Najpierw Barcelona, potem Wałbrzych

Koszykarze Asseco Prokom Sopot zagrali swój najlepszy mecz w Barcelonie, ale po raz trzeci przegrali w Katalonii. Przespali trzecią kwartę i nie zatrzymali Juana Carlosa Navarro. Teraz myślą już o tym, jak zatrzymać... Górnika Wałbrzych

Różnica jest kolosalna, ale - jak podkreślają trenerzy Prokomu - na każdego rywala mobilizacja musi być taka sama, czyli maksymalna. Koszykarze z Sopotu muszą już więc zapomnieć o rywalizacji z Navarro, Davidem Andersenem i innymi gwiazdami Barcy i skupić się na meczu z jedną z najsłabszych drużyn w lidze polskiej. A o koncentrację i przede wszystkim wypoczynek nie będzie łatwo. Mecz w Barcelonie skończył się w czwartek ok. godz. 22.30. Daniel Ewing i Ronnie Burrell, który z powodu przedłużającej się tradycyjnej kontroli antydopingowej dotarli do hotelu (razem z kierownikiem Robertem Wierzbickim) jako ostatni, jedli kolację o północy. A już o 5.30 była pobudka, bo samolot z Barcelony wylatywał o 7.55. Potem przesiadka w Monachium i lot do Wrocławia. Tam gracze z Sopotu nocowali z piątku na sobotę i dopiero dziś przeniosą się do Wałbrzycha, gdzie w niedzielę zagrają z Górnikiem. Do Trójmiasta wrócą w poniedziałek i tym samym - z powodu dwóch meczów wyjazdowych - spędzą poza domem blisko tydzień.

W Barcelonie Prokom grał po raz trzeci w historii. Wcześniejsze mecze kończyły się porażkami różnicą 19 punktów. Były to bolesne przegrane, choć do rekordowych zwycięstw Barcelonie i tak było daleko. Największą wygraną w pucharach gracze z Katalonii odnieśli w 1984 r. - z Etzella Ettelbruck 138:55! Drugi wynik w hierarchii to 140:69 ze... Śląskiem we Wrocławiu w 1987 r. Ale Barca ma też niechlubne rekordy - najmniej punktów rzuciła w 1959 r. w meczu z... Polonią Warszawa (41:49). W czwartek żaden rekord nie padł, choć Prokom osiągnął swój najlepszy wynik w Barcelonie.

W hiszpańskiej drużynie nie grał kontuzjowany Jaka Laković, który z Navarro są największymi gwiazdami zespołu. Jako ozdobę meczu zapowiadano ich rywalizację ze strzelcami Prokomu - Danielem Ewingiem i Davidem Loganem. Po pierwszych meczach Euroligi to nie gwiazdy Barcelony uznano za najlepszą parę graczy obwodowych, ale właśnie Ewinga i Logana, którzy zdobywali w sumie średnio 37,7 punktu. W czwartek Navarro i Logan mieli słaby początek. Hiszpan pudłował rzuty za trzy (0/4 do przerwy), trafiał tylko po kontrach. Logan swoje pierwsze punkty zdobył dopiero w 11. minucie. Obaj - kiedy wiedzieli, że nie trafiają - szukali raczej podań do swoich kolegów. Skuteczniejszy był Ewing, który już w pierwszej kwarcie rzucił sześć punktów, ale potem był niewidoczny. Drugie tyle punktów dołożył w pierwszej części Ronnie Burrell i drużyna z Sopotu po raz pierwszy w tym sezonie wygrała pierwszą kwartę w Eurolidze.

- No proszę, jak fajnie zagrała moja drużyna beze mnie w składzie. To świadczy tylko o naszej sile - mówił Laković, któremu koledzy dorzucali w żartach, że zagrali nawet lepiej niż z nim na boisku.

Sopocianie prowadzili do 13. minuty (16:15), ale potem mieli kłopoty. Najpierw z faulami. Kiedy na boisku pojawił się mierzący 216 cm Daniel Santiago sopocianie mieli problem, żeby go zatrzymać. Pat Burke i Adam Hrycaniuk musieli go więc faulować. W efekcie po minucie drugiej kwarty mistrz Polski miał trzy faule, a po trzech minutach - pięć i Barcelona rzucała już wtedy rzuty wolne.

Obie drużyny miały też kłopoty z rzutami z dystansu. W pierwszej połowie padła tylko jedna trójka! Rzucił ją Gianluca Basile. Barcelona spudłowała do przerwy siedem rzutów za trzy, Prokom - sześć. Wynik był więc niski i nie wynikał wcale z fantastycznej obrony. W kolejnych akcjach Prokom nadal nie trafiał (i mało rzucał) za trzy. W końcu, dopiero w 34. minucie, udało się Aleksejowi Nesoviciowi.

Kiedy na początku trzeciej kwarty obudził się Navarro Barcelona zaczęła uciekać. Już w drugiej akcji też części Hiszpan trafił w końcu za trzy, po chwili za dwa i przewaga gospodarzy rosła. W Prokomie punktami odpowiadali Burke i Burrell, ale Navarro nie zwalniał tempa. Pokazał dlaczego zarabia rocznie więcej (ponad 5 mln dolarów), niż wynosi cały budżet klubu z Sopotu. Lider Barcelony zdobył w tej części 11 punktów i to dzięki niemu jego drużyna osiągnęła przewagę większą niż 10 punktów (45:34 w 26. minucie), a potem jeszcze wyższą. Oprócz dobrej gry Navarro pomogła w tym postawa rezerwowych, zwłaszcza Rogera Grimau, choć w całym meczu to rezerwowi Prokomu bardziej pomogli swojej drużynie.

W ostatniej części Prokom w końcu zaczął trafiać za trzy - Nesović, Burke i Ewing, ale straty były zbyt duże. Sopocianie walczyli jednak ambitnie, choć mogą się pocieszać tylko tym, że przegrali w Barcelonie mniej niż dwa tygodnie temu Panathinaikos Ateny (66:90). No i o siedem punktów mniej niż przegrywali w Katalonii w poprzednich latach.

Porażka w Barcelonie nie wpływa znacząco na szansę Prokomu na wyjście z grupy. Do Top 16 awansują cztery zespoły, a bezpośrednimi rywalami mistrza Polski w walce o czwarte miejsce są Nancy i Żalgiris Kowno. Sopocianie pokonali już u siebie Francuzów i Litwinów, którzy w tej kolejce grali ze sobą. Wygrało Nancy i to dobry wynik dla Prokomu. Przy korzystnym, ale też prawdopodobnym układzie, do awansu może być potrzebne jeszcze tylko jedno zwycięstwo, np. w grudniu we Francji. Ale Pacesas nie chce o tym słyszeć. - Nie będziemy kalkulować, bo chcemy wygrać więcej niż jeden mecz. I nikogo się nie boimy. W Barcelonie mieliśmy za dużo strat (22 - red.), ale będziemy nad tym pracować. Na niespodziankę liczę już w kolejnym meczu Euroligi u siebie z Panathinaikosem - mówi trener Prokomu.

Kwarty: 10:12, 20:14, 28:16, 16:20.

Barcelona: Navarro 21 (3), Andersen 10, Vazquez 8, Ilyasova 7 (1), Barrett 2 oraz , Grimau 8, Trias 6, Basile 5 (1), Santiago 3, Barton 2.

Prokom: Burrell 10, Ewing 9 (1), Logan 8, Archibong 4, Hrycaniuk 0 oraz Burke 14 (1), Dylewicz 8, Nesović 7 (1), Zamojski 2, Szczotka 0.

Pozostałe wyniki 4. kolejki: SLUC Nancy - Żalgiris Kowno 69:64, Panathinaikos Ateny - Montepaschi Siena 81:76.

Tabela grupy B

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.