Bundesliga: Hoffenheim liderem, Polacy poza składami

Sensacyjny beniaminek niemieckiej ekstraklasy piłkarskiej - 1899 Hoffenheim, pokonał w sobotę Energie Cottbus 2:0 i wrócił na pozycję lidera rozgrywek.

Borussia podwaja pensję Błaszczykowskiego ?

Komplet publiczności na nowym stadionie i zwycięstwo 2:0 z Energie Cottbus dające samodzielne prowadzenie w tabeli. Tak wyglądało święto w Sinsheim.

Supernowoczesny stadion Rein Neckar Arena powstał w ciągu zaledwie roku za 60 mln euro. W sobotę na premierze ligowej - mimo iż lider grał ze słabiutkim zespołem z Łużyc - bilety zostały wyprzedane do ostatniego miejsca.

Kibice mieli powody do radości. Beniaminek ze wsi pewnie pokonał jednego z kandydatów do spadku 2:0, co przy piątkowej porażce Bayernu Monachium w Hamburgu dało zespołowi z Hoffenheim samodzielne prowadzenie.

Bramki pod nieobecności lidera tabeli strzelców Vedada Ibisevica strzelali czarnoskórzy napastnicy beniaminka: Samba Ba i Boubacar Sango sprowadzony w styczniu z Werderu Brema, gdzie większość czasu spędzał na ławce. Trener Ralf Rangnick postawił na reprezentanta Wybrzeża Kości Słoniowej od pierwszej minuty, a ten w 63. ustalił wynik meczu z podania Ba.

- Mimo, że gramy z sobą krótko całkiem dobrze się rozumiemy - przyznał Ba po meczu.

Szczęście drużyny z Hoffenheim tym większe, że w meczu kolejki otwarcia drugiej rundy Bayern stracił wszystkie punkty w Hamburgu. Zwycięstwo gospodarzom zapewnił Mladen Petric strzałem z główki. Mecz inaugurujący rewanże w Bundeslidze transmitowany był do 170 krajów. Po wtorkowym zwycięstwie Bawarczyków w Pucharze Niemiec z VfB Stuttgart aż 5:1 hamburczycy mieli się czego obawiać. Postanowili jednak zagrać agresywnie i przez całą pierwszą połowę zdecydowanie dominowali.

- Wracamy do domu źli i z pustymi rękami - przyznał po meczu Jurgen Klinsmann. - Pierwsze pół godziny przespaliśmy, a kiedy zaczęliśmy lepiej grać straciliśmy głupia bramkę. - Potem mieliśmy wystarczająco szans by strzelić gola, ale piłka nie chciała wpaść.

Zdaniem Petrica kluczem do zwycięstwa HSV była dyscyplina taktyczna. - Od początku zaatakowaliśmy, a w drugiej połowie cała jedenastka bardzo dobrze broniła - przyznał Chorwat.

Niemal tak samo jak w Hamburgu wyglądał mecz w Berlinie, gdzie stołeczna Hertha także wykorzystała potknięcie Bayernu i ulokowała się na pozycji wicelidera po wygranej z Eintrachtem. Zwycięstwo zespołowi Luciana Favre'a dały dwa strzały Serba Marko Pantelica, który w grudniu już żegnał się z Berlinem. Nie znalazł się na niego jednak odpowiedni nabywca i Serb nadal broni barw Starej Damy. W 17. min czujnie dobił piłkę po zablokowanym strzale z przewrotki Andrieja Woronina, a w 50 min sam ograł środkowych pomocników z Frankurtu i strzałem z 22 metrów tuż przy słupku pokonał po raz drugi Markusa Prölla. Chwilę później goście zdobyli kontaktowego gola po strzale rodowitego berlińczyka Benjamina Köhlera i od te chwili obraz meczu uległ diametralnej zmianie. Dominująca przez 50 minut Hertha została zmuszona do zmasowanej obrony, która w końcówce zmieniła się w rozpaczliwe wybijanie piłki na oślep. Na tyle skuteczne, że udało się gospodarzom dowieść trzy punkty do końca. Nic dziwnego, że po 40 minutach horroru, jaki Favremu zaserwowali jego podopieczni, trener gospodarzy po ostatnim gwizdku był szczęśliwy. - To ważne, że rundę rewanżową zaczęliśmy od zwycięstwa po bardzo trudnym meczu - przyznał Szwajcar.

Nie mogą mówić o szczęściu polscy piłkarze grający w Bundeslidze. Kontuzje wykluczyły z gry: Kubę Błaszczykowskiego, Łukasza Piszczka, Mariusza Kukiełkę. Jacek Krzynówek jest bliżej gry w Legii niż VfL Wolfsburg, a Tomasz Zdebel po przejściu do Bayeru Leverkusem cały mecz w Dortmundzie przesiedział na ławce.

Więcej o:
Copyright © Agora SA