Piotr Polczak przez siedem dni o kulach

Obrońca Cracovii, przeszedł pomyślnie operację usunięcia części łękotki. Przerwa w występach ligowych potrwa co najmniej trzy tygodnie

Problemy środkowego obrońcy zaczęły się podczas meczu ze Śląskiem Wrocław. Krakowianie przełamali passę na wyjazdach i zdobyli punkt, ale 22-letni Polczak doznał urazu kolana. - Zostałem mocno uderzony piłką i to tak niefortunnie, że doszło do skręcenia kolana - opowiadał Polczak.

Po konsultacji z dr. Bogusławem Bobrowskim, lekarzem klubowym Cracovii, piłkarz nie wahał się ani chwili. 40-minutowy zabieg przeprowadzono w piątek w poznańskiej klinice. Zawodnika operował dr Jacek Jaroszewski, specjalista w dziedzinie ortopedii i traumatologii sportowej. - Przez siedem dni będę się poruszał o kulach i nie mogę ćwiczyć kontuzjowaną nogą - mówi stoper.

Tymczasem Stefan Majewski, trener Cracovii, po przegranej z Polonią zaskoczył dziennikarzy. Oświadczył, że Polczak będzie na zajęciach po trzech dniach i zagra już w meczu z Polonią Warszawa zaplanowanym na 17 października.

- Kiedyś Pirmin Zurbriggen, znakomity szwajcarski alpejczyk, wrócił na stok po 10 dniach. Operację przeprowadzono w Niemczech, ale jej zakres był zdecydowanie inny niż u Polczaka - wyjaśnił dr Bobrowski.

Po 10 dniach piłkarz Cracovii rozpocznie rehabilitację. Zanim jednak zacznie truchtać, czeka go jazda na rowerze i pływanie. - Przy prawidłowym gojeniu ran będzie gotowy do gry najwcześniej za trzy tygodnie - przewiduje Bobrowski. Wtedy Cracovia będzie gościła Odrę Wodzisław. Po operacji Polczak oglądał skróty meczu z bytomianami. - Wystarczyłby mi suchy wynik. Nie ma się co denerwować - twierdzi.

Kontuzja wyeliminowała zawodnika z udziału w meczach reprezentacji Polski z Czechami i Słowacją. Do momentu kłopotów z kolanem rozegrał pełnych siedem spotkań ligowych i 120 minut z Górnikiem Łęczna w Pucharze Polski. Leo Beenhakker przyznał, że widzi w Polczaku następcę Jacka Bąka. W pierwszych spotkaniach eliminacyjnych do mistrzostw świata w 2010 r. Polczak przegrał jednak rywalizację z Michałem Żewłakowem, Bartoszem Bosackim i Mariuszem Jopem. Ze Słowenią siedział na ławce, a mecz z San Marino obejrzał z trybun. - Takie jest życie piłkarza, nie wszystko, co się zaplanuje, musi się sprawdzić - mówi zawiedziony.

Stadion we Wrocławiu jest pechowy dla urodzonego w Krakowie obrońcy. W sierpniu zeszłego roku stracił przytomność na boisku, kiedy jeszcze był graczem GKS-u Katowice. Po zaledwie kilku minutach gry Robert Rosiński kopnął go kolanem w splot słoneczny. Wojciech Sznajder, lekarz Śląska, wyciągnął zawodnikowi język, czym prawdopodobnie uratował mu życie. Po odzyskaniu przytomności stoper miał kłopoty z oddychaniem. - Na szczęście wszystko dobrze się skończyło - podsumował Polczak.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.