Jak zagraniczni trenerzy napędzili chiński sport

Chińczycy zatrudniają 38 zagranicznych szkoleniowców, którzy nie tylko zdobywają ze sportowcami olimpijskie trofea, ale także próbują wprowadzić zmiany w tamtejszym sporcie.

Szermierka: Złoto w szabli dla Chińczyka ?

Końcowe zwycięstwo w klasyfikacji medalowej igrzysk w Pekinie - oto cel, jaki od wielu lat stawiali sobie Chińczycy. Szybko uznali, że wymaga on zatrudnienia zagranicznych specjalistów, którzy pozwolą zawodnikom Chin zdobywać trofea w wielu dyscyplinach. Nawet w tych, w których Chiny nie mają żadnej tradycji.

Australijczyk Tom Maher jest trenerem żeńskiej reprezentacji koszykarskiej. Igrzyska w Pekinie to już jego trzeci olimpijski turniej, w którym występuje w roli szkoleniowca. Wcześniej z drużyną swego kraju zdobył srebro w Sydney, w Atenach prowadził zawodniczki Nowej Zelandii. Agencji AFP powiedział, że jednym z jego priorytetów była zmiana mentalności włodarzy chińskiego sportu, którzy uważali, że "ilość przekłada się na jakość".

- Tak wygląda logika ich myślenia: jeśli trenowanie przez dwie godziny daje dobre wyniki, to po 4 godzinach będzie jeszcze lepiej! - mówi Maher - Trenujesz 8 godzin? Trenuj więc 12!

- Chiny mają wspaniałych, bardzo ciężko pracujących sportowców, lecz ich problemem jest brak umiejętności improwizacji - twierdzi z kolei Michael Bastian, trener kobiecej drużyny softballa. - Jeśli trener albo lider zespołu nie poda konkretnych rozwiązań, zawodnikom z trudnością przyjdzie przeanalizowanie sytuacji. Nie umieją przełamywać schematów - dodaje.

- Włożyłem wiele pracy w to, aby moje zawodniczki nauczyły się czerpać przyjemność z szermierki. Ale dla nich sport jest tylko ciężką pracą, w tym co robią nie ma pasji - mówił opiekujący się szablistami Francuz Christian Bauer. Dzięki jego staraniom Chińczyk Zhong Man zdobyły pierwszy złoty medal w tej dyscyplinie. Srebro w turnieju drużynowym kobiet zostało już jednak odebrane jako porażka.

- Ludzie z federacji nie podziękowali mi za ten medal. Ich interesuje tylko złoto - mówił francuski trener.

Cui Dalin, przewodniczący Chińskiego Komitetu Olimpijskiego powiedział w ubiegły weekend, że zagraniczni szkoleniowcy byli "znaczącym składnikiem" narodowego sukcesu. - Ich zaawansowane metody treningowe i świeże spojrzenie pomogły naszym sportowcom podnieść swoje umiejętności - powiedział Dalin.

Innego zdania jest Josef Capousek, były trener chińskich kajakarzy, z którym rozwiązano umowę na sześć tygodni przed rozpoczęciem igrzysk w Pekinie. Niemiec z czeskimi korzeniami został zatrudniony, by wprowadzić nowe idee i techniki do dyscypliny, w której Chiny mają bardzo małe doświadczenie i zarazem wielkie ambicje.

Według Capouska on sam znalazł się wewnątrz systemu, który nie jest w stanie się zmienić, a doskonałe wyniki wymagane są prawie od samego początku. Obsesja wyniku była tak wielka, że umowa sporządzona w języku chińskim, która nie była szkoleniowcowi udostępniona, zawierała podpunkt, według którego Capousek gwarantował zdobycie przez sportowców medali.

- To szaleństwo i głupota. Jak niby mogę zagwarantować medal? - pytał Niemiec. - Oni nie rozumieją sportu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.