Manchester Utd wygrywa - doliczony czas Vidica

Gol Nemanji Vidicia w doliczonym czasie gry dał Manchesterowi United szczęśliwą wygraną z Sunderlandem 1:0. Arsene Wenger po raz drugi z rzędu nie wystawił w lidze ani jednego nastolatka, a jego Arsenal pokonał Wigan 1:0

Nikt na Old Trafford nie spodziewał się, że mecz z walczącym o utrzymanie Sunderlandem okaże się tak dramatyczny. Pod koniec tygodnia "Czarne Koty" porzucił trener Roy Keane, który wcześniej wydobył drużynę z Championship i zapewnił utrzymanie w pierwszym sezonie Premier League. Po porażce 1:4 z Boltonem w poprzedniej kolejce jego zespół znalazł się jednak w strefie spadkowej. Był to setny i - jak się okazało - ostatni mecz z Irlandczykiem na ławce trenerskiej. Keane wytłumaczył rezygnację słabymi wynikami i brakiem zaufania władz klubu, które oskarżały go o złe wydanie 70 mln funtów (w dwa lata) na transfery, i - by tego uniknąć w przyszłości - zatrudniły dyrektora sportowego mającego decydować o nowych piłkarzach. O odejściu zawiadomił władze klubu SMS-em.

Choć byłego kolegi z boiska bronił prezes Sunderlandu Niall Quinn, który wcześniej namówił go na tę pracę, Keane'a ostro zaatakował szef firmy Kitano Capital (właściciel klubu). Szwed Per-Magnus Andersson oświadczył, że cieszy się z odejścia Irlandczyka, bo w pracy trenerskiej prezentował on tę samą postawę walecznego pitbula co na boisku. - Bardzo się mylą ci, którzy widzą w Keane'ie podobieństwo do Aleksa Fergusona. On nie jest bezkompromisowy, on ma w sobie totalną niechęć do dyskusji. Chciałby decydować o wszystkim, ale w klubie nie ma już irlandzkich właścicieli, którzy pozwalali swemu rodakowi na więcej - stwierdził.

Dodał też, że o ile Keane świetnie potrafił motywować do gry wyspiarzy, o tyle kiepsko radził sobie w relacjach z cudzoziemskimi zawodnikami Sunderlandu, jak: Djibril Cissé, Steed Malbranque czy Pascal Chimbonda.

Choć w meczu na Old Trafford drużynę poprowadził tymczasowy następca Ricky Sbragia, trybuny powitały gości śpiewami "There's only one Keano" (jest tylko jeden Keano), z czasów kiedy Irlandczyk był kapitanem "Czerwonych Diabłów". A Sunderland zagrał równie zmotywowany jak reprezentacja Irlandii na mundialu w 2002 roku, kiedy tuż przed rozpoczęciem turnieju Keane porzucił ją w równie dramatycznych okolicznościach. Bronili się zaciekle, a gospodarze przez 90 minut nie mogli sforsować ich defensywy. Szczęście dopisało im w doliczonym czasie gry: Michael Carrick uderzył z dystansu, piłka po rykoszecie odbiła się od słupka i dobił ją do siatki Vidić, skacząc z radości jak dziecko.

- Ulżyło mi po ostatnim gwizdku. Ale też podjęliśmy ryzyko, które się opłaciło. Nemanja miał być właśnie tam, gdzie był, a bramki miał bronić tylko Rio Ferdinand - przyznał Ferguson. Dodał, że Sunderland bez Keane'a to dla niego niemiła niespodzianka, a dla klubu wielka strata. - Roy był niesamowicie kontrowersyjną postacią, ale i wielkim piłkarzem. Jako trener odnalazł się znakomicie. Wierzę, że wkrótce znów go zobaczymy na ławce. W dzisiejszych czasach mało który trener pracuje w jednym klubie dłużej niż trzy, cztery lata i ten okres coraz bardziej się skraca - stwierdził.

Na ławce rezerwowych MU znów usiadł Tomasz Kuszczak. W ostatnich spotkaniu Pucharu Ligi Angielskiej z Blackburn (5:3) bronił rywal Polaka do objęcia schedy po Edwinie van der Sarze Ben Foster. Na łamach "News of the World" Kuszczak oświadczył, że czuje, iż jest na dobrej drodze, by w przyszłości otrzymać od Fergusona koszulkę z numerem jeden. Zwłaszcza że we wszystkich trzech spotkaniach, w jakich wystąpił w tym sezonie, zachowywał czyste konto (Foster w dwóch meczach - z Celtikiem Glasgow i Blackburn puścił aż cztery bramki, w tym co najmniej dwa po błędach). - Gra w każdym meczu jest moim wielkim celem. Jestem gotowy - powiedział Kuszczak, który latem przedłużył kontrakt z MU do 2012 roku.

Chelsea pokonała Bolton 2:0 (przez ostatnich 11 minut po boisku biegał Ebi Smolarek, ale niczym się nie wyróżnił), odnosząc 11. wyjazdowe zwycięstwo z rzędu. Angielska prasa wytknęła jednak Luizowi Felipe Scolariemu, że... jest najgorszym trenerem "The Blues", od kiedy właścicielem klubu został rosyjski miliarder Roman Abramowicz. Brazylijczyk wygrał bowiem zaledwie 59,1 proc. meczów od rozpoczęcia sezonu. Jego poprzednik Avram Grant - 63,6, Claudio Ranieri - 77,3, a José Mourinho 78,2.

"Big Phil" zżymał się na konferencji prasowej, żeby oceniać jego pracę dopiero po zakończeniu sezonu. I zwrócił uwagę na plagę kontuzji, z jaką nie mieli do czynienia jego poprzednicy. - Ten problem narasta, bo piłkarze doznają kontuzji, przychodzą wyleczeni, a potem okazuje się, że po dwóch meczach konieczny jest jakiś zabieg albo poważniejsza operacja. W ciągu czterech miesięcy pracy straciłem 15 zawodników (Michael Essien, Michael Ballack, Didier Drogba, Ricardo Carvalho, Ashley Cole, Juliano Belletti, Deco, Petr Czech, Joe Cole, John Terry, José Bosingwa, Carlo Cudicini, John Obi Mikel...). Prawie nigdy nie byłem w stanie wystawić tego samego składu w dwóch kolejnych meczach. W tych warunkach ciężko pracować i mnie, i zawodnikom - stwierdził Brazylijczyk.

LICZBA KOLEJKI

11

zwycięstw z rzędu na wyjeździe odniosła londyńska Chelsea. Takiej sztuki nie udało się osiągnąć nawet drużynie José Mourinho w obu mistrzowskich sezonach. "The Blues" pobili ligowy rekord Tottenhamu Hotspur, który w 1960 roku wygrał 10 kolejnych spotkań na wyjeździe.

Piłka nożna: Cashback 55 PLN od BetClick.com - poleca Mateusz Borek ? - reklama

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.