PBG Poznań znów na tarczy

Poznańscy koszykarze przegrali już siódmy mecz wyjazdowy w tym sezonie - tym razem po dogrywce ze Sportino Inowrocław

PBG Basket Poznań przegrał ze Sportino 63:74. Dodatkowe pięć minut poznaniacy przegrali w koszmarnym stylu 1:12!

Jak nie w Inowrocławiu, to gdzie - można było pytać przed meczem. Sportino należy raczej do ligowych słabeuszy, ale z poznańską drużyną i tak sobie poradziło. Tym bardziej że poza pierwszą kwartę PBG zawsze przesypiało początki kolejnych odsłon meczu.

W tej pierwszej kwarcie obie drużyny były początkowo mocno zestresowane. Portorykańczyk Joel Jones-Camacho za każdym razem sam starał się rozwiązać akcję - w niespełna cztery minuty oddał aż pięć rzutów, z czego cztery były niecelne. Gdy jednak trafił po raz drugi, PBG wygrywało 7:2. Poznaniacy mieli inicjatywę do 7. min (wygrywali 11:5), później do głosu doszli gospodarze. - Szaleńczo grająca drużyna - mówił o Sportino przed meczem trener PBG Eugeniusz Kijewski. Miał rację - po kilku kolejnych takich "szaleńczych" akcjach zakończonych przez Eddiego Millera i Kyle'a Landry'ego gospodarze wygrywali 16:11.

Poznaniacy źle grali na początku każdej kolejnej kwarty. W drugiej Sportino wygrywało już 26:19, ale poznaniacy doprowadzili dość szybko do remisu. Spora w tym zasługa młodego Pawła Mowlika, któremu ostatnio coraz bardziej ufa Kijewski. W drugiej kwarcie musi grać bowiem młodzieżowiec, ale tym pierwszym wśród młodych graczy był ostatnio Tomasz Smorawiński. Mowlik więcej jednak daje drużynie - najpierw dwukrotnie trafił za 2 pkt, a pod koniec kwarty rzutem za 3 pkt doprowadził do remisu 35:35. Jego wyczyn powtórzył jednak David Gomez i do szatni Sportino schodziło z przewagą 3 pkt. Gospodarze zaskakująco dobrze radzili sobie pod tablicami, a przecież nie mieli tu zawodnika dorównującego wzrostem Rafałowi Bigusowi. Środkowy PBG tym razem jednak zawiódł, trafił zaledwie raz na pięć rzutów z gry.

W trzeciej kwarcie dość szybko zrobiło się 44:35 (w 23. min), a 4 min później nawet 49:39. Wtedy poznańską drużynę do boju pchnął Adam Wójcik. Weteran polskiego basketu znów pokazywał klasę - po trzeciej kwarcie miał na koncie aż 15 pkt, a poznaniacy doprowadzili do przyzwoitego wyniku 46:49. Sprawa zwycięstwa wciąż była więc otwarta. Owszem, do 38. min Sportino cały czas prowadziło, ale minimalnie. Gdyby Wójcik celniej rzucał wolne, pewnie poznaniacy nie oddaliby wygranej. Zawodnik PBG pomylił się jednak aż pięć razy - w tym dwukrotnie na minutę przed końcem, przy remisie 62:62. Gospodarze grali już wtedy bez Artura Robaka i Gomeza, poznaniacy bez Miaha Davisa - wszyscy spadli z boiska za pięć fauli. To jednak poznaniacy bardziej odczuli stratę swojego gracza. Davis to mózg drużyny, zwykle kończy akcje w ostatnich sekundach. Poznaniacy mieli piłkę, bo wcześniej Marcus Crenshaw sfaulował Jana Mocnika. Na rzut zdecydował się Jones-Camacho, ale nie trafił. Potrzebna była dogrywka. W niej poznaniakom zabrakło wodza, bo Mocnik nie był w stanie zastąpić Davisa. Słoweniec miał sześć przechwytów i cztery asysty, ale nie trafił żadnego z ośmiu rzutów z gry. Po rzutach Łukasza Żytki (dwa wolne, a po chwili trójka), Sportino prowadziło 67:62. Poznaniacy odpowiedzieli jednym wolnym Wójcika (drugi był niecelny, w sumie przestrzelił aż osiem wolnych) - niestety dla PBG, były to jedyne punkty tej drużyny w dodatkowym czasie.

Sportino Inowrocław - PBG Basket Poznań 74:63

Kwarty: 18:13, 20:22, 11:11, 13:16, dogr. 12:1)

Sportino: Miller 20 (1x3), Żytko 16 (2x3), Landry 14, Świderski 5 (1x3), Obrzut 4 oraz Gomez 8 (1x3), Crenshaw 5 (1x3), Wierzbicki 2, Robak 0.

PBG: Wójcik 23 (1x3), Jones-Camacho 16 (1x3), Davis 13 (2x3), Bigus 2, Flieger 0 oraz Mowlik 7 (1x3), McLean 2, Radwan 0.

Copyright © Agora SA