W czterdziestu występach w kadrze 27-letni napastnik strzelił już 19 goli i awansował na 10. miejsce w klasyfikacji wszech czasów ex aequo z Romanem Koseckim.
Ebi Smolarek: No trudno. Nie stresuję się tym, że mi jednego zabrali, bo wygraliśmy. Trzeba było znaleźć się tam, gdzie była piłka. Ja się znajdowałem. [w czwartek późnym wieczorem zadzwonił do nas Ebi i powiedział: - Ale kino! Właśnie zobaczyłem w internecie, że FIFA zmieniła zdanie i jednak przyznała cztery gole. Niezły mają tam bałagan, co? Nie wiem jak to się stało, ale ważne, że dodali jednego, a nie zabrali. Cztery gole cieszą jeszcze bardziej niż trzy, bo chyba mało komu w reprezentacji się to udało - przyp. rb]
- Nie, żadnych. Nawet nie musiałem spuszczać z niej powietrza. Piłka jest na razie ze mną w Manchesterze. Przy najbliższej okazji dołączy do tej z meczu przeciwko Kazachom. Trzymam te piłki w domu, w Polsce. Mam nadzieję, że będą kolejne. Dom duży, to i miejsca dużo.
- Nie zapomniałem, jak się gra i strzela gole. A z tego jestem przecież rozliczany. Chciałem się pokazać i się pokazałem.
- Ale mówiłem też, że nie robię niczego przeciwko Leo. Choćbym nie wiem jak był niezadowolony, zawsze dla Polski zagram. Trenera popieram, on powinien dokończyć eliminacje. Byłem niezadowolony z trybun w Irlandii, bo tego jeszcze w kadrze nie przeżyłem. Zacisnąłem zęby i trenowałem jak najlepiej. Przyjeżdżam i gram przede wszystkim dla Polski i kibiców. Ojczyzna jest dla mnie najważniejsza. Mówię to z serca i tak zawsze będę mówił. Zresztą kibice mnie ocenili w Kielcach, chyba wszyscy słyszeli, co śpiewali. Oni nie zapomnieli tamtych eliminacji, dziewięciu goli i paru innych dobrych rzeczy. Złe też się trafiły, ale takie jest życie. W ogóle to kibice byli świetni w Kielcach, wierzyłem, że będą nas wspierać. Nie wyobrażaliśmy sobie, że będą na nas gwizdać przed meczem.
- Być w czołówce strzelców to specjalne wyróżnienie, ale statystykami więcej zajmujecie się wy, dziennikarze. Ja tylko strzelam, wy liczycie (śmiech). No ale przecież jeszcze nie skończyłem gry w kadrze, to raczej nie są moje ostatnie trafienia. Przynajmniej mnie się tak wydaje.
- Tak, zdecydowanie. Musieliśmy pokazać, że jesteśmy drużyną, że umiemy prosto kopnąć piłkę i strzelać gole. Zdajemy sobie sprawę, że rywal był słaby i wszystko rozstrzygnie się jesienią. Ale przynajmniej trochę zatarliśmy złe wrażenie. To było tylko San Marino, choć wygrać 10:0 to też sztuka. Tyle to ja wygrywałem na podwórku albo w juniorach. Jesienią trzeba będzie zwyciężać z lepszymi. Tak jak powiedział Mariusz Lewandowski: więcej błędów popełniać nam nie wolno. Tym bardziej że w tych kwalifikacjach każda pomyłka kończyła się utratą przez nas bramki. Nie było szczęścia, teraz więc musimy wygrywać.
- Nie. Bramki w reprezentacji są najważniejsze. Nieważne, ile ich zdobyłem i kiedy. Liczy się każda i jest cenniejsza od tych w klubie. Tu mam inną sytuację, wróciłem i zobaczymy, co będzie. Ale to coś innego.
- Nawet nie wiem, bo się z nim nie spotkałem. Przyjechałem tylko na masaż i po kilkudziesięciu minutach wróciłem do domu. Nie wiem, czy zagram w sobotę z Middlesbrough.
- Bo przecież jestem piłkarzem Racingu wypożyczonym na rok do Boltonu. W czerwcu wracam do Hiszpanii, więc raczej nie mogli o mnie zapomnieć. Ale to może tylko dziennikarze się pytają? Zobaczymy, co będzie dalej.
- Trzeba je wygrać. Innej opcji nie ma.
- To co, znów będę piłkarzem roku w Polsce? Czy może takie rzeczy się nie liczą?
- No tak, mogłem. Ale musiałem tak strzelić. Bo chciałem pokazać, czemu trzy razy z rzędu przyznawano mi tytuł piłkarza roku.