Austria trochę kosztuje

Lech Poznań - Legia Warszawa 0:0. "Kolejorz" dostał podczas wczorajszego meczu wysoki rachunek za wysiłek włożony w czwartkowy mecz z Austrią Wiedeń. "Derby Polski" rozczarowały

Od lat nie zdarzyło się, by mecz Lecha z Legią Warszawa znalazł się w takim cieniu. Był to jednak cień nie byle jaki, bo dramatycznego meczu z Austrią Wiedeń i awansu "Kolejorza" do fazy grupowej Pucharu UEFA. Ten mecz położył się też cieniem na grze poznaniaków, którzy musieli odczuwać trudy czwartkowego pojedynku z Austriakami. Nieprzypadkowo wzdłuż linii otaczającej ławkę rezerwowych Lecha stały jedna przy drugiej butelki z napojami energetyzującymi.

Mecz Lecha z Legią - zazwyczaj niesamowity hit - tym razem rozczarował, ale nie wszystko można zrzucić na karb zmęczenia poznaniaków. Ulegli oni mocnemu pressingowi Legii w środku pola. Warszawiacy umiejętnie wymieniali podania, nierzadko wycofywali piłkę głęboko, zmuszając lechitów do przemierzania kolejnych kilometrów.

Bardzo mało było okazji bramkowych i w ogóle spięć w polu karnym. W 24. min można było mieć poważne wątpliwości, czy Miroslav Radović nie zatrzymywał faulem wychodzącego na pozycję Rafała Murawskiego. Po chwili w polu karnym Legii po starciu z nieudolnym Wojciechem Szalą padł Robert Lewandowski. W żadnym z tych wypadków sędzia nie reagował.

Bohaterowie z czwartku i pogromcy Austrii tym razem spisywali się dużo gorzej. Po Rafale Murawskim, którego strzał dał Lechowi ten historyczny awans, było to widać najwyraźniej. Harował, ale miał mnóstwo strat. Ciężko odczuwali czwartkowy mecz także inni piłkarze - Semir Stilić szybko nadawał się do zmiany; Sławomir Peszko po dobrym początku meczu, z każdą minutą gasł w oczach. Każdego z nich można było zrozumieć. Trener Franciszek Smuda nie zdecydował się jednak na zastosowanie roszad w składzie i wymienienie tych najbardziej zmęczonych, a to już zrozumieć trudniej.

Zatroskani widzowie patrzyli na niego i resztę graczy "Kolejorza", zastanawiając się, czy to możliwe, aby w cztery dni Lech wytrzymał i wygrał dwa tak ważne mecze. A przecież gdy Lech i Legia rozpoczynały mecz, wiadomo było już, iż Wisła Kraków nie wygrała w Zabrzu. Zwycięstwo nad Legią dawało lechitom fotel lidera!

O to zwycięstwo, w takiej sytuacji, w jakiej znalazł się Lech, było bardzo trudno. Poznaniacy najbardziej zagrozili bramce Legii wtedy, gdy Robert Lewandowski chciał oddać warszawiakom piłkę wybitą na aut, bo na boisku leżał jeden z graczy. Niechcący trafił w poprzeczkę. Przeprosił za to, ale nie wiedział, że lepszych okazji w tym meczu i tak nie będzie.

LECH: Kotorowski - Wojtkowiak, Arboleda, Tanevski, Djurdjević - Peszko, Bandrowski, Murawski, Lewandowski, Stilić (54. Stilić), Wilk Ż (90. Reiss) - Rengifo Ż

LEGIA: Mucha - Szala Ż , Choto, Astiza, Wawrzyniak - Borysiuk Ż (68. Giza), Radović Ż , Roger Ż , Iwański, Edson (21. Rybus) - Chinyama (85. Grzelak)

Sędzia: Robert Małek (Zabrze)

Widzów 25 tys.

Dziś decyzja UEFA

"Porządek w polskiej piłce - tak, ale nie kosztem kibiców" - takiej treści transparent wywiesili kibice Lecha Poznań. To ich teraz najbardziej dotyczy rozgrywka między PZPN i FIFA a ministrem sportu. Dziś dowiemy się, czy "Kolejorz" zostanie wyrzucony z pucharów, czy nie.

Pożegnanie z jupiterami

Po raz ostatni rozbłysły wczoraj na Bułgarskiej jupitery na wielkich masztach - znak rozpoznawczy poznańskiego stadionu. Już niebawem padną łupem buldożerów. Kibice Lecha uczcili ten moment, odpalając race na szczycie wysokich masztów. Jupitery stanęły na Bułgarskiej w 1986 r.

Copyright © Agora SA