Kazimierz Greń czeka na zarzuty

Na razie zarzuty postawiono trzem osobom, ale będzie ich więcej. Prezes Kazimierz Greń twierdzi, że na niego prokuratura też coś znajdzie. - Mam przed sobą dokumenty pokazujące mechanizmy, które działają w Polsce. Ja się już śmierci nie boję, ale chcę chronić swój dom - mówi Greń.

Prawda o Kazimierzu Greniu - czytaj na blogu Roberta Błońskiego  ?

Jak pisaliśmy w poniedziałek, prokuratura w Rzeszowie od dwóch miesięcy prowadzi tajemnicze śledztwo. Przesłuchano już 75 osób.

Ostatnie wybory w PZPN wygrała ekipa Grzegorza Laty nieakceptowana przez ministra sportu. Podobno wtedy zapadła decyzja o wzmożeniu kontroli w wytypowanych oddziałach związku w terenie. Podkarpacki ZPN, którego prezesem jest Kazimierz Greń, członek zarządu związku, szef kampanii wyborczej Laty, przeżywa niespotykany najazd grup śledczych. W sprawę zaangażowały się miejscowa prokuratura i wydział przestępstw gospodarczych komendy miejskiej policji.

13 stycznia dziesięciu funkcjonariuszy wpadło w kominiarkach do siedziby związku. Zażądali od Grenia dokumentów. Szybko znaleziono źle rozliczoną fakturę na 8,5 tys. zł. Pieniądze, zamiast znaleźć się w budżecie turnieju dla dzieci, zostały przejedzone w jednej z rzeszowskich restauracji przez działaczy OZPN.

Prokuratura ogranicza się na razie do oficjalnych komunikatów. - Trzem osobom już postawiono zarzuty. Dotyczą one przywłaszczenia mienia i występków związanych z wiarygodnością dokumentów - informuje zastępca prokuratora okręgowego Jan Łyszczek. Odmawia podania bliższych szczegółów, tłumacząc, że nie przesłuchano jeszcze wszystkich.

Nieszczęsna faktura to nie wszystkie nieścisłości znalezione w szafie Grenia. Zwłaszcza że - jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie - księgowej podkarpackiego związku postawiono pięć zarzutów. Pozostałe dwie osoby, którym prokuratura już postawiła zarzuty, to wiceprezes Podkarpackiego ZPN Józef K. i właściciel baru, który wystawił fakturę. Nikt z tej trójki nie przyznał się do winy, wszyscy odmówili składania zeznań.

Policja milczy, bo "sprawę prowadzi prokuratura" - mówi Zbigniew Kocój, rzecznik KM Policji w Rzeszowie. Ale są przecieki. W sprawę zaangażował się naczelnik wydziału przestępstw gospodarczych w Rzeszowie, który podobno co tydzień relacjonuje sprawę w Komendzie Głównej w Warszawie. Jego funkcjonariusze byli w stolicy w siedzibie PZPN.

Dla Grenia sprawa jest oczywista. - Uparli się, by mnie skompromitować. Zrobią wszystko, by postawić mi jakikolwiek zarzut. Prześwietlane są te związki, które poparły w wyborach Latę. Resztę można sobie dopowiedzieć - twierdzi.

O swoim niezwykle emocjonalnym wystąpieniu w sobotę na spotkaniu z działaczami z Podkarpacia (m.in. odczytał łamiącym głosem list pożegnalny) mówić nie chce. - Mam przed sobą dokumenty pokazujące mechanizmy, które działają w Polsce. Ja się już śmierci nie boję, ale chcę chronić swój dom. Oficjalnie nic więcej nie powiem. Nie chcę, by ktoś to odebrał jako mój prywatny spektakl. Z mojego wystąpienia w sobotę przygotowałem cztery kopie, które zdeponowałem w różnych miejscach, gdyby coś się ze mną stało.

W najbliższą sobotę w Warszawie odbędzie się tzw. statutowy zjazd PZPN. Ale wszyscy czekają przede wszystkim na wystąpienie Grenia.

O kolejnej aferze w PZPN - czytaj tutaj ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.