Alpejski Puchar Świata: Słońce zaświeciło dla Filla

Fill startuje w PŚ już od ośmiu lat, ale do tej pory nigdy nie udało mu się zwyciężyć. Jego najlepszym wynikiem było drugie miejsce w zjeździe w Bormio z poprzedniego sezonu.

W sobotę Fill wreszcie triumfował, ale jak sam przyznał na mecie, bardzo pomogła mu pogoda. Jadący z 10. numerem startowym Fill mknął w dół stoku z prędkością przekraczającą 120 km/godz. w pełnym słońcu. Ale po jego przejeździe warunki diametralnie się zmieniły - nad stok nadciągnęły ciemne chmury, drastycznie pogorszyła się widoczność. Znaczenie miał też spadek temperatury - śnieg z wypolerowanej słońcem gładkiej masy zmienił się w usłane dziurami i wybojami pole minowe, które spowalniało przejazd kolejnych alpejczyków.

Nic dziwnego, że Bode Miller, który wygrał dwa treningi przed zjazdem, pojechał bez błysku - miał dopiero 16. czas. Równie słabo spisali się inni faworyci jadący po Fillu. Szwajcar Didier Cuche, który w poprzednim sezonie wygrał klasyfikację generalną zjazdu, był dopiero 32. i nie dostał nawet jednego punktu w PŚ!

O tym, jak wielkie znaczenie miała dobra widoczność, świadczy też druga lokata słabeusza Szwajcara Carlo Janki, który zjeżdżał z 65. numerem startowym. Światowe agencje prasowe zdążyły już nadać wyniki zjazdu bez jego rezultatu, gdy nagle okazało się, że na stoku znów wyszło słońce i Janka miał drugi czas! Trzecią lokatę też zajął mało znany alpejczyk - Szwed Hans Olsson, dla którego było to pierwsze podium w karierze i pierwsze w historii podium dla Szwecji w najszybszej alpejskiej konkurencji.

- Przyznaję, że pomogło mi słońce, ale w końcu szczęściu też trzeba pomóc dobrą jazdą. Myślę, że przez te kilka lat zapracowałem sobie na zwycięstwo - powiedział na mecie 26-letni Fill, który pochodzi z Castelrotto w południowym Tyrolu. W 2002 r. Fill zwyciężył w supergigancie na juniorskich MŚ, ale potem długo nie potrafił odnaleźć się w dorosłej kadrze. Lepsze wyniki przyszły dopiero w poprzednim roku.

Francuzka na czele

Kobiety rywalizowały w sobotę w amerykańskim Aspen. W gigancie pierwsze zwycięstwo dla Francji od dziewięciu lat odniosła 19-letnia Tessa Worley, która wyprzedziła Finkę Tanję Poutiainen i Austriaczkę Elisabeth Goergl. Ostatnią zawodniczką znad Sekwany, która triumfowała w gigancie, była Regine Cavagnoud w 1999 r. Dwa lata później Cavagnoud zginęła na stoku, gdy na treningu wjechała w niemieckiego trenera Markusa Anwandera.

Worley uchodzi za nowe cudowne dziecko w alpejskim PŚ, choć tak do końca nie jest ukształtowana przez francuski system szkolenia. Dzieciństwo spędziła w Nowej Zelandii, gdzie mieszkał jej ojciec, Australijczyk. - Ale czuję się w stu procentach Francuzką. To dla nas bardzo ważne zwycięstwo, bo przecież w lutym będziemy gościć mistrzostwa świata - stwierdziła Worley. Na początku przyszłego roku alpejczycy będą walczyć o medale w Val d'Isere, niedaleko Le Grand Bornand, gdzie Worley obecnie mieszka.

Podczas zawodów w Aspen doszło do dwóch groźnych upadków. Hiszpanka Maria José Rienda Contreras zerwała więzadła krzyżowe w lewym kolanie i będzie musiała przejść operację. Na stok w tym sezonie już nie wróci. Równie nieszczęśliwie zawody zakończyła Włoszka Chiara Costazza. Poważny uraz ścięgna Achillesa prawdopodobnie wykluczy ją z udziału w PŚ do marca.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.