Tour de France: Contador - Armstrong, czyli zaczynają się schody

W Barcelonie finiszowali sprinterzy, ale w piątek chwila prawdy w Tour de France - 70-kilometrowa wspinaczka do Andory. Czy Armstrong podda się Contadorowi?

Nie mogę doczekać się gór, to jest moje terytorium - mówi zwycięzca Tour de France w 2007 roku Alberto Contador uznawany za faworyta wyścigu, rywal Lance Armstronga w grupie Astana. Do tej pory znosił ze spokojem swoje trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej - za Fabianem Cancellarą i Armstrongiem.

Spojrzeć na Contadora to wiedzieć, że w górach rzeczywiście może królować. Chudy - warstwa tłuszczu ma grubość milimetra, ale żylasty, uda wyrzeźbione z detalami. Płuca i nogi - ideał górala.

Do piątku gór w wyścigu nie było.

Armstrong wywalczył pozycję wicelidera nie dzięki wspinaczkom, w których był kiedyś najlepszy, ale dzięki doświadczeniu, czujności, wiatrowi i gwiazdorskiej grupie, z którą wygrał drużynową jazdę na czas.

Widać, że do formy sprzed czterech, pięciu lat brakuje mu co najmniej dwóch kilogramów, choć również i jego nogi robią wrażenie.

Dziś w pewnym momencie wspinaczki zostanie sam - tak jak Contador i inni rywale z jego drużyny: Andreas Kloeden, Levi Leipheimer, Jarosław Popowycz. Jak każdy góral jadący na szczyt, kiedy jego serce bije 200 uderzeń na minutę.

Amerykanin czuje niebezpieczeństwo, próbuje wygrać z 26-letnim Contadorem przynajmniej wojnę psychologiczną: - Mówiłem mu, że etap będzie skomplikowany. Mógłby się czegoś nauczyć ode mnie, skoro już wygrałem te siedem wyścigów - mówił w środę 37-letni Armstrong, irytująco mieszając role mentora, kolegi, lidera grupy i pomocnika lidera - którym nominalnie jest Contador.

Rywalizacja między Hiszpanem i Amerykaninem rozpocznie się zapewne już na 155. kilometrze, gdy zacznie się podjazd do Andory Arcalis.

- Do tego momentu Astana i inne zainteresowane zespoły zlikwidują wszelkie ucieczki - przewiduje najlepszy polski kolarz Sylwester Szmyd kibicujący Contadorowi.

Środowisko kolarskie jest podzielone. Kilku nie skreśla całkowicie szans Armstronga, cała reszta - podobnie jak Szmyd - obstawia zdobycie żółtej koszulki przez Contadora. To, że Cancellara straci koszulkę lidera, dla wszystkich w peletonie jest oczywiste, choć być może nie powinno - Szwajcar utrzymał się z góralami na wszystkich trudnych wspinaczkach podczas wyścigu Dookoła Szwajcarii, który wygrał tuż przed Wielką Pętlą.

- Contador jest naturalnym liderem grupy. Wygrał ostatnie trzy wielkie wyścigi, w jakich brał udział. Ile naprawdę wart jest Armstrong, okaże się w piątek. Na razie dla mnie silniejszy jest Contador - mówi pięciokrotny triumfator TdF Bernard Hinault.

Amerykanin napisał na Twitterze: "Siła nie pochodzi z możliwości fizycznych, ale z niezłomnej woli". Słabość na podjeździe na Arcalis może oznaczać stratę kilku-kilkunastu minut. Dotąd najważniejsze było nie poddać się w walce z wiatrem. Mogła się ona skończyć utratą kilkunastu-kilkudziesięciu sekund - jak właśnie stało się w przypadku kilku czołowych kolarzy podczas poniedziałkowego etapu z Marsylii do Le Grande Motte. Także w czwartek peleton walczył - z wiatrem i deszczem.

Wiatr był dotąd najważniejszym źródłem selekcji w peletonie. - To trudna sztuka. Nigdy nie potrafiłem sobie radzić z wiatrem - mówi Szmyd.

Kiedy w radiu szef zespołu mówi, że będzie inny wiatr, bo na przykład zbliża się zakręt, trzeba być czujnym. Gapiostwo oznacza spadek daleko w tył grupy, bez szans na odzyskanie pozycji. Stąd właśnie sukces zespołu Columbii w poniedziałek. W pewnym momencie kolarze amerykańskiej grupy prowadzili mocnym tempem. Kiedy po zakręcie kąt wiatru się zmienił i zaczął wiać z boku, Columbia zrobiła wachlarz i rozerwała peleton na strzępy.

- Nigdy nie nauczyłem się walczyć z wiatrem, bo wcześnie wyjechałem z Polski - mówi Szmyd. - Polacy są dobrymi fachowcami, bo u nas jest płasko, teren jest odkryty. Kiedy w wieku 19 lat startowałem na wyścigu Grody Czerwieńskie, szybko znalazłem się w trzeciej czy czwartej grupie.

Chodzi o to, że gdy wieje boczny wiatr, prowadzący najszybszą grupę jedzie tak, aby jego kolarze zajęli wachlarzem miejsce od niego do pobocza drogi. Mówią wtedy, że rantują - po to, aby nikt inny się tam nie wcisnął. Dzięki wachlarzowi osłaniają się nawzajem przed wiatrem. Rywal jadący poza wachlarzem cierpi. Albo wysforuje się na czoło wachlarza, co jest niezwykle trudne, albo stworzy swój własny wachlarz, ale już z tyłu.

W czwartek rantowania było sporo, ale kilkadziesiąt kilometrów przed metą się skończyło, gdy kolarze wjechali między zabudowania Costa Brava. Kiedy peleton co chwilę okrajany przez kraksy na mokrym asfalcie postanowił zlikwidować ucieczkę Davida Millara, grupy zaczęły tworzyć pociąg, czyli ustawiać kolarzy jeden za drugim. Pociąg (francuscy kolarze ten grupowy sposób jazdy też tak nazywają: echelon, a Włosi: treno) przyspieszył. Millar nie miał szans. Peleton dogonił go kilometr przed metą na barcelońskim wzgórzu Montjuic. W popisie najbardziej wytrzymałych sprinterów (bo najpierw trzeba było wjechać na Montjuic) wygrał Thor Hushovd przez Oscarem Freire.

Transmisja szóstego etapu w Eurosporcie od 13.50

Najwięksi rywale przed próbą sił

Ćwierkający Tour de France - czytaj tutaj ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA