Ojciec Radwańskiej: Trzeba przejść trzy rundy

- Gdyby Agnieszka szybko przeszła w Pekinie trzy rundy, to zdarzyć może się wszystko. Ćwierćfinał to już jest właściwie walka o medal - mówi Robert Radwański, trener i ojciec dziewiątej rakiety świata w rozmowie z korespondentem Sport.pl w Pekinie Jakubem Ciastoniem.

Domachowska przegrywa w singlu ?

Jakub Ciastoń: Chang Yung-Jan z Tajwanu będzie w niedzielę rywalką Agnieszki w I rundzie. Znacie to nazwisko?

Robert Radwański: No właśnie słabo. Agnieszka mówi, że kojarzy ją z turniejów juniorskich, ale szczerze mówiąc, ja nie bardzo przypominam ją sobie z tegorocznych imprez. Wiem, że od kilku lat jest niezłą deblistką. Nie wiemy więc właściwie, czego się spodziewać. Faworytką na pewno powinna być Agnieszka.

Patrzył pan dalej na drabinkę? W ćwierćfinale może być Ana Ivanović...

- Jesteśmy przed pierwszym meczem, nie mówmy o odległej przyszłości.

Marta i Agnieszka grają też w deblu. Zmierzą się z ukraińskimi siostrami Aloną i Kateryną Bondarenko.

- W normalnych warunkach Bondarenko byłyby bardzo groźne, wygrały w tym roku Australian Open, ale Alona jest po kontuzji. Nie będzie w pełni sił. Stawiam więc 55 do 45 dla naszych dziewczyn.

Agnieszka jest teraz dziewiątą rakietą świata. Można traktować ją jako kandydatkę do medalu?

- Zdecydują dwie-trzy pierwsze rundy. Jeśli Agnieszka w tym trudnym klimacie zdoła je przejść, to dopiero wtedy będzie można mówić o medalowych szansach. Dojście do ćwierćfinału to już jest walka o medal. Ale ważne jest też, żeby te pierwsze rundy przejść szybko. Trzeba unikać wyniszczających trzysetowych meczów, ale to się tak łatwo mówi.

Co z kontuzją Agnieszki?

- To jest konsekwencja starego urazu jeszcze z Paryża. Isia ma zapalenie stawu przy palcu serdecznym prawej ręki. Uciążliwy uraz, z opuchlizną. Cały czas to leczymy i jest już trochę lepiej, ale sytuacja, w której trzeba jednocześnie trenować i ćwiczyć, nie jest zbyt komfortowa. To trochę niepokojące, bo przecież dopiero od niedzieli Agnieszka zagra na sto procent. Trzymajmy kciuki, żeby było dobrze.

Agnieszka ma jakiś uraz właściwie bez przerwy od kilku miesięcy. Na Roland Garros grała z bolącym przedramieniem. W Londynie była kontuzja uda. Z czego to wynika?

- To są koszty dojścia do pierwszej dziesiątki na świecie. Agnieszka grała w bardzo wielu turniejach, żeby się tam przebić. Jest tenisistką filigranową, delikatną i stąd te ciągłe urazy. Teraz będzie już jednak grała mniej. Zresztą WTA i tak nas do tego zmusi, bo tenisistki z pierwszej dziesiątki nie będą mogły od 2009 r. grać w najmniejszych imprezach. Zaczynają je traktować jak gwiazdy, która mają reklamować WTA Tour w imprezach szeroko pokazywanych w telewizji.

W Pekinie jest koszmarna pogoda. Jak Agnieszka to zniesie?

- Jest smog, w powietrzu wisi taka gęsta zawiesina, oddycha się ciężko jak w saunie. Pekin to nie jest miasto do uprawiania sportu. Rekordu w maratonie tutaj nie będzie. Jeśli Chińczycy musieli już dostać olimpiadę, to czemu nie zrobili jej w jakimś innym mieście? Ale z drugiej strony Agnieszka wygrała w tym roku turniej w Pattaya, gdzie było... jeszcze gorzej niż w Pekinie. Tam wilgotność dochodziła do 100 proc., tu jest może 90 proc. Medale zdobędą dziewczyny, które najlepiej przejdą aklimatyzację, a potem wytrzymają morderczy maraton w pierwszych rundach. Znaczenie będzie też miało to, o której są mecze. Rano wilgotność i smog są większe. Lepiej byłoby więc grać wieczorem, gdy temperatura i powietrze są znośne. O tym, kiedy zagra Agnieszka, będziemy wiedzieli dopiero w sobotę wieczorem. Nie liczę jednak na specjalne traktowanie tylko dlatego, że Isia jest rozstawiona z ósemką. Wieczorem będą grały Chinki, które są przecież przygotowywane do igrzysk od kilku lat. Gospodarzom marzy się medal.

Kontuzja może wyeliminować Janoković ?

Tenis na igrzyskach jest bardzo specyficznym turniejem. Co różni go od imprez WTA Tour, w których gracie przez cały rok?

- To że nie ma pieniędzy (śmiech). Igrzyska z założenia są imprezą niekomercyjną, w której reprezentujemy kraj. W tenisie podobny klimat jest tylko na meczach Pucharu Davisa czy Pucharu Federacji. Są więc stroje narodowe, flagi, integracja wszystkich członków zespołu. W zawodowych turniejach na pierwszym planie są tenisiści, a tutaj bardziej drużyna. I to w szerokim znaczeniu - przecież jesteśmy razem z siatkarkami, piłkarzami ręcznymi, wszyscy się nawzajem wspieramy i będziemy chodzić na swoje mecze. Agnieszka mieszka w pokoju razem z wioślarką, dojadą do niej tenisistki stołowe. Ja mam za współlokatora angielskiego trenera Nicka Browna opiekującego się w Pekinie deblistami Mariuszem Fyrstenbergiem i Marcinem Matkowskim. Jesteśmy jedną drużyną.

Ale czy nie jest tak, że tenisiści jakby najmniej pasują do wioski olimpijskiej?

- Tak samo jak koszykarze. Dobrze, że nie ma golfistów. Coś w tym jest. To są zawodowe sporty trochę z innej bajki. Igrzyska są najważniejsze dla dyscyplin niszowych, a nie dla zawodowców. Dla tych pierwszych to jest najważniejszy moment w życiu.

Roger Federer zdecydował się np. zamieszkać poza wioską.

- Bez przesady, nie będziemy z siebie robić nie wiadomo jakich gwiazd. Pokoje są trochę ciasne, rano w kolejce do łazienki czeka 10 osób i nie ma telewizorów (śmiech), ale takie ascetyczne warunki dobrze nam zrobią.

Czy wierzy pan, że wszystkie gwiazdy przyłożą się do tego turnieju na sto procent?

- Nawet jeśli nie ma pieniędzy, to sponsorzy oczekują, że ich zawodnicy się pokażą. Dla Ivanović, Janković czy sióstr Williams to jest prawie taki sam biznes jak inne turnieje.

Pod koniec poprzedniego roku mówił pan, że celem na koniec sezonu będzie pierwsza piętnastka. Jest już dziewiątka. Może być jeszcze lepiej?

- Końcówka roku będzie trudna. Zaraz po igrzyskach gramy US Open, gdzie Agnieszka ma do obrony sporo punktów z poprzedniego roku, gdy doszła do czwartej rundy. Jeśli teraz przegrałaby wcześniej, to pewnie spadnie w rankingu. Ale z drugiej strony będzie jeszcze okazja do nabicia punktów, choćby teraz w Pekinie. Od Aten WTA przyznaje bowiem punkty także za olimpiadę, za złoto - 353 pkt. To nie jest bardzo dużo, jak w turnieju średniej rangi, ale zawsze coś. Jeśli Agnieszka daleko zajdzie w Pekinie, to oczywiście będzie to też działać na naszą korzyść. Jest szansa, żeby po raz pierwszy w historii polska tenisistka zagrała w kończących sezon mistrzostwach WTA w Dausze, gdzie jedzie osiem najlepszych. W tej chwili Agnieszka jest ciągle na ósmym miejscu w rankingu Race. Gdyby sezon kończył się teraz, to zagrałaby w Katarze. Jeśli trochę spadnie, to też jest szansa, że pojedzie, bo oprócz ósemki wystartują dwie zawodniczki rezerwowe.

Agnieszka Radwańska: Nie boję się mówić o medalu, jest do zdobycia ?

Dla "Gazety" Nick Brown, angielski trener polskich deblistów:

Agnieszka zrobiła w ostatnich latach tak wielki postęp, że aż nie mogę w to uwierzyć. Uważam, że medal jest w jej zasięgu. Agnieszka jest pewna siebie, upał tak bardzo też nie będzie jej przeszkadzał, no i nie widzę wyraźnych faworytek w turnieju kobiecym. Wimbledon pokazał, że czołówka jest w średniej formie. Oczywiście są siostry Williams, ale nie wiadomo, czy będą miały ochotę grać na 100 proc.

Mariusz i Marcin? Są w dobrej formie. Tuż przed igrzyskami na turnieju w Cincinnati minimalnie przegrali z braćmi Bryanami, najlepszą parą na świecie. Wcześniej byli na Białorusi, gdzie wygrali ważny mecz w Pucharze Davisa. Ale w drugiej rundzie mogą wpaść na serbską parę Novak Djoković, Nenad Zimonjić. Zimonjić jest moim zdaniem najlepszym deblistą świata. Może być ciężko, ale chłopaków stać na zwycięstwo. Ich atutem jest to, że grają razem od lat, a na igrzyskach jest dużo par, które występują rzadko.

Not. w Pekinie qbi

Więcej o:
Copyright © Agora SA