Lech Poznań wrócił z Moskwy po porażce z CSKA... podbudowany

Po porażce 1:2 Lecha Poznań w Moskwie z CSKA, piłkarze wrócili do Poznania... podbudowani - pisze po powrocie z Moskwy korespondent Gazety Wyborczej w Poznaniu Radosław Nawrot.

Smuda: Daliśmy Rosjanom prezenty na Boże Narodzenie

 

Zczuba.pl: Lech dzielnie walczył, a pokonał się sam

Schodzący ze stadionu Łużniki po przegranej z CSKA Moskwa 1:2 obrońca Lecha Poznań Zlatko Tanevski wypalił: - Przegraliśmy tu niżej niż Deportivo La Coruna i Feyenoord Rotterdam. To dla nas znaczy, że jesteśmy od nich lepsi i że wyjedziemy z grupy Pucharu UEFA.

Tak prostego przełożenia między porażką Lecha z CSKA 1:2, a przegranymi 0:3 Deportivo La Coruna i 1:3 Feyenoordu Rotterdam, jak chciałby Zlatko Tanevski, oczywiście nie ma. Jednakże miny poznańskich piłkarzy wracających z Moskwy wskazywały na to, że lechici utrwali w sobie takie właśnie myślenie - "zdołaliśmy powalczyć z CSKA Moskwa bardziej niż tamci, więc różnica między nami a nimi jest mniejsza, niż myśleliśmy. Zatem zdołamy pokonać Hiszpanów i Holendrów."

A to jest kluczowa sprawa w kontekście ewentualnego wyjścia Lecha z grupy Pucharu UEFA. Na razie "Kolejorz" ma w dwóch meczach tylko jeden punkt. Deportivo ma trzy, a AS Nancy - cztery. Aby lechici mogli awansować, muszą wyprzedzić jedną z tych drużyn. CSKA Moskwa już awansowało, Feyenoord Rotterdam już odpadł.

- Kiedy Amica Wronki grała w fazie grupowej Pucharu UEFA, przegrywała mecze po cztery, pięć zero. Nie wyobrażam sobie naszego powrotu z Moskwy, gdybyśmy tak wysoko przegrali. A przecież nam to przed meczem z CSKA wróżono - mówi trener Franciszek Smuda. - Teraz widzę, że ten mecz w Moskwie, choć przegrany, podbudował moich piłkarzy. Uwierzyli w to, że coś tam umieją nawet w kontekście międzynarodowym.

Robert Lewandowski: - Przy 0:2 do przerwy trener Smuda wcale na nas nie krzyczał. W szatni powiedział, że przecież sami widzimy, że nie taki diabeł straszny i żebyśmy koniecznie zdobyli kontaktowego gola, a wtedy od razu zmieni się układ i przebieg meczu.

Smuda: - Czasem trzeba się wydrzeć, czasami wręcz przeciwnie. W tym wypadku nie było to wskazane. Popełniliśmy w pierwszej połowie dwa błędy, które w polskim pojedynku ligowym np. z Odrą Wodzisław pewnie uszłyby nam płazem. W Moskwie miały wysoką cenę. Chodziło jednak o to, by na drugą połowę meczu w Moskwie patrzeć bez oglądania się na pierwszą. To nam się udało zrobić.

Trener CSKA Walerij Gazzajew przyznał, że Lech zaskoczył go tym, że miał w sobie sporo odwagi, by grać z jego zespołem otwartą piłkę. - Skończyło się to dwoma golami dla nas, ale po przerwie Polacy nie pozwolili nam w spokoju dotrwać do końca meczu. Moi piłkarze się tym zdenerwowali. Mnie też ten mecz w pewnym momencie zaczął już irytować i dobrze, że się skończył.

Rosyjska gazeta "Sowietskij Sport" nazwała Lecha "drużyną o sporej sile, ale nie wybitną". Smuda mówi: - W każdym momencie każdy z moich piłkarzy musiał walczyć z rywalem bądź rywalami od siebie silniejszymi. CSKA ma w kadrze zawodników o międzynarodowym doświadczeniu, wręcz rutynie. My tego nie mamy. Dla nas takie mecze są właśnie zbijaniem kapitału.

Weźmy Semira Stilicia - jedną z największych gwiazd Lecha. Pierwsza połowa w jego wykonaniu była nieudana, druga - zdecydowanie lepsza. Młody Stilic jednak z takim rywalem grał po raz pierwszy w życiu. - Dopiero teraz widzę, jak dobroczynny wpływ na mój zespół ma w ogóle gra w tym Pucharze UEFA - mówi Smuda. - W meczach, których w Polsce nigdy byśmy nie zagrali, nawet z Wisłą czy Legią. Nasz start w tych rozgrywkach może być kluczowy dla dalszego rozwoju Lecha.

Dla samego Smudy mecz w Moskwie to także poligon szkoleniowy. - Wiem już, co musimy poprawić, jeżeli chcemy podejmować walkę z europejskimi rywalami. Podstawowa sprawa to walka ciałem o piłkę - mówi. - To klucz, bez którego żaden polski zespół niczego nie ugra. Tu widać największą przewagę europejskich przeciwników, bo w polskiej lidze takiej walki o piłkę nie ma.

- Jeżeli faktycznie nikt z kluczowych graczy z tej drużyny nie odejdzie, a zostanie ona wzmocniona dwoma, trzema nowymi graczami, za pół roku będziemy grali lepiej - obiecuje i wskazuje: - Wyobraźmy sobie bowiem sytuację, że CSKA Moskwa jednak by z nami przegrało. Co się wtedy dzieje? Uznaliby, że coś jest nie tak. Że źle zbudowali drużynę. Zabraliby 20 mln dolarów i pojechali do Brazylii czy gdzieś po nowych graczy. My mówimy: dobra jest, trudno, za wysokie progi. Mówimy tak, bo polskie kluby wciąż są za biedne na takie rozgrywki. Żeby wygrać coś w pucharach i na tym zarobić, najpierw trzeba wyłożyć pieniądze, a nie odwrotnie.

Za tydzień w Poznaniu mecz Lech - Deportivo La Coruna, którego stawką może być awans z grupy. - Zagramy o całą pulę i po nastrojach moich graczy po porażce w Moskwie wnoszę, że nie zawiedziemy - uważa Smuda.

Rosyjska prasa o Lechu: Silny ale nie wybitny

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.