Po meczu Słowacja - Polska. Czy leci z nami bramkarz?

Po błędzie Artura Boruca może się wydawać, że rywalizacja bramkarzy w reprezentacji Polski zaczyna się od nowa. Tylko czy bramkarz Celticu ma realnego konkurenta?

Szczęsny: Zakłócone proporcje Boruca ?

Od dawna wiadomo, że między słupkami polskiej piłce obrodziło, że tylko tam wyrośli futboliści pożądani przez poważne europejskie firmy. Chciał ich Manchester United, Arsenal, Celtic Glasgow, Real Madryt, do niedawna Spartak Moskwa, Panathinaikos Ateny. I mniej ważne, ilu wrosło w ławkę, ilu siedzi pod ławką, a ilu kolegom polewa herbatę. Graczy z pola uznane kluby nie chcą w ogóle, bramkarzom płacą.

A jednak zamiast pełnego komfortu mamy między słupkami kłopot. Nie tylko dlatego, że kardynalna pomyłka Boruca przyczyniła się do porażki ze Słowacją 1:2.

- To była jedna z najtrudniejszych decyzji w mojej karierze - mówił po meczu z Czechami Leo Beenhakker pytany, dlaczego postawił na wracającego do kadry banitę Boruca, a nie mającego za sobą serię trzech udanych występów (Ukraina, Słowenia, San Marino) Łukasza Fabiańskiego.

Boruc zawalił mecz ze Słowacją. Trwa jego najsłabszy sezon od lat. Najsłabszy nie oznacza, że zawsze gra beznadziejnie. Oznacza, że fachowiec z reputacją czołowego w Europie popadł w chorobę golkiperów przeciętnych, występy doskonałe i zapierające dech, przeplatając z kiepskimi.

Na Ukrainie upił się i wypadł na dwa mecze z reprezentacji. W Glasgow został ukarany grzywną (50 tys. funtów) za niesportowy tryb życia, zawalił derby z Rangersami. Potem zagrał genialnie z Villarrealem w Lidze Mistrzów, obronił karnego w lidze. Przeprosił za Lwów, na treningach we Wronkach bronił fenomenalnie, dał Beenhakkerowi mnóstwo powodów, by postawić na niego. Z Czechami dwa razy ratował drużynę przy stanie 0:0, choć puszczony potem gol trochę obciąża jego konto - aż strach pomyśleć, co by się rozpętało, gdyby przez niego mecz skończył się remisem.

- Przegraliśmy przez indywidualny błąd - powie po porażce w Bratysławie Beenhakker. Gdyby przed meczem zrobić ankietę, kto ten błąd popełni, Boruc zająłby pewnie ostatnie miejsce. Kiedy wszyscy zawodzili, zawsze można było liczyć na niego. Wielokrotnie ratował zespół w beznadziejnych sytuacjach.

- Taki błąd zdarza się każdemu, przepraszam - powiedział Boruc tuż po meczu. Był wściekły i zawiedziony. Nie wiedział, czy kredyt zaufania trenerów, na jaki zapracował przez ostatnie lata, właśnie się skończył. - Za wcześnie na takie wnioski - mówi trener bramkarzy w kadrze Andrzej Dawidziuk.

Ale za wcześnie też, by mieć pewność, że Boruc pozycję utrzyma. - Nie mam wyjścia, wracam do Celticu grać jak najlepiej. W sobotę liga, w przyszłym tygodniu gramy z Manchesterem na Old Trafford. Staram się już zapomnieć o tej sytuacji, bo co innego mogę zrobić? - mówił w czwartek bramkarz Celticu. - Błąd nie wynikał z braku umiejętności, po prostu się zdarzył. Ile meczów w życiu rozegrałem? 250? 300? Kiedyś to się musiało przytrafić. Żałuję, że teraz, ale nie mam sobie czego wybaczać. I nie uważam, że mam słabszy początek sezonu niż kiedykolwiek indziej. Popełniłem błędy, ale nie ma sensu się biczować.

We wtorek Boruc spotka na Old Trafford Tomasza Kuszczaka, rezerwowego MU. 26-letni bramkarz pokłócił się z trenerami reprezentacji, nie przepadają za nim koledzy. Niepokorny, na każdym kroku podkreśla, że jest graczem wielkiego Manchesteru. Trenera Fransa Hoeka oskarżył o zbyt intensywne treningi przed Euro, które skończyły się kontuzją.

Kuszczak musiałby się ukorzyć, przeprosić - czyli nie być sobą - żeby wrócić do kadry. Ale uważa, że przepraszać nie ma za co. I że nie ma czego wyjaśniać.

Gdyby jednak Kuszczak wkrótce wygrał rywalizację z Edwinem van der Sarem w MU, Beenhakker być może nie miałby wyjścia. Wezwałby Kuszczaka, a przynajmniej pojechał na Old Trafford z nim porozmawiać. Tyle że awans Kuszczaka na pozycję pierwszego bramkarza Aleksa Fergusona jest tak prawdopodobny jak to, że przeprosi.

Zupełnie inny charakter ma spokojny Fabiański. Ale on rozegrał mało meczów o wielką stawkę. W Premier League wystąpił tylko trzy razy, i to wtedy, kiedy Arsenal nie walczył już o nic. W mniej prestiżowym Pucharze Ligi błędów nie popełniał błędów do czasu, kiedy w półfinale z Tottenhamem puścił pięć bramek. A jeszcze w Legii w eliminacjach Ligi Mistrzów piłkarze Szachtara Donieck strzelili mu trzy gole.

Wygląda więc na to, że największymi osiągnięciami Fabiańskiego w poważnym futbolu są karny obroniony z San Marino oraz dobry występ ze Słowenią. Uratował drużynie remis, ale czy można go porównać do gry Boruca choćby w meczu z Austrią na Euro? W dodatku w końcu marca, kiedy Polacy zagrają z Irlandią Płn., nastanie czas jeszcze rzadszych jego występów w Arsenalu, bo londyńczycy wejdą w rozstrzygającą fazę sezonu.

Zostaje Wojciech Kowalewski, który odżył w przeciętnym Iraklisie Saloniki. Doświadczenia, pewności, ogrania, obycia odmówić mu nie można. Ma za sobą mecze z Serbią i Portugalią w poprzednich eliminacjach, występy w Lidze Mistrzów oraz charakter pasujący drużynie. Potrafi wstrząsnąć zespołem, przemówić. Słowem - robić atmosferę.

Kilkadziesiąt feralnych sekund w Bratysławie sprawiło, że Beenhakkera zamiast przyjemnej zimy na pozycji lidera czeka ból głowy dotyczący nawet obsady bramki, czyli jedynej niepapierowej twierdzy w naszym futbolu. Dziś nawet on nie ma pewnie pojęcia, kogo wybierze. A może zauważy pewien paradoks: przyjechał do kraju klasowych bramkarzy, tymczasem za jego kadencji wszystkie trzy porażki w eliminacjach do turniejów mistrzowskich - z Finlandią, Armenią i ze Słowacją - reprezentacja poniosła po ich błędach.

Bramki z meczu przeciw Słowacji ?

A tak Polacy wygrali z Czechami ?

Słowacja - Polska 2:1. Katastrofa w minutę ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.