W Kalifornii starsza z sióstr Radwańskich doszła do ćwierćfinału, na Florydzie po wyrównanym meczu przegrała w 1/8 finału z Venus Williams. Pierwszy raz od kilku lat Agnieszka święta wielkanocne spędzi w rodzinnym domu w Krakowie, bo - w przeciwieństwie do ubiegłego sezonu - zrezygnowała z występów w Amelia Island i Charleston. Przygotowuje się do meczu w Pucharze Federacji, w którym Polska zmierzy się pod koniec miesiąca w Gdyni z Japonią.
Agnieszka Radwańska: Przez pierwsze miesiące rzeczywiście miałam złą passę: choroby, kontuzje, pech na korcie. Najgorzej przegrywać w pierwszych rundach. W USA zdobyłam jednak dwa razy więcej punktów niż przed rokiem, więc nie mam powodów do narzekań.
- Przegrałam, bo zupełnie nie czułam tego dnia kortu. Zresztą rywalka też miała problem. Wygrała, mimo że nie pokazała nic wielkiego. Mecz był wręcz nudny, o wiele gorszy niż poprzednie nasze spotkania w tym sezonie.
- Nie byłam na nikogo ani na nic obrażona. Nie szło mi, a to jest bardzo frustrujące, stąd moja mina. Być może chciałam za bardzo. Są takie dni w życiu tenisistów, gdy nic nie idzie, choćby próbowało się wszystkiego. Przegrałam jednak z Pawluczenkową i Venus Williams, czyli tenisistkami, które nie są byle kim.
- W światku tenisowym o wieku wiele się nie mówi. To swoiste tabu, bo wiadomo że niektóre zawodniczki miały problemy z przestawionymi datami urodzin. Młodzież ma dużo respektu do dziewczyn z czołówki. Na korcie nikt nie szuka przyjaciółek, więc każda chce wygrać.
- Obydwa turnieje trwają po dwa tygodnie, zjeżdża się cały światek tenisowy i nikt nie chce szybko przegrywać. Nie wypada ze względu na prestiż. Obydwie imprezy różnią się od turniejów wielkoszlemowych tylko niższymi premiami. Niespodzianki? Było ich dużo. Nie można jednak wyciągać żadnych wniosków. To tylko dowód na to, że w tenisie wszystko się może zdarzyć.
- Belgijka nie będzie miała łatwo. Oczywiście nikt nie wie, co robiła w czasie swojej "emerytury". Może siedziała przed telewizorem, a może trenowała? Wszystko okaże się, gdy wyjdzie na kort.
- Na połączonych turniejach damsko-męskich robi się czasem przedszkole. Sporo mężczyzn z czołówki ma dzieci, wśród zawodniczek tylko Sybille Bammer. Szwajcar nie jest pierwszy. Moim zdaniem to nie oznacza, że jego forma spadnie.
- W szatni padały komentarze, że Ula idzie do przodu, ale to przecież nic zaskakującego. Siostrę czeka niebawem matura, więc ma faktycznie większe problemy. Czy będę pomagać w nauce? Nie będę przeszkadzać, a w maju czeka mnie długie samotne tournée po Europie. Ula sobie poradzi.
- Zrobiłyśmy sobie dwa dni wolnego: amerykańskie centra handlowe i plaża, na której nikt nie gonił za mną z aparatem. Wiele nie poszalałam, bo w USA kupuję tylko ciuchy. W Polsce jestem twarzą pewnej marki obuwniczej, więc w buty zaopatruje się tylko u nich.
- Rezygnacja z rozgrywek wiąże się z brakiem pieniędzy. Ja to rozumiem, bo mam podobny problem. Reklamodawcy nie walą drzwiami i oknami. Fajnie było mieć w domu turniej najwyższej rangi. Szkoda, bo w Polsce nie ma wielu imprez, w których mogliby pokazać się młodzi zawodnicy.
- Latamy wszędzie całą rodziną, a bilety podrożały. Nie ma jednak co rozpaczać, trzeba grać dalej. Cały czas toczą się jednak rozmowy z potencjalnym sponsorem. Być może niedługo pokażę się w kolejnej reklamówce.
- Trudniej, bo bronię punktów w każdym tygodniu, więc muszę się bardzo starać. Łatwiej było wchodzić do góry, niż na niej pozostać. Kolejne cele? Zbliża się wielkoszlemowy Roland Garros, chciałabym pokazać się z dobrej strony. A później będę walczyła, by wrócić na Turniej Mistrzyń w Dausze.
Ula Radwańska nieśmiała i zirytowana porównaniami do siostry ?