Triumf mędrca

Koniec hiszpańskiego koszmaru. Faworyci każdej imprezy wreszcie nie zawiedli i w półfinale Euro 2008 rozbili rewelacyjnych Rosjan 3:0

Piłkarze Guusa Hiddinka byli ostatnio tematem numer jeden futbolowej Europy. Wszyscy zachwycali się drużyną, która w ćwierćfinale pokonała jednego z faworytów Holandię. Choć szkoleniowiec Rosji studził entuzjazm, podkreślał, że sukcesem jego drużyny jest już sam półfinał, euforia nie słabła. A pierwsze minuty wczorajszego meczu mogły ją tylko wzmocnić. Oto bowiem słynący z cierpliwego rozgrywania akcji Hiszpanie głównie bezradnie biegali, a ich rywale wymieniali mnóstwo podań i mozolnie budowali akcje.

Ale tylko do czasu. Później dały o sobie najwyraźniej znać trudy 120 min, jakie Rosjanie grali z Holendrami. Minut granych w zawrotnym, morderczym tempie.

Hiszpanie nie dali się wciągnąć w taką grę na początku, a Rosjanie szybko opadli z sił. Piłkarze Luisa Aragonesa tylko na to czekali, zaczęli przejmować inicjatywę, a ustawienie z aż czwórką środkowych pomocników (później z piątką - jeszcze przed przerwą kontuzjowanego Davida Villę zmienił Cesc Fabregas) znów przyniosło efekt.

Rosjan zupełnie zniechęcił pierwszy stracony gol. Andres Iniesta sprytnie zagrał w pole karne, jak z pod ziemi wyrósł tam Xavi Hernandez. Strzał nie był specjalnie mocny, Igor Akinfiejew był jednak tak zaskoczony, że przepuścił piłkę między nogami.

Hiddink postanowił działać. Szybko przeprowadził dwie zmiany, ale nie odważył się zdjąć swoich asów - Andrieja Arszawina i Romana Pawluczenki. A obaj wczoraj zupełnie zawiedli. Arszawin, o którego ponoć usilnie zabiegają Barcelona i Arsenal Londyn, nie pograł sobie przy murowanym kandydacie do jedenastki gwiazd Euro 2008 Marcosie Sennie. Rosły Pawluczenko został kilka razy ostro sponiewierany przez Carlesa Puyola i Carlosa Marchenę. W ogóle hiszpańskiej defensywie należy się za mecz z Rosją ocena celująca. Poza wymienioną parą stoperów świetne zawody rozgrywali Joan Capdevila, a zwłaszcza Serio Ramos. Ten drugi, nominalny prawy obrońca, nie dość, że był bezbłędny w defensywie, w ataku mocno dał się we znaki Juriemu Żirkowowi, innemu bohaterowi wcześniejszych spotkań na Euro. Momentami lewy obrońca CSKA Moskwa był wprost bezradny.

A kiedy hiszpańska defensywa gra bezbłędnie - Iker Casillas pierwszy celny strzał zmuszony był bronić dopiero w 88. min - z przodu piłkarze Aragonesa grają porywająco. Składne akcje wykończyli - najpierw piękny lobem król strzelców Primera Division Dani Guiza, a awans do finału przypieczętował David Silva.

Finał mistrzostw Europy, największy sukces la seleccion od 1984 r., to w głównej mierze zasługa Luisa Aragonesa. Niedawno pod jego adresem sypały się gromy - za brak Raula w kadrze na Euro 2008 czy za posadzenie na ławce Fabregasa. 70-letni szkoleniowiec apelował wówczas: - Poczekajcie z ocenami do końca mistrzostw. Teraz cała Hiszpania go kocha i nazywa jak przed laty "Mędrcem z Hortalezy".

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.