Rajd Dakar: walka o każdą sekundę

Czwarty etap rajdu Dakar stał pod znakiem pasjonujących pojedynków w klasach samochodów i ciężarówek. Carlos Sainz i Nasser Al-Attiyah przez większość dnia jechali (dosłownie!) zderzak w zderzak, czasem mijając się na centymetry. Równie ciekawą walkę stoczyły ciężarówki Gerarda De Rooya i Vladimira Chagina.

Al-Attiyah wyjechał na trasę jako pierwszy z grona załóg samochodowych. Dwie minuty później ruszył "El Matador", który szybko dogonił rywala. - Kiedy Nasser nas zauważył, próbował kontratakować i dalej ścigaliśmy się z dużą prędkością, aż w końcu udało mi się go wyprzedzić na sekcji off-roadowej - opowiadał Hiszpan. - Wkrótce jednak zacząłem tracić powietrze w kole. Musiałem zatrzymać się i je dopompować, ponieważ opona miała małą dziurkę, przez którą uciekało powietrze. Do mety dojechałem z niskim ciśnieniem i wygrałem z przewagą zaledwie kilku sekund. Szkoda, bo mogło być znacznie lepiej. Walka z Nasserem jest bardzo trudna.

Drugi na dzisiejszym etapie i drugi w klasyfikacji generalnej Al-Attiyah na mecie nie wyglądał na zmartwionego. - To dobrze, że nie wygrałem - komentował. - Jutro to Carlos będzie przecierał trasę, a czekają już na nas pustynne wydmy. Rajd świetnie się rozwija; jesteśmy dokładne tam, gdzie chcemy być!

Obaj najszybsi kierowcy, jak i większość pozostałych zawodników, zgodnie twierdziła, że wtorkowy etap był najtrudniejszy z dotąd rozegranych. Chociaż odcinek specjalny został skrócony do 381 kilometrów, jego trasa wciąż była bardzo wymagająca. Sporo fragmentów wymagało dobrej techniki jazdy, tumany kurzu znów ograniczały widoczność. Wielu zawodników - jak choćby czołowa dwójka kierowców - miało kłopoty nawigacyjne. Peterhansel sporo czasu stracił, zmuszony do wymiany dwóch przebitych opon. Podobne problemy miał także Orlando Terranova z BMW.

Etap ten z pewnością dobrze zapamięta Robby Gordon. Amerykanin chciał ominąć w kurzu jednego ze swych rywali, który nieoczekiwanie zmienił tor jazdy. Uciekając przed niechybnym zderzeniem, jego Hummer wypadł poza trasę, gdzie "niegroźnie" rolował. Mimo przygody zdołał do mety dojechać na 10. pozycji, wyprzedzając m.in. Krzysztofa Hołowczyca.

Polak, który na mecie etapu był 12., w klasyfikacji generalnej spadł na 10. miejsce - przed nim znaleźli się właśnie Gordon oraz Luc Alphand, który dziś był najszybszy spośród kierowców Mitsubishi, zajmując trzecie lokatę. Skądinąd sytuacja zrobiła się ciekawa - zamiast zapowiadanej hucznie bitwy dwóch "fabryk": Mitsubishi i Volkswagena, mamy pojedynek dwóch wytrawnych samotników: Carlosa Sainza z VW i Nassera Al-Attiyaha z BMW (1. i 2. miejsce w klasyfikacji generalnej). Kierowców z japońskiej stajni nie należy jednak zbyt wcześnie przekreślać. Zarówno Peterhansel, jak i Alphand, a także Roma, plasują się wysoko w klasyfikacji generalnej, a wraz ze wzrostem trudności kolejnych oesów ich szanse rosną. We środę na zawodników czekają już wydmy, na których Mitsubishi były dotąd nie do pobicia... - Ostatniej nocy myślałem o mojej pozycji - mówi Alphand. - Na poprzednich "Dakarach" strata ponad 30 minut po pierwszy etapach nic nie znaczyła. Ale zaczynam się zastanawiać, czy tu nie będzie inaczej. Być może pierwszą dziesiątkę kierowców nieustannie będą dzieliły takie skromne różnice czasowe. Cieszę się, że jutro będzie trochę wydm. Zobaczymy, co to zmieni...

W klasie motocykli dziś ponownie najszybszy był lider Marc Coma. Kłopoty wreszcie ominęły Cyrila Despresa, który choć wystartował z dalekiej pozycji, wyprzedził wielu konkurentów i na mecie zameldował się jako drugi, dzięki temu awansując w klasyfikacji generalnej aż o dziesięć "oczek" na 11. pozycję. - Nareszcie było OK! - mówił zadowolony na mecie. - Odcinek był bardzo techniczny, kręty, ale czasem można było również przycisnąć nieco gazu. Mam nadzieję, że to koniec już moich problemów.

Gorzej wiodło się dziś Polakom. Jacek Czachor (18. na mecie - spadek na 7. miejsce w "generalce") długo nie mógł złapać właściwego rytmu, a gdy wreszcie przyspieszył, pomylił trasę. - Miałem błąd w roadbooku - tłumaczył. - Potem, od tankowania było już dobrze. Wjechaliśmy w wyschniętą rzekę. Potem w góry, gdzie nie było dróg. To było 40 km bardzo ciężkiej jazdy. Tam odczułem swoją lewą rękę. Mogłoby być lepiej, ale cały czas jestem w grupie, która walczy o pierwszą dziesiątkę. Raz jest lepiej, raz gorzej. Skoncentruję się na tym, żeby jechać równym tempem.

Jakub Przygoński (19. na mecie i 17. w "generalce") dziś również zaliczył błądzenie, nadrabiając w ten sposób 22 kilometry. Markowi Dąbrowskiemu odnowiła się kontuzja ręki, ale Polak walcząc z bólem, wciąż jedzie dalej. Krzysztof Jarmuż narzekał dziś na mocny wiatr, z którym ciężko było walczyć jego 450-ce. Motocykl Hondy jednak go nie zawodzi i nasz reprezentant zakłada, że od jutra powinno być znacznie lepiej.

Najlepszy czas spośród kierowców quadów na 4. etapie walczył Hiszpan Joan Gonzales. Rafał Sonik miał kłopoty z przegrzewającym się silnikiem i do mety dojechał z godzinną stratą na 10. miejscu. Polak utrzymał się jednak na 4. miejscu w klasyfikacji generalnej.

W klasie ciężarówek wspaniały pojedynek stoczyli dziś Gerard De Rooy w Ginafie i Vladimir Chagin w Kamazie. - Chagin na chwilę się zatrzymał i mogłem go wyprzedzić - relacjonuje De Rooy. - Ale jakieś 50 kilometrów przed metą znów znalazł się przede mną i odtąd jechaliśmy już razem. Mieliśmy podobne problemy: on przedziurawił oponę i ja także musiałem zmieniać koło. Obaj jechaliśmy na granicy swoich możliwości. To był bardzo dobry etap, z trudnym odcinkiem specjalnym. W każdym razie był dużo lepszy od trzech wcześniejszych.

Grzegorz Baran, Iza Szwagrzyk i Grzegorz Simon etap ukończyli na 33. pozycji, a w klasyfikacji generalnej znajdują się na 27. miejscu.

Więcej off-roadowych informacji na TERENOWO.PL ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.