Hokeista GKS-u Tychy schudł trzynaście kilogramów

Łukasz Sokół jest na ścisłej diecie. Nie może nawet zjeść posolonego, gotowanego kurczaka. O rywalizacji na lodzie na razie nie myśli. Gdyby został teraz trafiony krążkiem mogłoby dojść do wielkiej tragedii.

Pech nie opuszcza wicemistrzów Polski. Zaczęło się od Mariusza Justki, który jeszcze pod koniec zeszłego sezonu nabawił się przepukliny kręgosłupa i do dziś nie wznowił treningów. Potem na motocyklu rozbił się Bartłomiej Gawlina, który zdaniem trenera Wojciecha Matczaka w nadchodzącym sezonie w hokeja nie zagra.

Poważnego urazu barku (podczas gry w tenisa!) nabawił się też Przemysław Witek.

To jednak nie był koniec złych wieści. Z dnia na dzień poważnie rozchorował się bowiem Łukasz Sokół, reprezentant Polski i jeden z najbardziej utalentowanych obrońców w naszym kraju.

- Czułem się dobrze, trenowałem z resztą zespołu. Wszystko, co najgorsze zaczęło się od zjedzenia pizzy. Poczułem ból. Krążył po brzuchu od wątroby przez żołądek. Wziąłem jednak lek rozkurczający i poczułem się lepiej. W nocy jednak ból wrócił ze zdwojoną siłą. Rano już nie wytrzymałem i trafiłem na szpitalną izbę przyjęć - opowiada 27-letni zawodnik.

Sokół dostał kolejne leki i znowu poczuł się lepiej. Gdy już przygotowywał się do powrotu do domu usłyszał, że jego wyniki krwi to katastrofa! - Po szczegółowych badaniach okazało się, że mam torbiele na trzustce. Zaraz zacząłem spadać na wadze. Już nie jestem wysportowanym hokeistą, tylko słabym, chorym człowiekiem - mówi ze smutkiem.

To właśnie w szpitalu zawodnik pierwszy raz usłyszał o zapaleniu trzustki. Co mogło je spowodować?

- Poczytałem i wyszło, że najczęściej alkohol, albo sterydy. Każdy jednak kto mnie chociaż trochę zna wie, że to niemożliwe - podkreśla. Zapalenie trzustki bywa jednak także następstwem poważnych wypadków samochodowych. I to tutaj trzeba szukać odpowiedzi na to pytanie. - Nie da się ukryć, że na lodzie nikt się nie oszczędza. Rzucenie na bandę przez dwumetrowego hokeistę to jak mała kraksa - opowiada Sokół.

Do tego dochodzą bolesne trafienia krążkiem. Dobrze trafiona guma tnie powietrze z prędkością przekraczającą 150 kilometrów na godzinę. - Gdy leżałem w szpitalu przypomniałem sobie, że pod koniec sezonu dostałem krążkiem w okolice wątroby. To jednak zdarzyło mi się już ze sto razy. Nigdy nie przywiązywałem do tego większej wagi - dodaje.

Po wyjściu ze szpitala hokeista jest na ścisłej diecie. - W kółko jem kaszkę mannę. Mogę też zjeść gotowanego kurczaka. Raz, tak dla smaku, trochę go doprawiłem i zaraz pojawiły się bóle - mówi Sokół, który stracił aż 13 kilogramów. - Zawsze miałem problemy z utrzymaniem wagi, a teraz tak łatwo poszło - żartuje kwaśno.

Obrońca GKS-u nie wie, czy i kiedy wróci do treningów. - W listopadzie czekają mnie kolejne badania. Torbiele muszą zniknąć. Lekarz powiedział, że jeżeli wyjechałbym w takim stanie na lód i zostałbym trafiony krążkiem to mogłoby się to skończyć śmiercią - tłumaczy. - Cóż, przynajmniej na początku sezonu będę oglądał kolegów z trybun, a zamiast treningów gotował obiady. Sezon jest długi, wierzę, że wrócę! - nie traci dobrego humoru hokeista.

Wojciech Matczak, trener GKS-u wierzy, że Sokół pomoże drużynie. - Miejsce w zespole czeka na Łukasza. Musi do nas wrócić, bo to świetny chłopak. Gdyby powiedział, że jest gotowy to wystarczy miesiąc, dwa i znowu będzie filarem naszej defensywy. Przeżywamy strasznie pechowe lato. Wypadek Bartka Gawliny to był pierwszy cios. To niezwykle silny organizm, w wielu testach bił innych na głowę, ale mimo wszystko najbliższy sezon jest dla niego stracony. Teraz Łukasz...Wypada tylko powiedzieć - co nas nie zabije to nas wzmocni - wzdycha szkoleniowiec.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.