudzą, więc coś jest na rzeczy.

Na Twitter.com/laurenstendam widać autora po niedzielnym etapie do Tarbes. Ten Dam napisał tylko, że ma sporo zadrapań, ale zdjęcie jest szokujące. Na plecach brakuje Holendrowi skóry. Lekarz ekipy musiał jechać do apteki po więcej bandaży, bo na jatkę nie był przygotowany. Ten Dam jechał oczywiście wczoraj z Limoges do Issoudun. Podobnie jak Norweg Kurt Asle Arvesen, zwycięzca zeszłorocznego etapu nr 11. Jego przewrócił wczoraj podmuch śmigła helikoptera, który w ogóle spowodował sporą kraksę w połowie etapu. Arvesen wstał, wsiadł na rower i z grymasem jechał dalej. Później w czasie jazdy konsultował się z lekarzem wyścigu, wyglądało na poważniejszą kontuzję barku. Mic Rogers jedzie mimo potężnej kraksy i straty przez nią aż 11 minut. Levi Leipheimer ma okropną ranę na łydce i opatrunek na niej, ale nie narzeka.

Wieloetapowy wyścig przerywa tylko poważna kontuzja - jak Pieta Rooijakkersa, który pod Barceloną złamał rękę w trzech miejscach, operacja zespolenia trwała siedem godzin, ubytki w kości zostały uzupełnione z biodra.

Kolarze zabezpieczają się jak mogą, głównie starając się jechać blisko czoła. - Słyszałem z tyłu zgrzyt metalu o asfalt, ale nie obejrzałem się nawet - pisze Holender Christian Vande Velde (8. w klasyfikacji generalnej) o etapie do Barcelony w swojej kolumnie w "NY Times". Głównym tematem artykułów kolarza jest lęk przed wysiłkiem, przed upadkiem, przed kontuzją.

Ale jest jeszcze jeden powód protestu, którego motorem jest szef gwiazdorskiej grupy Astana Johan Bruyneel.

13., piątkowy etap, drugi bez radia, może być bardzo ważny dla klasyfikacji generalnej.

Jest to 200-kilometrowa jazda z Vittel do Colmar w stromych Wogezach. Szczególnie jedna góra - Col de Platzerwasel - o nachyleniu często 12 procent - jest idealnym miejscem do ataku. Mocarna grupa Astana bez radia będzie miała mniej narzędzi do obrony dwóch liderów - Alberta Contadora i Lance'a Armstronga - przed plejadą czających się z tyłu zawodników: Brada Wigginsa, Andy'ego Schlecka, Cadela Evansa, Carlosa Sastre, Tony'ego Martina.

Więcej o 10 etapie czytaj tutaj ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.