Kacała znów przykłada i promuje rugby

Grzegorz Kacała, najwybitniejszy polski rugbista, wrócił na boisko. Założył stowarzyszenie i z drużyną Barbarians Polska chce promować rugby.

42-letni Kacała został prezesem stowarzyszenia Rugby Barbarians Polska, które chce promować tę dyscyplinę w Polsce. Nazwa nawiązuje do słynnych brytyjskich czy francuskich Barbarians, czyli drużyn składających się z największych gwiazd rugby grających w tych krajach. - Nasze cele są inne niż tylko tworzenie widowiska - mówi Kacała. - Na Wyspach czy we Francji mecze Barbarians można porównać do koszykarskich Meczów Gwiazd w USA. Taktyka jest jasna: jak najwięcej gry ręką, a jak najmniej kopów, bo gra ma być widowiskowa. My musimy się najpierw skupić na promocji dyscypliny w kraju. Na Wyspach czy we Francji jest to niepotrzebne, bo rugby to druga po piłce nożnej dyscyplina sportu.

Kacała trzykrotnie grał na Zachodzie w meczach Barbarzyńców. Najpierw w barwach Francji - w 1994 r. przeciwko brytyjskim Barbarians, a dwa lata później przeciwko ówczesnym mistrzom świata, czyli RPA. Trzeci mecz Polak zaliczył jako brytyjski Barbarzyńca w meczu przeciwko środkowej Anglii. Wszystkie spotkania drużyny Kacały wygrywały.

- Grałem z największymi gwiazdami rugby, byłem wtedy najmniej znanym zawodnikiem na boisku - mówi polski rugbista, który międzynarodową sławę zyskał w 1997 r. kiedy jego francuski klub CA Brive wygrał w finale Pucharu Heinekena (odpowiednik piłkarskiej Ligi Mistrzów), a Kacała został najlepszym graczem meczu. Polski zawodnik podpisał potem kontrakt z walijskim Cardiff, gdzie w 2001 r. skończył zawodowo grać w rugby. I właśnie już wtedy narodził się pomysł powstania drużyny polskich Barbarzyńców.

- Była okazja, bo chciałem oficjalnie skończyć karierę w Sopocie i zaprosiłem wtedy wielu świetnych rugbistów z Anglii, Walii i Francji. I ci ludzie w barwach polskich Barbarians rozegrali pierwszy historyczny mecz z Reprezentacją Ligi Polskiej - wspomina Kacała.

Potem były dwa lata odpoczynku i w 2003 r. Ogniwo namówiło Kacałę, aby wraz Sylwestrem Hodurą, dziś wiceprezesem RBP, pomogli sopockiemu klubowi awansować do finału ligi, który niespodziewanie wygrali w Łodzi z Budowlanymi. Od tego czasu Kacała grywa okazjonalnie w różnych turniejach. - To są dwa, trzy mecze w roku. Najczęściej na imprezach charytatywnych w Warszawie - dodaje.

Pomysł, by wskrzesić polskich Barbarzyńców, powstał w tym roku.

- Wielu byłych rugbistów po zakończeniu gry znika z dyscypliny, bo nikt ich nie chce - mówi Kacała. - Nie ma dla nich miejsca w trenerce, a mają dużą wiedzę, często prowadzą interesy, mają kontakty z Zachodem. Chcemy to wykorzystać. Jeśli wrócą do rugby, to jest szansa na takie lobby, które zainteresuje większych sponsorów. Wtedy podniesie się poziom sportowy, więc przyjdzie więcej ludzi na rugby, a jak będą ludzie, to bardziej zainteresują się media, kolejni sponsorzy, stworzy się koniunktura - przekonuje Kacała. Jeszcze w tym roku Rugby Barbarians Polska chce rozdać swoje "Oscary" - nagrody dla najlepszych polskich rugbistów. Jest duża szansa, że latem do Trójmiasta przyjedzie francuska drużyna CA Brive grająca w elicie rugby w Top 14.

Kontakty Kacały zaowocowały tym, że drużyna Barbarians Polska wyjechała w ten weekend do Berlina na mecz z tamtejszymi Barbarians. W sobotę Polacy wygrali 30:5 (20:0), a Kacała, który był grającym trenerem, zdobył pięć punktów po przyłożeniu. - Przepraszam za moją formę, ale najważniejsze jest zwycięstwo. Muszę przyznać, że miło jest znowu zwyciężać - powiedział po meczu Kacała.

Kacała to 30-krotny reprezentant Polski, wychowanek Lechii Gdańsk, potem gracz Ogniwa Sopot oraz Olympique Le Cresot, Grenoble (wicemistrz Francji), Paris Saint Germain (rugby 13-osobowe), CA Brive (Puchar Europy) i RFC Cardiff (mistrz ligi celtyckiej).

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.