Startuje Puchar Świata. Początek w Kuusamo >
Ljoekelsoey sam płaci za siebie ?
Adam Małysz: W ostatnich trzech latach ten, kto wygrywał letnie GP, triumfował również zimą. Ja odpuściłem lato, ale nie znaczy to, że się poddałem.
Wkurzało mnie to. Dopadło mnie najgorsze ze sportowych uczuć, czyli zniechęcenie. Nie chciało mi się rywalizować i walczyć o najwyższe miejsca, bo wiedziałem, że nie mam szans. Teraz udało się zmienić podejście. Z uśmiechem podchodzę do każdego startu. Wróciło stare hasło: najważniejsze są dwa równe skoki. Nie chcę niczego obiecywać, bo mocno się sparzyłem poprzedniej zimy. Latem skakałem świetnie, mogłem wygrać letnie GP, ale zachorował teść i nie pojechałem na ostatnie zawody. Przed początkiem zimowego PŚ skakałem dobrze. Dopiero potem wszystko się załamało. Jak zaczęły się starty, wpadłem w dół i już z niego nie wyszedłem. Ale zawody w Kuusamo nie powiedzą całej prawdy o mnie i innych zawodnikach. Jaśniejsza sytuacja będzie dopiero przed Turniejem Czterech Skoczni.
Nie chcę, by było podobnie, bo olimpiada jest dopiero za rok. Ale z drugiej strony - chcę mieć dobre wyniki już w tym sezonie, by nabrać poweru na kolejny. Dobrze, że wrócił profesor Żołądź. Za jego kadencji formę utrzymywałem dłużej niż przez sezon. Nie jestem już taki młody jak wówczas, ale dam radę. Nie wiem, w ilu zawodach będę startował. Tamten sezon miał być luźniejszy, a wziąłem udział niemal we wszystkich konkursach letnich i zimowych.
Jeszcze inaczej. Łatwiej, bo wreszcie mogę trenować w Wiśle-Malince. Skocznię mam pod domem. Skończyły się uciążliwe wyjazdy. Jak mi się znudzi, jadę do Zakopanego. Zgrupowań nie było dużo, raczej konsultacje. A ćwiczyliśmy tam, gdzie mieszkamy. Sporo pracowaliśmy nad kondycją i psychologią. Żeby oczyścić głowy przed startami.
Byłem u niego kilka razy na konsultacjach, sporo rozmawialiśmy. Ale plan treningowy ustala Łukasz. Oni są ze sobą w stałym kontakcie, ja rozmawiam z profesorem przez telefon.
Jasne. Jest tak jak wtedy, gdy trenerem był Apoloniusz Tajner.
Coś w tym jest. Trenerzy Kuttin i Lepistö stawiali głównie na przygotowanie fizyczne. Cały czas ładowaliśmy baterie, teraz kładziemy nacisk, by była moc. Łukasz cały czas pozytywnie mnie zaskakuje. Jak z czymś się nie zgadzamy, rozmawiamy. I to mi się podoba. On ma dobre oko, widzi więcej niż ja. Przekonał mnie do jednego: nie wolno niczego zmieniać na siłę. Trzeba raczej spróbować przyzwyczaić się do drobnych problemów w locie czy przy odbiciu. Korygowanie błędów podczas startów to zły pomysł.
Nie, dogadujemy się. Łukasz to zawodnik i wie, że skoczek ma swoje zdanie i dobre sugestie. Bo to on skacze, a nie trener. W poprzednich latach była bariera językowa. Może nie mówię o sobie, ale o innych zawodnikach. Teraz tego kłopotu nie ma. Wszystko mówimy sobie wprost.
Jakoś się z czymś takim nie spotkałem. Może młodzi się mnie boją? (śmiech) Jedynym, który się nie wstydzi, jest Gregor Schlierenzauer. To świetny skoczek i fantastyczny facet. Ma wielką przyszłość. A ja trzymam ze Szwajcarami Küttelem i Ammannem.
Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Janne to był wielki skoczek, ponad sto razy był na podium PŚ. Nie będę za nim tęsknił jako zawodnikiem. Ubyło jednego rywala. Jak ja skończę, nikt za mną nie zatęskni. Może oprócz kibiców.
W tym roku chcę wrócić do dobrego skakania. Skoki nie mogą mnie więcej frustrować. W zeszłym roku męczyłem się, nie było radości skakania. A teraz chcę udowodnić, że mimo wieku mogę odnosić sukcesy i skutecznie rywalizować z młodymi. Chciałbym, żeby wrócił mi automatyzm. Żebym się nie zastanawiał, tylko szedł na skocznię, przypinał narty i daleko frunął. Medal MŚ to marzenie każdego zawodnika. Aby się spełniło, trzeba być w kapitalnej formie. Ale do medalu kandydatów jest przynajmniej kilkunastu. Uważam, że o medal MŚ jest łatwiej niż o wygranie Turnieju Czterech Skoczni czy całego PŚ. Kiedyś ktoś zapytał Küttela, jak to jest, że uśmiecha się nawet po słabym skoku. Odpowiedział, że życie jest jedno i nie wiadomo, kiedy się skończy, dlatego trzeba się cieszyć każdą chwilą.