Marcin Malinowski rozpoczyna rehabilitację

Po fatalnej kontuzji trzy miesiące temu kariera 32-letniego pomocnika Odry Wodzisław stała pod znakiem zapytania. Doświadczony piłkarz może jednak odetchnąć z ulgą: okazało się, że rekonwalescencja przebiegła pomyślnie i pozostała już tylko rehabilitacja

- Właściwie uczę się na nowo chodzić. Na razie w głowie mam blokadę psychiczną, a w stopie mam powkładane blaszki - mówi z humorem pomocnik Odry, któremu dziś w bielskim szpitalu, miesiąc po operacji, zdjęto but ortopedyczny. - Od dwóch tygodni ściągałem go już sobie w domu. Do normalnego chodzenia był jednak niezbędny. W końcu jest dość masywny, mięciutki i dobrze wyprofilowany. Z kul również jakiś czas temu zrezygnowałem - mówi zawodnik Odry.

Ostatnie prześwietlenie robione w Bielsku-Białej wykazało, iż koszmarnie pogruchotane trzy kości śródstopia pozrastały się prawidłowo. - Szacunek dla doktora Romana Pawlasa - dziękuje Malinowski doktorowi z Bielska. Piłkarz ma u niego zaplanowaną jeszcze jedną wizytę: na 1 lipca wyznaczono rutynową kontrolę.

Teraz gracz z Wodzisławia rozpoczyna rehabilitację w Piekarach Śląskich pod okiem znanego fizjologa dr. Jerzego Wielkoszyńskiego. - W naszym regionie to lider w swojej dziedzinie. Kiedyś miałem już przyjemność z nim współpracować - mówi zawodnik. Malinowskiego czekają cotygodniowe zajęcia na siłowni, wzmacniające mięśnie nóg. Zawodnik nie potrafi jednak precyzyjnie odpowiedzieć, kiedy wróci na boisko. - Żaden lekarz nie wymienił konkretnej daty. Jestem jednak pełen optymizmu - wierzy zawodnik.

Przypomnijmy, że Odra Wodzisław wznawia treningi 16 czerwca. - Do tego czasu chyba nie zdążę - przyznaje piłkarz. - Od dnia kontuzji jeszcze nie kopnąłem piłki, choć skłamałbym, gdybym powiedział, że mnie nie ciągnie. Brakuje mi tego grania jak diabli! Przecież człowiek przez pół życia niczego innego niż to bieganie za piłką nie robił. Synek nieraz mnie namawiał, ale póki co nie da rady - śmieje się Malinowski. - Najważniejsze, żeby po pierwszym wybiegnięciu na boisko i kopnięciu futbolówki, całe przykre wydarzenie poszło w niepamięć - kończy.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.