- Uczucie wspaniałe, bo to dowód na to, że ciągle jestem szybki. Jean-Marc Fortin, mój pilot z Dakaru dzwonił i powiedział, że ta szybkość jeszcze nam się w Dakarze przyda. Ja nie jestem zawodnikiem, którego satysfakcjonuje walka o dalsze miejsca. Zawsze myślę o zwycięstwie, ale jestem też realistą i ciężko było walczyć z facetami z czołówki, oni są szybcy, niewiarygodnie rozjeżdżeni, ścigają się tymi autami praktycznie cały rok.
- Technika niesamowicie poszła do przodu. Samochody mają w sumie podobne parametry, ale dziś lepsza jest jakość zawieszeń, przeniesienia napędu, auto przyśpiesza niewiarygodnie dobrze niezależnie od podłoża, po którym się jedzie.
- Trudno powiedzieć, ale na pewno poniżej czterech sekund do setki.
- Technicznych nie było zbyt wiele, ale do końca nie mogliśmy znaleźć odpowiednich ustawień, specyfikacji na grząskie podłoże. Silnik mieliśmy naprawdę mocny i niezawodny. Międzyczasy pokazywały jednak, że na starcie traciliśmy około 8 sekund właśnie z powodu niewłaściwych ustawień. Na kolejnych pomiarach czasu było już lepiej.
- To są bardzo fajni ludzie, ale też skoncentrowani, trochę zamknięci w sobie, niektórzy zwyczajnie zmęczeni. Sebastien Loeb powiedział mi, że w ciągu roku jest w domu tylko cztery tygodnie. Poza tym to w większości młodzież, nowa generacja. Ja z moich dawnych startów dobrze znałem tylko braci Pettera i Henninga Solbergów. Ale oczywiście atmosfera była miła, dobrze się nam ze sobą rozmawiało.
- Raczej nie. Po pierwsze to pochłania olbrzymie środki, taki start naprawdę dużo kosztuje. Dlatego jestem wdzięczny moim sponsorom, że zdecydowali się to sfinansować. Ja pilnuję swojego budżetu i wolałbym pojechać w dwóch lub trzech rajdach terenowych przed Dakarem, żeby lepiej się przygotować. Tam możemy walczyć o wszystko.
Pojedziemy po raz kolejny Nissanem, ale auto będzie miało lepszy silnik, bo ostatnio zdecydowanie brakowało nam mocy. Będzie to nowa, lepsza konstrukcja, która miejmy nadzieję, pozwoli nawiązać walkę z Volkswagenami.