Miał być puchar, pozostał niedosyt...

Jastrzębskiemu Węglowi nie udało się wczoraj uratować honoru polskiej siatkówki. Trofeum Challenge Cup trafiło do tureckiego Arkasu, a jedynym Polakiem, który w Izmirze zbierał gratulacje po wygranej, był Piotr Gruszka.

Jastrzębianie do udziału w Challenge Cup przygotowywali się przez ostatnie tygodnie. W zasadzie każdy trening podporządkowany był temu jednemu wydarzeniu.

- Myśleliśmy o tych finałach i jesteśmy bardzo zmotywowani. Zrobimy wszystko, żeby spełnić oczekiwania nasze i kibiców w Polsce - mówił przed rozpoczęciem spotkania z Arkasem kapitan zespołu Robert Prygiel.

Stąd na twarzach zawodników Jastrzębskiego Węgla po ostatnim gwizdku sędziego trudno było doszukać się jakichkolwiek oznak zadowolenia. Drugie miejsce w Challenge Cup, choć obiektywnie patrząc na tle innych polskich zespołów nie jest złym wynikiem, z całą pewnością nie było tym, co Polacy chcieli wywieźć z Izmiru. Miał być puchar, pozostał niedosyt.

- Przegraliśmy na własne życzenie - powiedział po meczu Prygiel. - Trzeba szczerze powiedzieć, że to nie Turcy wygrali, tylko my przegraliśmy.

Goryczy porażki nie osłodził nawet optymistyczny epizod podczas uroczystości zakończenia imprezy - nagroda indywidualna dla najlepszego libero, która trafiła w ręce Paweł Ruska.

Jednak nie wszyscy Polacy wychodzili wczoraj z hali w Izmirze w minorowych nastrojach. Dobry humor dopisywał Piotrowi Gruszce, który wraz Arkasem świętował triumf w Challenge Cup.

- Co zadecydowało o zwycięstwie? Myślę, że wiara i troszkę szczęścia w naszych poczynaniach - mówił po meczu Piotrek. - Wiedzieliśmy, że nie musimy, ale możemy wygrać. Ten mecz był bardzo nierówny zarówno z jednej jak i drugiej strony. Były bardzo ważne momenty w drugim i czwartym secie, kiedy trzy akcje pozwoliły nam wrócić do gry i dalej walczyć. Czwarty set był bardzo zacięty. Cieszymy się, bo to był naprawdę trudny mecz, Jastrzębie grało dobrze taktycznie, ale myślę, że ostatecznie zadecydowały nasza wiara w zwycięstwo i szczęście.

Przyjmujący reprezentacji Polski przyznaje, że nie łatwo było mu grać w finale przeciwko polskiemu zespołowi i kolegom z kadry czy polskich parkietów ligowych. Z drugiej strony przyznaje, że jest to wpisane w zawód sportowca. - Tak jak wszyscy gdzieś wyjeżdżają i wygrywają z polskimi zespołami, tak samo ja gram teraz tutaj i robię wszystko, żeby grać jak najlepiej. Po to tu przyjechałem, żeby pomagać zespołowi w zwycięstwach i to robię. Taki jest sport. W sobotę kibicowałem ekipie z Polski, ale w niedzielę starałem się zagrać jak najlepiej dla swojej drużyny.

Wygrana w Challenge Cup jest pierwszym tego typu trofeum dla Arkasu. Nic więc dziwnego, że po ostatnim gwizdku sędziego wśród kibiców i zawodników zapanowała euforia. Zaraz po meczu Piotr z kolegami poszedł świętować.

Więcej w serwisie Reprezentacja.net - czytaj tutaj ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.