O Pucharze Narodów Afryki i Olisadebe mówi Henryk Kasperczak, trener Mali

Nie wiem, czy Olisadebe dobrze zrobił, zostając Polakiem, ale na pewno Jerzy Engel dobrze postąpił, robiąc z niego Polaka. To jemu w 50 proc. Polska zawdzięcza awans do mistrzostw świata

O Pucharze Narodów Afryki i Olisadebe mówi Henryk Kasperczak, trener Mali

Nie wiem, czy Olisadebe dobrze zrobił, zostając Polakiem, ale na pewno Jerzy Engel dobrze postąpił, robiąc z niego Polaka. To jemu w 50 proc. Polska zawdzięcza awans do mistrzostw świata

W poniedziałek prowadzona przez Henryka Kasperczaka reprezentacja Mali awansowała do ćwierćfinału Pucharu Narodów Afryki. W grupie A gospodarze zajęli drugie miejsce za finalistą mistrzostw świata Nigerią. W trzech meczach zdobyli pięć punktów, remisując z Liberią, Nigerią i wygrywając w decydującym spotkaniu z Algierią 2:0.

Kasperczak już po raz trzeci awansował do tej fazy mistrzostw Afryki. Poprzednio z reprezentacjami Tunezji i Wybrzeża Kości Słoniowej.

Olgierd Kwiatkowski: Agencja AFP i francuski dziennik "L'Equipe" w reportażach po meczu z Algierią rozpisują się o euforii, jaka wybuchała na ulicach Bamako.

Henryk Kasperczak: Trudno mi to opowiedzieć. To był szał radości, jaką rzadko się spotyka. Jechaliśmy na stadion pół godziny, wracaliśmy trzy. Trudno było przebić się przez tłumy. Kibice zatrzymywali nas, krzyczeli, każdy chciał nas dotknąć.

Czy prezydent kraju obecny na ceremonii otwarcia mistrzostw gratulował Wam awansu?

- Jeszcze do mnie nie dzwonił, ale pewnie to zrobi. Znamy się przecież osobiście. Spotkaliśmy się przed rozpoczęciem turnieju i rozmawialiśmy po polsku. On i jego żona studiowali historię na Uniwersytecie Warszawskim. Oboje uważają Polskę za swoją drugą ojczyznę.

Czy awans do ćwierćfinału jest takim sukcesem dla Pana reprezentacji?

- Jest. Mali w futbolu nie miało dotychczas wielu osiągnięć. Mieliśmy też ciężką grupę z Nigerią, Liberią, Algierią. No i musieliśmy walczyć o awans do ostatniego meczu.

Awansował Pan poprzednio do ćwierćfinału Pucharu Narodów Afryki z Tunezją, Wybrzeżem Kości Słoniowej. Wtedy było łatwiej?

- Tak. Proszę dziś spojrzeć na moją drużynę. Grają w niej chłopcy. Przeciętna wieku 21 lat. A podczas meczu oni zachowywali się jak rutyniarze - jakby grali już w niejednym poważnym turnieju, a grają dopiero w pierwszym.

Na kogo chciałby Pan trafić w ćwierćfinale: Maroko, RPA, Ghanę?

- Nie mam prawa wyboru. Muszę zdać się na przeznaczenie. Czekam więc spokojnie na to, jakie rozstrzygnięcie zapadnie w meczach grupy B.

Która drużyna wygra Puchar Afryki?

- Zawsze powtarzałem: jest na tym turnieju dwóch faworytów - Nigeria i Kamerun. To są najbardziej doświadczone zespoły afrykańskie. Regularnie grają na mistrzostwach świata. Ich zawodnicy występują niemal wyłącznie w dobrych klubach europejskich.

Czy z najbliższego mundialu Nigeria i Kamerun mogą przywieźć wreszcie medal dla Afryki?

- Oba zespoły dobrze grały już na poprzednich mistrzostwach, ale zawsze czegoś brakowało. Myślę, że i w tym roku trudno będzie im dokonać czegoś nadzwyczajnego, ale może za cztery lata? W Afryce zmienił się system kwalifikacji do mundialu. Awansują do niego od następnych mistrzostw cztery najlepsze zespoły Pucharu Narodów i tylko jeden z eliminacji. To znaczy, że ci, którzy awans wywalczą na mistrzostwach Afryki, będą mieli więcej czasu na przygotowanie do mundialu. Poprawi się organizacja tych przygotowań, a o niej nie można było powiedzieć dotąd wiele dobrego. Ci, którzy się zakwalifikują będą częściej organizować mecze z silnymi zespołami z Europy. Łatwiej do udziału w takich meczach będzie skłonić graczy, bo do Afryki na spotkania towarzyskie często nie chcą przyjeżdżać.

Na Puchar Narodów również, a jak już przyjadą, to często bez chęci gry tak jak Shabani Nonda z Republiki Demokratycznej Konga, który wrócił do Monaco, czy Samuel Kouffur z Ghany zawieszony przez trenera ze względów dyscyplinarnych.

- Nie wiem, co się stało z Kouffurem ani z graczami Maroka i Egiptu wykluczonymi z powodów dyscyplinarnych. O takich sprawach lepiej wiedzą dziennikarze. Jeśli chodzi o Nondę, to sugerował, że w Mali złapał jakąś chorobę i dlatego musiał wrócić do Francji. Tak naprawdę jednak wolał grać w Monaco. Gdy jednak federacja dowiedziała się, że udawał, zagroziła mu, że go zawiesi i natychmiast wrócił do Mali.

Czy Mali dobrze zorganizowało Puchar Narodów?

- Ja nie mogę narzekać, bo na meczach mojej drużyny jest po 60 tys. widzów i nie było żadnych ekscesów ani problemów z bezpieczeństwem.

Afrykańscy piłkarze kochają futbol ofensywny, a jednak w pierwszych meczach turnieju padło bardzo mało bramek. Niektórzy sugerowali, że to z powodu złej organizacji: gracze byli źle żywieni, chorowali, a stan boisk jest fatalny.

- Bramek padało mało przede wszystkim dlatego, że poziom drużyn afrykańskich się wyrównał. Nie ma zdecydowanych słabeuszy. Rzeczywiście jednak drużyny grające na innych stadionach niż my, gospodarze, narzekały, że murawy są twarde, że nie polewa się ich wodą. Inni skarżyli się na piłki adidasa, którymi przecież będzie się grać i na mistrzostwach świata. Rzeczywiście są bardzo lekkie. Poza tym sędziowie oszczędzają brutalnie grających obrońców - napastnikom jest przez to trudniej. Do poniedziałku arbitrzy nie pokazali żadnej czerwonej kartki.

A może drużynom zaszkodziło to, że organizatorzy odsunęli od nich czarowników?

- Wielu afrykańskich piłkarzy gra w Europie i nie potrzebuje czarowników, ale inni żyją tradycją. W Afryce wsparcie czarownika to ważna rzecz i tego nie wolno zniszczyć.

Czy przy Pana drużynie jest czarownik?

- To, kogo mamy w drużynie, jest moją zawodową tajemnicą.

Emmanuel Olisadebe zmienił obywatelstwo z nigeryjskiego na polskie i jest w kadrze Jerzego Engela gwiazdą. Czy według Pana dobrze zrobił?

- Nie wiem, czy on dobrze zrobił, ale wiem, że dobrze zrobił polski trener. Polska szukała bramkostrzelnego napastnika, bo od kilku lat nam go brakowało, i to Olisadebe w 50 proc. Polska zawdzięcza awans do finałów mistrzostw świata.

Czy na turnieju w Mali widzi Pan większe talenty niż Olisadebe?

- Są wspaniali zawodnicy, którzy zrobili już większą karierę niż Olisadebe, i to w wielkich europejskich klubach: Okocha, Kanu, Mboma. Olisadebe jest dopiero u progu kariery i nie gra jeszcze w wielkim klubie.

Dlaczego trenuje Pan kolejny zespół afrykański? Z dala od Polski i z dala od Francji?

- Prawda jest taka, że nie otrzymałem żadnej propozycji z pierwszoligowego klubu europejskiego ani reprezentacji narodowej. W Afryce jestem znany i ceniony. Dlatego tu pracuję.

Do kiedy ma Pan kontrakt z federacją Mali?

- Do końca Pucharu Narodów. Cel już zrealizowałem, ale chciałbym osiągnąć coś więcej. Czy będę pracował dalej z Mali, tego nie wiem. Nikt na ten temat ze mną nie rozmawiał.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.