Spotkanie rozpoczęło się od małego zamieszania. Mecz wyznaczono na godzinę 21.00, ale w wyniku nieporozumienia, większość kibiców i zgromadzonych na stadionie dziennikarzy myślała, że piłkarze wyjdą na boisko dopiero pół godziny później. W efekcie błędnych informacji, sędzia po raz pierwszy zagwizdał mecz o dość nietypowej godzinie - 21.10.
Całe zamieszanie nie wpłynęło jednak w żaden sposób na dyspozycję piłkarzy. Gospodarze spotkania od pierwszych minut starali się narzucić swój styl gry i to oni właśnie, jako pierwsi stworzyli sytuację do strzelenia gola. W 15 minucie blisko 35 tysięcy kibiców Porto westchnęło z żalem, kiedy Cristian Sapunaru oddał strzał, który minimalnie przeleciał nad bramką Boruca. Chwilę później groźną sytuację w polu karnym sprokurował nowy nabytek Celtiku Glasgow, Georgios Samaras. Stracił piłkę na rzecz Argentyńczyka Lisandro Lopeza i tylko świetna interwencja Boruca sprawiła, że goście po 19. minutach gry nie przegrywali 0:1.
Piłkarze Gordona Strachana przez niemal całą pierwszą połowę głównie bronili dostępu do własnej bramki, a najgroźniejszą sytuację wypracowali dopiero w 42. minucie meczu. Z rzutu karnego niewiele przestrzelił Robson a trzy minuty później sędzia spotkania zaprosił zawodników na przerwę.
W trakcie drugiej części pojedynku obraz gry nie uległ zmianie. Porto dominowało a w głównej roli po raz kolejny wystąpił Boruc. W 53. minucie zatrzymał Rodrigueza i uchronił Celtic przed stratą gola. Spotkanie na korzyść gości rozstrzygnął wprowadzony w ostatnich minutach meczu holenderski napastnik Vennegoor of Hesselink. Piłkarze z Glasgow wyprowadzili udaną kontrę aż z własnego pola karnego i po rajdzie lewym skrzydłem Hartley'a, akcję sfinalizował Holender.
Szkockie media podkreślają, że ponownie Celtowie zawdzięczają zwycięstwo tylko i wyłącznie swojemu bramkarzowi. Przypominają, że kiedy Polak leczył kontuzjowane kolano albo tak jak miało to miejsce w tym przypadku, przebywał na wakacjach, Celtic regularnie przegrywał.