Kibicowanie wam się znudziło?

Sukcesy żużlowców i siatkarzy spowszedniały, na mecze w środku tygodnia nikomu nie chce się chodzić, bilety wydają się za drogie. Na trybunach jest coraz więcej pustych miejsc. Kibice! Co się z wami dzieje?

Na brak widzów najbardziej w tym roku narzekali działacze Włókniarza. Nic dziwnego - żużel w ogromnym stopniu zależy od kibiców. Według klubu mecze ogląda - w porównaniu z ubiegłym rokiem - 2-3 tys. osób mniej. A to cios w budżet. Jeśli kibic płaci średnio za bilet 20 zł to w klubowej kasie jest o ponad 40 tys. zł mniej!

Siatkówka też tłumów już nie przyciąga. Na spotkania AZS-u przychodzi zwykle poniżej 2 tys., ale bywa, że niewiele ponad tysiąc osób. W ubiegłym, tak udanym dla akademików sezonie hala Polonia zapełniła się tylko dwa razy: na kończącym ligę meczu ze Skrą Bełchatów i na spotkaniu z pełną gwiazd Iskrą Odincowo. Czasy, gdy po bilety ustawiały się kolejki, minęły. Podobnie jest z żużlem. Jeszcze niedawno na ciekawsze mecze trzeba było się wybrać z kilkugodzinnym wyprzedzeniem, inaczej siedziało się na najgorszych miejscach. W tym roku takich problemów nie było. Na półfinałowy mecz z Unią Leszno przyszło ok. 13 tys. widzów, choć było to jedno z najlepiej wypromowanych wydarzeń w historii częstochowskiego żużla. Sprawiło to zamieszanie wokół terminu spotkania (mecz dwukrotnie przekładano) oraz o stan toru. Kto tylko trochę interesował się sportem musiał wiedzieć kiedy, gdzie i o co jeżdżą częstochowianie. Mimo to stadion nie był pełny.

Przyczyn takiej sytuacji jest - jak zwykle - wiele.

* Po pierwsze - bo telewizja pokazuje więcej. Jeśli z każdej kolejki ligi siatkarzy transmitowane są dwa, czasem nawet trzy najciekawsze mecze, kibic staje się wybredny. Często woli zostać w domu przed telewizorem. Tym bardziej, że bez problemu może zobaczyć w telewizji spotkania Ligi Mistrzów, a jak zainwestuje w kablówkę czy telewizję cyfrową to i rozgrywki we Włoszech czy Rosji. Z żużlem jest tak samo.

* Po drugie - bo mecze są za późno. To znowu sprawka telewizji, która wymusza na klubach, by zorganizowały mecz np. o godz. 20.30 w środku tygodnia. Takie spotkanie skończy się ok. 23. Kto na nie pójdzie, jeśli następnego dnia trzeba wstać wcześnie rano do pracy czy szkoły? Na dodatek, paradoksalnie, klubom bardziej opłaca się pokazanie meczu w telewizji przy pustawej sali, niż wypełnienie jej 2 tysiącami publiczności. Reklamodawcy dobrze płacą za możliwość pokazania się przed kamerami.

Nie wszystko jednak da się zrzucić na telewizję. W Rzeszowie czy w Olsztynie hale siatkarskie mimo to wypełniają się do ostatniego miejsca, a mieszczą 4-4,5 tys. widzów. Dlaczego u nas nie?

* Po trzecie - bo jesteśmy rozpieszczeni. To inni tęsknią za sukcesem, my nie. Tacy Rzeszowianie w ostatnich kilkunastu latach nie mieli okazji przeżywać tylu chwil radości co kibice z Częstochowy. To AZS od 1989 roku bez przerwy gra w europejskich pucharach. To w hali Polonia gościliśmy największe gwiazdy światowej siatkówki. Naprawdę jest niewielu rywali, którzy częstochowskich kibiców mogliby poruszyć.

A w żużlu? I tu gwiazdy nam się przejadły. Przykładem jest choćby tegoroczny turniej Złomrex Cup z udziałem najlepszych na świecie, który cieszył się średnim zainteresowaniem.

* Po czwarte - bo bilety są za drogie. To kolejny argument podnoszony przez część kibiców, tłumaczących swoją nieobecność na meczach. Rzeczywiście tak jest? W Poznaniu najtańsze bilety na ligowy mecz poznańskiego Lecha z Legią Warszawa kosztowały 70 zł, a mimo to sprzedały się na pniu. No, ale w Poznaniu akurat jest moda na Lecha, na stadionie panuje świetna atmosfera. Głodni sukcesów kibice wypełniają trybuny i cena biletów im w tym nie przeszkadza.

Co będzie dalej?

Być może post, na który zanosi się w naszym sporcie to zmieni. Sytuacja Włókniarza i AZS-u jest taka, że w 2009 roku po wielkie sukcesy zapewne nie sięgną. Ale to normalne w sporcie - po latach tłustych przychodzą chude. I zwykle wtedy kibice mobilizują się, coraz liczniej przychodzą na mecze o powrót do czołówki. Apetyty na sukces się wyostrzają. I może właśnie to w sporcie jest piękne?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.