Fruwając pod koszem: Zielone tracą na wartości

Okazuje się, że Boston Celtics można pokonać. Ale nadal nie wiadomo, czy uda się to w czerwcu.

Jeszcze dwa i pół tygodnia temu Celtics byli w trakcie najdłuższej w historii klubu, dziewiętnastomeczowej serii zwycięstw. Mieli za sobą najlepszy start w historii NBA i spore szanse na poprawienie legendarnego wyczynu chicagowskich Byków - 72 zwycięstw w sezonie. Nawet świąteczna, wyjazdowa porażka z Lakers nie robiła wrażenia - Celtics przegrali nieznacznie, a przecież nie da się wygrywać wszystkiego.

Od tego czasu jednak sporo się zmieniło i Celtics wcale nie są już murowanym kandydatem - nie tylko do tytułu, ale nawet do udziału w wielkim finale.

Problem nie w tym, że Celtics przegrali z Lakers, czy w ostatni piątek - z Cleveland Cavaliers. Problem w tym, że przegrali siedem z ostatnich dziewięciu meczów (w tym cztery ostatnie). Że przegrywali w fatalnym stylu, ze słabiutkimi rywalami, których nawet nie będzie w play-off (Warriors, Knicks, Bobcats). Że przegrywali z rywalami zdziesiątkowanymi przez kontuzje (Warriors bez Jamala Crawforda, Blazers bez Brandona Roya, Bobcats bez Raja Bella, Rockets bez Tracy'ego McGrady). Że bohaterami ostatnich meczów z udziałem Celtics były takie asy jak Marco Belinelli, Steve Blake, Wilson Chandler, DJ Augustin, Aaron Brooks albo Von Wafer. Że padł bastion własnego parkietu (z Rockets).

Zresztą gdyby play-off rozpoczął się dzisiaj, to z przewagą własnego parkietu (której wagę tak bardzo zawsze podkreślali) Celtowie graliby tylko w pierwszej rundzie, bo nie tylko Lakers i Cavaliers, ale nawet Orlando Magic zdążyli ich w międzyczasie przegonić.

Co się stało? Ano, jak to zwykle bywa, wszystko po trochu.

Po pierwsze - siadł atak, zwłaszcza w końcówkach meczów. W sześciu z siedmiu przegranych meczów Celtics nie udało się przekroczyć 90 punktów. Wcześniej w 30 meczach zdarzyło im się to tylko pięciokrotnie. Rzucają ze skutecznością niewiele ponad 40 proc. Za trzy punkty trafiają ledwie co czwarty rzut. Celtics nadal dobrze zaczynają mecze, ale pękają w decydujących momentach. W Los Angeles przegrali ostatnie cztery minuty 2:13. Z Warriors przed ostatnią kwartą prowadzili ośmioma punktami, po czym pozwolili sobie wrzucić 35 punktów. Knicks rozbili ich w trzeciej kwarcie, a Bobcats w dogrywce. Krótka ławka sprawia, że mający już swoje lata Allen, Pierce i Garnett muszą grać dłużej. A kiedy są zmęczeni - częściej pudłują.

Po drugie - gorzej grają chwaleni na początku sezonu ten czwarty i ten piąty. Obrońcy przeciwników nie pozwalają temu czwartemu, rozgrywającemu Rajonowi Rondo na bezkarne wejścia pod kosz, a rzucać z dystansu Rondo się boi. W meczu z Cavaliers trafił tylko jeden z ośmiu rzutów, a wcześniej w Nowym Jorku - raz na siedem prób. Ten piąty, center Kendrick Perkins w meczu z Cleveland zebrał jedną piłkę w 26 minut. Wcześniej, przeciwko Houston, zebrał trzy piłki i zdobył tyle samo punktów, ile autorzy tego tekstu. Perkins jest centrem, więc powinien zebrać i dobić więcej choćby przez przypadek.

Wreszcie po trzecie - zaczynają się kontuzje. Rezerwowy Tony Allen skręcił kostkę i nie gra w ogóle. Wspomniane słabsze występy Perkins tłumaczy bólem ramienia. Garnett od meczu w Nowym Jorku narzeka na ból łydki. A zastępców Celtics nie mają. James Posey odszedł do Nowego Orleanu, P.J. Brown - na emeryturę, Sam Cassell niby został, ale nie zagrał jeszcze ani minuty. Obecni rezerwowi Celtics są kompletnie nieobliczalni. Najlepszy strzelec wśród nich, Eddie House, oddał w przegranych meczach 44 rzuty. Trafił 13, co daje oszałamiającą 29-proc. skuteczność.

Czy to tylko spowolnienie, czy aż kryzys? Tak jak po fantastycznym starcie Celtics tonowali euforyczne opinie na swój temat, tak teraz uspokajają pesymistów. Mówią, że to nawet dobrze, że taka seria przydarzyła się teraz. Doc Rivers twierdzi, że gdyby nie męczarnie z Atlantą w pierwszej rundzie play-off, Celtics pękliby podczas rywalizacji z Cleveland i nie zostaliby w zeszłym roku mistrzami. Mówi, że obecna seria go nawet cieszy, bo chłopcy okrzepną i znowu się czegoś nauczą. I przypomina kłopoty Detroit Pistons, którzy pięć lat temu, też w styczniu i lutym, przechodzili kryzys, a potem sięgnęli po tytuł.

Wtedy receptą na kryzys Pistons było pozyskanie Rasheeda Wallace'a. Wiadomo już, kto miałby być odpowiednikiem Rasheeda. W Bostonie od kilkunastu dni kiełkuje plotka, że po rozwiązaniu umowy z nowojorskimi Knicks, do Bostonu trafi prawdziwy czwarty muszkieter, dawny kolega Garnetta z Minnesoty Stephon Marbury.

Kronika towarzyska

Memphis Grizzlies zwolnili Antoine'a Walkera. Potencjalnym pracodawcom Walker postanowił udowodnić, że nie jest gorszy od Charlesa Barkleya. Zapił w nocy z niedzieli na poniedziałek, po czym o piątej nad ranem wsiadł za kierownicę czarnego mercedesa i ruszył, nie włączając świateł. Policjanci, którzy go zatrzymali, twierdzą, że z samochodu wydobywał się solidny smród nieprzetrawionego alkoholu.

W decydującej akcji meczu pomiędzy Wizards i Cavaliers sędziowie zagwizdali LeBronowi Jamesowi błąd kroków i Cavs przegrali. Wściekły LeBron zakwestionował decyzję sędziów, tłumacząc, że wykonał swój klasyczny "krabi drybling". To drybling z zawahaniem, które zdaniem Jamesa może dawać złudzenie dodatkowego kroku, ale to tylko złudzenie. Na naszym blogu Supergigant.blox.pl można obejrzeć feralną akcję LeBrona, policzyliśmy kroki i chyba też ulegliśmy złudzeniu, bo trzy kroki są ewidentne.

Przepisy milczą na temat krabiego dryblingu, więc Wizards natychmiast zaczęli się z Jamesa nabijać. Trener Ed Tapscott: - Będę musiał się podszkolić i poczytać, co to takiego. Antawn Jamison: - Nie wiem, co to krabi drybling, ale wiem, co to błąd kroków. I Caron Butler: - Krabi drybling jest wtedy, kiedy robisz kroki. To najgorętszy towar na rynku.

Tako rzecze Shaq

- Gdybym miał wehikuł czasu, przeniósłbym się do epoki, w której możliwe jest klonowanie, sklonowałbym się ze dwadzieścia razy i wróciłbym do Ameryki jako dwadzieścia różnych osób. Jeden Shaq byłby bankierem, drugi szeryfem, inny rajdowcem, jeszcze inny księciem. Byłby też Hiszpan Shaq. I co jakiś czas bym się sam ze sobą spotykał.

Ciekawostki (z wywiadu Shaqa dla "Men's Journal")

Najbardziej traumatycznym przeżyciem w życiu Shaqa było nurkowanie z zepsutą butlą - kilka lat temu we Włoszech. W pewnym momencie automat przestał dostarczać tlen, Shaq w pierwszej chwili spanikował, próbował doprowadzić automat do używalności, ale w końcu go odrzucił, chwycił linę kotwiczną i zaczął się po niej wspinać ("w stylu McGyvera" - wspomina to dziś Shaq). Ciężko to odchorował, od tego czasu nie nurkuje.

Najważniejszą rzeczą, którą mężczyźni powinni wiedzieć o kobietach, jest to, że kobiety są bardzo wrażliwe. Shaq nie rozwinął tej myśli, bo nie chce mieć problemów w domu.

Ulubiony drink Shaqa to truskawki i jagody zmiksowane z sokiem ze świeżych jabłek.

Kiedy Shaq miał 14 lat, nie zawsze dobrze dobierał kumpli. Kiedyś towarzyszył dwóm chłopakom, którzy ukradli samochód. Zostali złapani. Kiedy Shaq powiedział, że przecież on tylko z nimi był, ojciec pouczył go: "Staraj się zawsze być liderem, a nie naśladowcą". To najlepsza rada, jaką Shaq kiedykolwiek otrzymał.

Ulubionym utworem muzycznym Shaqa (ma go zawsze w samochodzie i słucha przed meczami) jest "mroczny i zły" temat muzyczny z występów słynnego amerykańskiego zapaśnika Undertakera. Utworu można posłuchać na naszym blogu Supergigant.blox.pl - rzeczywiście robi wrażenie.

Największego bólu Shaq zaznał w wieku 11 lat, kiedy złamał obie ręce w nadgarstkach. Wspomina, że bawił się w Jamesa Bonda, wspinając się po drzewach. Nie przypominamy sobie, żeby James Bond łaził kiedykolwiek po drzewach.

Ulubionym daniem Shaqa są frytki z makaronem i z serem a la Lucille. Lucille to mama Shaqa.

Najlepszy zakład w życiu Shaqa miał miejsce w Niemczech, kiedy jego ojciec służył w armii. Przed transmisją Super Bowl pozakładał się ze wszystkimi dzieciakami w szkole o wynik finału. Wygrał w sumie koło 500 dolarów, a koledzy nigdy się nie zorientowali, że mecz odbył się dzień wcześniej i Shaq znał już wynik.

Shaq najbardziej chciałby się nauczyć grać na pianinie. Nigdy nie grał, ale ma mnóstwo podręczników.

Najgorszą przywarą Shaqa jest uzależnienie od obgryzania plastikowych butelek po wodzie mineralnej. Kiedyś złamał sobie w ten sposób ząb. Ciekawe, prawda?

Niezłe numery

7 na 7. W meczu z Dallas Shaq trafił wszystkie 7 rzutów wolnych.

Złota myśl

"W stroju Celtics wyglądałbym super" - Stephon Marbury.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.