Kto wygra Ligę Mistrzów? Piłkarze Chelsea czy Alex Ferguson...

Manchester United zagra z Chelsea w finale Ligi Mistrzów. Czy drużyna z najlepszym trenerem, ale mnóstwem przeciętnych piłkarzy pokona największy futbolowy gwiazdozbiór świata grający bez trenera?

"Był wyśmiewany, był podrzutkiem. Izraelczykiem, który nie ma prawa zastąpić José Mourinho. Tak było na Stamford Bridge, tak było na naszych łamach. Teraz musi się to zmienić - pisze "Daily Mail", obwieszczając ojcem sukcesu Chelsea trenera Avrama Granta. 53-letniemu szkoleniowcowi udało się awansować do finału LM, czego nigdy nie dokonał Mourinho. Ale czy to oznacza, że jest lepszym trenerem od Portugalczyka? Błędy, które popełniają gracze Chelsea (jak ten z sobotniego meczu z MU, gdy Ferreira wyłożył piłkę Rooneyowi), sprawiają, że tezę, jakoby Chelsea grała w tym sezonie bez trenera, ciągle da się obronić.

W dodatku Grant dostał to, czego Mourinho domagał się na długo przed zwolnieniem. Wartościowe uzupełnienie składu w obronie (Juliano Belletti, Alex i Tal Ben Haim) i w ataku (Nicolas Anelka, Claudio Pizarro). Chelsea ma dziś najsilniejszą kadrę na świecie. Stać ją nawet, by w półfinale Ligi Mistrzów ani na chwilę na boisku nie pojawili się John Obi Mikel, Alex, Ben Haim, a Andrij Szewczenko zagrał minutę. Piłkarze Granta, także dzięki kontuzjom, wreszcie są wypoczęci. Już dziś wiadomo, że w tym sezonie tylko Joe Cole zagra więcej niż 50 spotkań. Rok temu było ich pięciu, Frank Lampard opuścił ledwie dwa z 61 meczów, Didier Drogba cztery. W tym sezonie pierwszy wystąpił w 36, drugi w 29.

Manchester United o takim bogactwie jak w Chelsea może pomarzyć. Wayne Rooney od półtora tygodnia bardziej niż bieganiem zajmował się trzymaniem za bolącą pachwinę i kręgosłup. Nie był w stanie wyjść na mecz z Barceloną, rolę walczaka w napadzie musiał więc przejąć Cristiano Ronaldo. Na skrzydle, z braku alternatywy Alex Ferguson postawił na Naniego, mimo że trzy dni wcześniej Portugalczyk zagrał kompromitująco słabo z Chelsea. Na ławce jedynym klasycznym napastnikiem był niespełna 18-letni Danny Welbeck.

A jednak dzięki geniuszowi Fergusona, który nauczył zespół świetnej gry w obronie (tuż przed własnym polem karnym brylował nawet Carlos Tevez), i świetnemu strzałowi Paula Scholesa, to Manchester awansował do finału. Pytanie tylko, czy 21 maja w Moskwie lepszy będzie zespół genialnych piłkarzy bez trenera, czy genialny trener, który ma w drużynie wielu przeciętnych piłkarzy.

Rewolucje u przegranych?

Przegrani, czyli Barcelona i Liverpool, odpadając z LM, zakończyli kolejny sezon bez trofeów. A przecież miało być inaczej. Przed sezonem Liverpool wreszcie miał pieniądze na transfery, było go stać na wydanie ponad 20 mln funtów na Fernando Torresa, a na Ryana Babela 11,5. Gdy zimą był potrzebny obrońca, za 6 mln dokupiono Martina Skrtela. "The Reds" nie mogli mieć kompleksów w stosunku do Chelsea czy Manchesteru United. Ale drugi rok z rzędu nie wygrają nic. W dodatku amerykańscy współwłaściciele prawie ze sobą nie rozmawiają, nie wiadomo, czy uda się wybudować nowy stadion, a przez cały sezon prasa zwalniała trenera Rafę Beniteza. Ostatnio pojawiły się plotki, że klub zostanie przejęty przez Dubai International Capital, a nowym szkoleniowcem The Reds będzie Mourinho.

Zawieruchy organizacyjnej nie ma w Barcelonie, ale i tam przed sezonem zapowiadano wielki sezon. Budżet klubu wyniósł rekordowe 315 mln euro, sprowadzono Erica Abidala, Gabriela Milito, Thierry'ego Henry'ego i Yayę Toure, do drużyny dołączono wychowanków (Bojan Krkić, Giovanni dos Santos).

Ale w decydującym momencie sezonu superatak z Eto'o, Messim, Henrym, Krkiciem nie strzelił gola przez 404 minuty. Porażka z Manchesterem w półfinale LM była kroplą przepełniającą czarę goryczy. - Koniec epoki - to tytuły z prasy madryckiej i katalońskiej.

Barca ma dokonać czystki. Franka Rijkaarda zastąpi ponoć José Mourinho lub Josep Guardiola - dziwne to nieco zestawienie, bo pierwszy to największa gwiazda wśród trenerów, drugi - zaledwie debiutant sprawdzony w pracy z zespołem filialnym. Latem na transfery ma być aż 120 mln euro, a jeszcze będą pieniądze ze sprzedaży aż ośmiu piłkarzy. - Odejdą Ronaldinho (Barca chce 40 mln euro), Deco, Oleguer, Ezquerro, Zambrotta, Gudjohnsen, Thuram, Edmilson i Marquez, a jeśli pojawi się dobra oferta, dos Santos, Sylvinho i Henry - pisze "Marca". Według "Sportu" Barcelona ma kupić Dani Alvesa, Fabregasa, Benzemę.

Ale ten sposób na wyjście z kryzysu kilka lat temu przetestował Real Madryt. Po każdym nieudanym sezonie wydawał na piłkarzy jeszcze więcej. Na trofeum czekał cztery lata.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.