Jaga po meczu w Gdyni

Zdobyty punkt i niebywała (szczęśliwa) skuteczność to w zasadzie jedyne pozytywy z występu piłkarzy Jagiellonii na inaugurację ekstraklasy. Znacznie więcej w grze białostoczan było negatywów. - Arka powinna ten mecz wygrać - nie ma złudzeń Robert Szczot

Mocno przemeblowana podczas przerwy w rozgrywkach ekipa z Białegostoku w pierwszym spotkaniu w nowym sezonie w ekstraklasie zremisowała 1:1 z Arką w Gdyni. Przed sezonem trener Michał Probierz zapierał się, że jego zespół przystępuje do walki o mistrzostwo Polski, niestety, weryfikacja celów nastąpiła bardzo szybko.

- Arka w zasadzie od pierwszych minut przejęła inicjatywę. Grała ostrym presingiem już na naszej połowie boiska, a my na pewno nie zagraliśmy tak, jak powinniśmy - stwierdza Szczot. - Ale pierwsze koty za płoty i w kolejnych meczach powinno być lepiej. To nasz pierwszy mecz o stawkę, a sparingi wcześniej pokazały, że staramy się grać w piłkę, a nie ją kopać. Niestety, tym razem było inaczej.

- Z meczu z Arką nie możemy być zadowoleni - dodaje szkoleniowiec żółto-czerwonych. - Mieliśmy się utrzymywać przy piłce, a tego właśnie nie było, szczególnie w pierwszej połowie. Cieszyć może jednak fakt, że gdy przegrywaliśmy, potrafiliśmy zdobyć wyrównującą bramkę.

Akcja na mecz

Do momentu zdobycia gola, a padł on dopiero w 71. min, białostoczanie prawie nic nie znaczyli na boisku. O ile jeszcze w defensywie nie popełniali rażących błędów (chociaż mogli ustrzec się straty gola po rzucie rożnym), to w ataku byli zupełnie niewidoczni. Najbardziej wymowna jest statystyka strzałów - jedyne uderzenie białostoczan (Evertona) w kierunku bramki Arki przyniosło gola, ale też rzutów rożnych - białostoczanie ani razu nie wybijali piłki z narożnika boiska.

- To mnie martwi, jak też to, że nie mieliśmy żadnego rzutu wolnego w okolicach pola karnego rywali - przyznaje trener Probierz. - Miałem świadomość, że spotkanie ligowe to coś innego niż sparingi i dla wszystkich ten pierwszy mecz był niewiadomą. Dla nas najważniejsze jest to, że zdobyliśmy cenny punkt, ale też wiemy nad czym musimy jeszcze popracować.

W ekipie białostoczan nie było piłkarza, który choćby próbował wziąć na siebie ciężar w konstruowaniu akcji. Początkowo starał się tak czynić kapitan Jagi Hermes. Niestety, wraz z biegiem czasu, po kilku faulach rywali, ochota do gry mu trochę przeszła. Ponadto gdynianie dość pieczołowicie pilnowali Brazylijczyka, gdy tylko dochodził do piłki, zaraz było przy nim dwóch zawodników Arki. Żółto-czerwoni zagrywali więc długie piłki od razu w kierunku do napastników, ale to nie przynosiło kompletnie żadnych rezultatów, gdyż podania były niecelne.

Białostoczanie w całym spotkaniu przeprowadzili zaledwie jedną składną akcję. Robert Szczot, najaktywniejszy piłkarz Jagiellonii w tym spotkaniu, zdecydował się na rajd prawą stroną i dograł piłkę w pole karne. Tam źle wybił ją Dariusz Żuraw i Everton umieścił futbolówkę w siatce.

- Mnie cieszy to, że graliśmy poprawnie w defensywie - twierdzi Probierz. - Ponadto oglądając już na spokojnie spotkanie na wideo, dochodzę do wniosku, że rywale powinni kończyć mecz w dziewiątkę. Czerwone kartki powinni zobaczyć Marcin Wachowicz oraz Przemysław Trytko.

Wachowicz w 27. min pojedynku z premedytacją nadepnął na nogę leżącego Mariusza Dzienisa, za co zobaczył tylko żółty kartonik. Niestety dla białostoczan pozostał na boisku i jego dośrodkowania stwarzały największe zagrożenie pod bramką Jagiellonii. To po jego zagraniu z rzutu rożnego Dariusz Żuraw głową umieścił piłkę w siatce. Po jego dośrodkowaniach w ostatnich minutach pojedynku niebywałymi interwencjami musiał popisywać się Piotr Lech, który nie najlepiej zachował się przy stracie bramki. Białostoczanie nie spisywali się dobrze w obronie przy stałych fragmentach gry wykonywanych przez rywali.

- Rzeczywiście, straciliśmy gola po stałym fragmencie gry, ale do tego czasu, jak też potem, nasza gra w defensywie wyglądała dobrze - ocenia Probierz.

Problem z lewą stroną

Białostoczanie mają nad czym pracować przed kolejną konfrontacją. W niedzielę podejmą Lecha Poznań, który powinien walczyć o mistrzostwo Polski, ale na inaugurację sezonu przegrał nieoczekiwanie 2:3 z GKS-em Bełchatów. Niestety, szkoleniowiec Jagi może mieć przed tym meczem problemy kadrowe. Po pojedynku z Arką na urazy narzekają Szczot oraz Dariusz Jarecki, czyli lewy pomocnik i lewy obrońca.

- Na szczęście nie jest najgorzej - mówi Szczot, który na kilka minut przed końcem meczu zszedł z boiska i już nie wrócił do gry po faulu Trytki. - Nie ma żadnego złamania, jest tylko stłuczenie, ale na razie muszę odpocząć od treningów. Lekarze musieliby chyba zrobić cuda, bym był gotowy na niedzielny mecz z Lechem.

- Mam nadzieję, że zarówno Robert, jak i Darek będą gotowi na niedzielę, ale nie mam pojęcia, jak to będzie. Na pewno jednak zrobimy wszystko, aby w tym spotkaniu wywalczyć punkty - deklaruje szkoleniowiec białostoczan.

Piłka nożna: Cashback 55 PLN od BetClick.com - poleca Mateusz Borek ? - reklama

Copyright © Agora SA