Jakie to były igrzyska? Polska mistrzem sportu byle jakiego

Za cztery lata będzie jeszcze gorzej. Gwiazd nie mamy, a w dzisiejszym sporcie nie ma fuksów. Nie wierzę, że medalista wykluje z młodzieży, bo młodzi nie garną się do sportu. A nawet jeśli zdecydują się iść do klubu, widzą pijanego trenera i zdewastowaną szatnię - mówi Andrzej Person, senator PO, były działacz PKOl

Polski sport chory na głowę ?

Przemysław Iwańczyk: Dziesięć medali Polaków na igrzyskach to sukces czy porażka?

Andrzej Person: Mamy tyle, na ile nas naprawdę stać. Ale ta liczba nie zaspokaja naszych ambicji. Przypominam sobie słowa szefów Polskiego Komitetu Olimpijskiego, którzy występ Polaków w Atenach nazwali dnem. Jak przy tym nazwać występ w Pekinie? Nie wiem też, po co było wymachiwanie szabelką przedstawicieli związków sportowych, którzy grzmieli w mediach: patrzcie, wysyłamy do Pekinu samych czempionów.

Najmniej winni są zawodnicy. Starają się, ale odbiegają poziomem od rywali. Na igrzyska pojechało ich jednak zbyt wielu. Nie chcę nikomu odbierać szans, ale jeśli ktoś jest u schyłku kariery i wybiera się na igrzyska tylko po to, by dostać dres z orzełkiem, efekty nie będą oszałamiające. Pytam: jaki sens ma wysyłanie do Pekinu sportowca w średnim wieku, który nie ma najmniejszych szans choćby na finał? A takich przypadków mamy masę. Pierwszy z brzegu maratończyka, który przybiegł 54., bo jest o 10 minut gorszy od Kenijczyków.

W polskim sporcie panuje bylejakość. PKOl jest zachwycony, bo ma rekordową liczbę reprezentantów. Za chwilę w związkach sportowych odbędą się wybory, a ich szefowie będą szczycić się, ilu olimpijczyków mają w swoich szeregach. Co prawda medalu nie zdobyli ani miejsca punktowego nie zajęli, ale prezes ma dobre samopoczucie, bo dostanie upragnione głosy od środowiska. Ci szefowie następnie przyjadą do Warszawy i będą głosować w PKOl-u na tych, którzy tych olimpijczyków do Pekinu wysłali. Koło się zamyka.

Dlaczego mamy byle jakich sportowców?

- Nie ma w Polsce kultury fizycznej, takie pojęcie nie istnieje. Po transformacji władza przeszła w ręce samorządów, ale dla sportu okazało się to zgubne. Na Zachodzie politycy zdają sobie sprawę jak ważna jest budowa obiektów sportowych. A ja kłócę się z marszałkiem województwa kujawsko-pomorskiego o wybudowanie przystani kajakowej we Włocławku. Dla niego zawsze ważniejsze będą obwodnica, żłobek, izba wytrzeźwień, tomograf niż pływalnia, boisko, czy właśnie przystań, bo on sportu nie czuje, jak masa polityków każdego szczebla. Trzeba przecież podlizać się elektoratowi. Zresztą czy to rada gminy, czy parlament, obecna władza wychowywana była w kulcie "nie biegaj, bo się spocisz". Kończyli prywatne szkoły, w których wychowanie fizyczne nie istniało. A jak jest w USA? Mają mistrzów w koszykówce, siatkówce, bo tam sport rodzi się w uczelniach. Niemal wszyscy Amerykanie na igrzyskach to studenci.

Jeśli już Polacy docierali w w Pekinie do finałów, najczęściej zajmowali piąte-szóste miejsca...

- Jesteśmy mistrzami świata w produkowania sportowców na te lokaty. Działaczom w to graj. Idą do ministerstwa, chwalą się tym wynikiem i wyciągają rękę: poproszę kolejne pięć milionów na sezon.

Skończmy z kultem średniactwa, z ósmymi miejscami, po których chodzimy dumni! Co z tego, że mamy medale w Europie? Europa jest słaba. Przykład? Tenis stołowy, gdzie w większości reprezentacji grają Chińczycy z trzeciej ligi. Szanuję Lucjana Błaszczyka, ale on pojechał do Pekinu tylko dlatego, że wycofali się Holendrzy, uznając swojego gracza za zbyt słabego na tak wielką imprezę. Zapasy klasyczne? Trzecie z rzędu igrzyska, a my nie wygraliśmy nawet walki, choć w Atlancie w ciągu pół godziny sięgnęliśmy po trzy medale. W Pekinie Polacy nie walczyli w sumie nawet pięciu minut! A działacze są zadowoleni, bo wydają miliony, po pół roku siedzą na zgrupowaniach i szczycą się szóstymi miejscami w ośmioosobowej rywalizacji.

Nie możemy wysyłać ludzi, bo coś zrobili na kontynencie. Zwłaszcza w sportach, gdzie na dziesięciu zawodników ośmiu może wystąpić na igrzyskach, a tak jest w niektórych wagach w zapasach. Weźmy przykład Niemiec, gdzie podstawą olimpijskich nominacji są wyniki na mistrzostwach świata.

Za cztery lata w Londynie będzie jeszcze gorzej?

- Cieszę się bardzo, a z drugiej strony jest mi przykro, że z polskich sportowców najgłośniej było o Natalii Partyce, naszej tenisistce stołowej bez ręki. Reszta jakoś nie zapisała się w pamięci. Świat mówi o Usainie Bolcie, Michaelu Phelpsie, amerykańskich siatkarzach, ale nie o nas.

W Londynie będzie jeszcze gorzej. Większość naszych faworytów, a więc Sylwia Gruchała, Leszek Blanik czy Otylia Jędrzejczak, pewnie do następnych igrzysk nie dociągnie. Innych gwiazd nie mamy, a w dzisiejszym sporcie nie ma fuksów. Ukraiński trener Blanika też ucieka, bo nie widzi szans, by wychować kolejnego medalistę. Poza tym jak długo można szkolić mistrza, któremu trzeba przytrzymywać otwarte drzwi hali, by mógł wziąć odpowiedni rozbieg. Że ktoś się wykluje z młodzieży, nie wierzę. Młodzi ludzie są coraz wygodniejsi, nie garną się do sportu. Zresztą trudno im się dziwić, bo nawet jeśli zdecydują się iść do jakiego klubu, widzą pijanego trenera i zdewastowaną szatnię.

Sportowcy w Polsce, którzy osiągają sukcesy, nie są dziećmi systemu, bo takiego po prostu nie ma, ale rodziców, którzy mają poukładane w głowie. Mam na myśli Agnieszkę Radwańską czy Roberta Kubicę. Polski sport w ostatnim czasie nie wykreował żadnej gwiazdy. Kto miał ich szkolić, skoro nasi trenerzy nie znają języków obcych i nie wiedzą, co w treningu jest najlepsze? Zdolniejsi szkoleniowcy uciekają za granicę, o czym mogliśmy przekonać się choćby podczas tych igrzysk.

Nie było panu wstyd, oglądając zataczających się działaczy związku szermierczego czy też leżącego na trawniku w olimpijskiej wiosce wiceszefa Polskiego Związku Lekkoatletycznego?

- To niewyobrażalne, ale doskonale wpisuje się w polski sport. Oni nie zdają sobie sprawy z tego, że bawią się za nasze pieniądze, jadą do Pekinu na wycieczkę przynosząc nam wstyd. Przecież to, że szef związku szermierczego Adam Lisewski jest alkoholikiem, gazety piszą od dawna. Ten pan tak samo zachowuje się od 20 lat. Stefan Paszczyk, ówczesny szef PKOl, wyrzucił go z igrzysk z Atlanty. Jadąc do Sydney, trzeba było go wyrzucić z samolotu już podczas międzylądowania w Bangkoku. Ktoś coś z tym zrobił? Nie, bo Lisewski zawsze jedzie na igrzyska i zdobywa medal, środowisko go popiera i jest fajnie. Tylko gdyby nie alkohol, być może medali byłoby wiele więcej.

Jerzy Sudoł leżący pijany na trawniku? Gdyby do Pekinu nie pojechało aż tylu lekkoatletów, obok nich byłoby też mniej działaczy i trenerów. A tak jedzie ich siedemdziesięciu i widać, co robią ich działacze. Swoją drogą, gdzie byli koledzy Sudoła, którzy zamiast go sprzątnąć, jeszcze mu pewnie zdjęcia robili.

Pan był rzecznikiem polskiej ekipy na poprzednich igrzyskach. Wtedy pan tego nie widział?

- Nie widziałem, jak piją, a nawet jeśli, nie spotkałem nikogo, kto by się przewracał z upojenia. Te wszystkie związki, no może prawie wszystkie, to kopia tego, co dzieje się w PZPN. Tyle że futbolowi działacze są na świeczniku, a do innych sportów mało kto zagląda.

Co pan, senator partii rządzącej, zamierza zrobić, by w Londynie nie doszło do kompromitacji?

- Sam senat niewiele może, ale jutro, najdalej pojutrze powinno zebrać się dwudziestu-trzydziestu mądrych ludzi, którzy coś w życiu widzieli, i zacząć radzić. Trzeba uderzyć w dzwon, a nie czekać, aż sam zadzwoni jakiś dzwonek. Masz wyniki, dobijesz się do czołówki, masz pieniądze - powiedział minister Mirosław Drzewiecki i w myśl tej zasady należy działać.

Na razie minister Drzewiecki od blisko roku nie może poradzić sobie z Michałem Listkiewiczem z PZPN.

- I z innymi związkami jest taki sam problem. Działacze boją się, że przyjdą nowi i zechcą zmian. A tak, nawet pod rządami takiego pijącego Lisewskiego z szermierki, działacz z terenu jedzie na turniej do Ostrawy, jest wniebowzięty i dozgonnie wdzięczny. Jeśli nic się nie zmieni, za cztery lata usiądziemy do podobnej rozmowy.

Czyli nie ma wyjścia...

- Jest. Minister Drzewiecki musi zagrozić - albo zmiany, albo koniec z publicznymi pieniędzmi.

Ą, Ę, czyli chiński alfabet olimpijski ?

Seks w wielkiej wiosce ?

Haker znalazł dowody na chińskie oszustwo ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA