Siatkarka Muszynianki Fakro Muszyna, Ivana Plchotová: Liga Mistrzyń może być nasza

Dlaczego gram w Muszynie? Chciałam wreszcie zagrać w finale ligi, w finale krajowego pucharu oraz Lidze Mistrzyń. We Włoszech nie miałam na to szans - mówi jedna z najlepszych zagranicznych siatkarek w PlusLidze Kobiet

Po meczach w LM: Nadzieja umiera ostatnia ?

Mistrzynie Polski zagrają w Stambule (środa, godz. 15.30, transmisja w Polsacie Sport) rewanżowe spotkanie z Eczaczibasi o awans do Final Four Ligi Mistrzyń. Pierwszy mecz muszynianki przegrały 1:3, do awansu potrzebne jest im zwycięstwo 3:0 lub 3:1 i wygrana w tzw. złotym secie.

Przemysław Iwańczyk: Wydawało się, że Fakro Muszyniance najłatwiej z polskich zespołów będzie awansować do Final Four Ligi Mistrzyń. Przegrałyście jednak pierwszy mecz z Eczaczibasi, więc sytuacja jest skomplikowana.

Ivana Plchotová: Nie powinnyśmy przegrać. Zjadła nas trema, była presja, wkradł się stres. Do naszej nerwowości dołożyła się jeszcze fantastycznie grająca w Eczaczibasi skrzydłowa Mirka Francia [zdobyła aż 32 punkty - red.] i kłopot gotowy. Nie grałyśmy źle, ale co z tego, skoro skończyło się 1:3.

Dajecie sobie szanse na wygraną w rewanżu i awans?

- Oczywiście, że tak. Zresztą zawsze myślę pozytywnie, dziewczyny też, a swój optymizm opieram na tym, że wszystkie bardzo chcemy awansować do Final Four.

I tak dotarłyście do szóstki najlepszych drużyn w Europie. To wynik spełniający pani ambicje?

- Po pierwszym meczu z rumuńskim Metalem Galati, który przegrałyśmy 0:3, nikt nie stawiał na nas grosza. A przecież mieliśmy bardzo silną grupę z Volleyem Bergamo i Vakifbank Stambuł. Trudno nie być zadowolonym, choć oczywiście liczę na jeszcze więcej. Możemy wystąpić w Final Four i powalczyć o Ligę Mistrzów.

Co może skłonić uznaną w Europie siatkarkę, by po sześciu latach gry we Włoszech przyjechała do polskiego klubu?

- Zdecydowałam się na ten krok, bo chciałam wreszcie zagrać w finale ligi, w finale krajowego pucharu oraz Lidze Mistrzyń. We Włoszech nie miałam na to szans. Chciałam też w końcu znaleźć się w jednej drużynie z mocnymi siatkarkami i dobrym trenerem. Moje koleżanki z kadry Czech Tereza Matuszková i Milada Spalová opowiadały mi, że w polskiej lidze jest naprawdę fajnie i warto spróbować. Zwłaszcza Milada, bo ona nigdy nie grała we Włoszech i jej polska liga zawsze wydawała się silna.

Chcieli panią zatrzymać we Włoszech?

- Tak, ale chciałam spróbować czegoś nowego. Poza tym przesądziły trzy powody, o których mówiłam wcześniej. Stąd też wybór Muszynianki. Pomysł na Polskę wyszedł od mojego menedżera. Nie narzekam także dlatego, że z Muszyny mam bliżej do mojej rodzinnej Ostrawy. Gdyby jeszcze polskie drogi były lepsze...

Pani wyobrażenia o polskiej siatkówce potwierdziły się w rzeczywistości?

- Przewidziałam, że w Polsce są trzy, cztery silne zespoły, jednak i te z ostatnich miejsc mogą postraszyć faworytów.

A atmosfera otaczająca polską siatkówkę była dla pani zaskakująca?

- Na pewno jest inaczej niż w Czechach, ale porównywalnie do Włoch, gdzie grałam przez ostatnie lata. Chociaż Polska wypada lepiej, na trybunach zawsze jest mnóstwo kibiców. Bywają mecze w Serie A, na które przychodzi 500 osób i wszyscy mówią, że to dobry wynik.

Jeśli chodzi o zainteresowanie mediów, jest podobnie jak we Włoszech. Może wielkie tytuły prasowe nie poświęcają siatkówce wiele miejsca, ale lokalne gazety nie odpuszczają siatkówki na krok.

Jak to się stało, że jeszcze w wieku juniorki trafiła pani do Włoch?

- Na mistrzostwach Europy juniorek, które wygrałyśmy, dostrzegł mnie jeden z menedżerów i ściągnął do włoskiej ligi. Wiele mi to dało. Miałam możliwość grać z naprawdę klasowymi zawodniczkami, jak np. Rumunka Carmen Turlea. Z przeciwniczek najbardziej cenię Włoszkę Simonę Gioli, mistrzynię świata i Europy, która wyjechała teraz grać do Rosji.

Jesienią w Polsce rozegrane zostaną mistrzostwa Europy, pani też na nich wystąpi. Jakie szanse daje pani biało-czerwonym?

- Oczywiście, przecież w waszej kadrze grają siatkarki znane w całej Europie.

A gdyby była pani trenerem reprezentacji Polski...

- ...Byłoby super (śmiech)...

Kogo wzięłaby pani do kadry?

- Niech mi pan zada pytanie, kogo z Polski wzięłabym do kadry Czech. Byłaby to atakująca Muszynianki Kamila Frątczak, bo podoba mi się jej gra. Na rozegraniu widziałabym Katarzynę Skorupę z Aluprofu Bielsko-Biała, a na środku bloku Agnieszkę Bednarek z Farmutilu Piła, która jest świetna w ataku. Potrzeba by jeszcze jakiejś dobrze blokującej.

A pani?

- Jestem przecież trenerem Czech (śmiech).

Zajrzyj do blogu Przemysława Iwańczyka

Ivana Plchotová

Urodziła się 28 października 1982 roku w Mustopece. Zaczynała karierę w NH Ostrawa, a od 2002 roku występowała we Włoszech - Siram Roma, Pre Camp Collecchio, Zoppas Conegliano oraz Unicom Starker Kerakoll Sassuolo. Od tego sezonu występuje w Muszyniance Fakro Muszyna.

Dla Gazety, Bogdan Serwiński, trener Muszynianki Fakro

Jestem bardzo zadowolony z Ivany. Transfer jedynej zagranicznej zawodniczki w moim zespole był niezwykle udany. To, co najważniejsze w rozgrywkach, dopiero się wydarzy, ale 90 proc. sezonu mamy już za sobą i spokojnie mogę powiedzieć, że to w pełni profesjonalna, oddana siatkarka, bardzo dobra koleżanka, która nie miała żadnych problemów z adaptacją w zespole. Opuściła Czechy jako dziewczynka, przez wiele lat grała we Włoszech, a jednak szybko dopasowała się do drużyny. Między nią a resztą grupy nie widać żadnych różnic kulturowych.

Podpisaliśmy z nią kontrakt tylko na rok, ale chętnie widziałbym ją u siebie także na kolejne sezony. Jeszcze z nią nie rozmawiałem, poza tym Ivana ma kontrakt w euro, a przy obecnym kursie tej waluty wiele zależy od sponsorów i ich możliwości.

Czeszka w ligowej statystyce

Dane po rundzie zasadniczej: 18 meczów, 59 setów, 146 punktów, 2,47 na set.

Blok: 48 pkt, 0,81 na set (6. miejsce w lidze).

Zagrywka: 24 asy, 0,41 na set (3. miejsce w lidze).

Atak: 74 pkt, 1,25 na set.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.