Niedaleko nam było o kompromitacji. Co tam kompromitacji - największej klęski w historii polskiego futbolu. Przesada? Niech nie przesadzają ci, którzy po takim meczu jak ten wczorajszy starają się szukać w grze naszej drużyny narodowej pozytywów. Jakich by słów nie używać, jakich pomyj na naszych piłkarzy nie wylewać, i tak nie odzwierciedli to tego, co kibice zmuszenie przeżywać.
Polscy piłkarze jakby na siłę chcieli udowodnić, że - jak mawia ich selekcjoner - "w futbolu nie ma już słabych i małych krajów". Na początku pozwolili gospodarzom na wiele. Druga teza, której nie chcieli zadać kłamu to taka, że nie ma przeciwnika, z którym bohaterem nie będzie polski bramkarz. W środę znowu był, bo koledzy popełniali błędy w obronie.
Komentator telewizji San Marino jeszcze w przerwie zachwycał się grą miejscowych piłkarzy. Jego zdaniem zupełnie nie było widać, że Polacy to profesjonaliści, a gospodarze zebrali się po raz pierwszy w tym roku i do tego przyjechali na trzydniowe zgrupowanie prosto z wakacji. W kiepskim stylu, ze słabym rywalem, ale wreszcie zwycięstwo. Mgła wokół reprezentacji na razie jednak nie opada - Leo Beenhakker i piłkarze wciąż nie udowodnili, że zasługują na zaufanie. Czekamy w strachu na mecze z Czechami i Słowacją
Polacy wygrali z amatorami po męczarniach. W czwartej minucie gospodarze z San Marino mieli nawet szansę na objęcie prowadzenia! Rzut karny obronił jednak Łukasz Fabiański, który ponownie był najlepszym piłkarzem na biało-czerwonych. W 36. minucie humor selekcjonerowi poprawił Ebi Smolarek, Napastnik Boltonu pokonał bramkarza gospodarzy. Po przerwie nasi piłkarze zapowiadali kolejne gole. Trafił tylko raz debiutant Robert Lewandowski.
W pierwszej połowie gra biało-czerwonych mogła przyprawić o palpitację serca. Tylko szalony prorok albo skrajny pesymista przewidziałby, że gospodarze pójdą z nami na wymianę ciosów. Kto wie, jak potoczyłby się ten mecz, gdyby nie Łukasz Fabiański, który w 4. minucie obronił rzut karny. Euzebiusz Smolarek pokazał, że Leo Beenhakker wciąż może na niego liczyć. Gola w debiucie strzelił Robert Lewandowski.
Reprezentacja odniosła pierwsze zwycięstwo w eliminacjach do MŚ w RPA. 2:0 z amatorami z San Marino na kolana nie powala, ale pozwala odetchnąć z ulgą, chociaż w pierwszej połowie gra biało-czerwonych mogła przyprawić o ból głowy
Nie każda drużyna może, czy musi wygrywać w Serravalle 13:0 jak Niemcy. Ale to co pokazali podopieczni Leo Beenhakkera, można określić tylko jednym słowem: kompromitacja.
Większość piłkarzy nie ma nic do zaoferowania naszej reprezentacji. Podobnie jak pewien trener z Holandii.