Apetyty były większe

W Polskiej Lidze Siatkówki tak jak rok wcześniej, podobnie w Pucharze Polski. Finał europejskiego Challenge Cup to wynik na plus, ale cały sezon rzeszowskich siatkarzy okazał się i tak słabszy od planów, jakie mieli włodarze klubu.

Piąte miejsce w lidze, ćwierćfinał Pucharu Polski i czwarte miejsce w Challenge Cup to osiągnięcia Asseco Resovii. Te mogły być dużo lepsze, ale zabrakło naprawdę niewiele. Pięć piłek dzieliło rzeszowian od awansu do półfinałów PLS-u i set od finału Challenge Cup. Cele, jakie wyznaczył przed zespołem zarząd, nie zostały jednak osiągnięte.

Przyczyna leży przed sezonem

Decydujące dla całego sezonu były przygotowania i budowanie drużyny jeszcze przed jego rozpoczęciem. I nie chodzi tu wcale o to, że skład Resovia miała za słaby. Wręcz przeciwnie. Do zespołu ściągnięto wiele gwiazd, które miały dać medal.

Sęk w tym, że z perspektywy czasu wydaje się, że zespół był budowany trochę bez głowy. Racja jest na pewno w tym, że w trakcie okresu transferowego zmianom ulegał budżet klubu i dlatego rzeszowscy działacze mogli pozwolić sobie na więcej, ale niektóre ruchy personalne wydają się teraz mało przemyślane.

W trakcie budowania drużyny aż trzech zawodników było przymierzanych do funkcji libero. Najpierw Czech Karel Kvasnićka, później Piotr Łuka, a na końcu pojawiła się opcja Krzysztofa Ignaczaka. Pojawił się też problem liczby obcokrajowców, co odbiło się później w sezonie, a także pozycji przyjmującego, na którą sprowadzono Piotra Gabrycha, choć każdy wiedział, że to zawodnik, który w swej karierze uczynił w zespołach więcej złego niż dobrego.

Brak atmosfery

Właśnie Gabrych okazał się punktem zapalnym w tej drużynie. Do zespołu na własną odpowiedzialność ściągnął go trener Jan Such, a "Gary" już w okresie przygotowawczym nie mógł znaleźć wspólnego języka z kolegami. Później trener Such zrezygnował, ale Gabrych został, a z nim problemy wewnątrz drużyny.

Wreszcie zdecydowano się odsunąć od zespołu niesfornego zawodnika i drużyna zaczęła spisywać się coraz lepiej, mimo że miał praktycznie tylko dwóch zdrowych przyjmujących.

Kontuzje

Oprócz przeciwników na boisku w tym sezonie resoviacy musieli też zmagać się z przeciwnościami losu. Tylu kontuzji co w Asseco Resovii nie było chyba w żadnej innej drużynie. Wiele urazów trzeba zrzucić na karb pecha, ale przyczyny należy chyba także szukać w przygotowaniach. Nikt chyba nie jest w stanie uwierzyć, że wszystkie kontuzje były przypadkowe. Wiele z nich wynikało raczej z przeciążenia. Gdzieś pewnie zostały więc popełnione błędy...

Najgorzej wyglądała sytuacja na środku siatki, gdzie na długo ze składu wypadli Łukasz Perłowski i Michał Kaczmarek. W trybie awaryjnym wypożyczono więc Dawida Gunię ze Skry Bełchatów.

Ratownik Kowal

W grudniu w Resovii doszło do zmiany na stanowisku trenerskim. Such zrezygnował z prowadzenia zespołu, bo - jak powiedział - nie poradził sobie z gwiazdami. Jego miejsce zajął dotychczasowy asystent Andrzej Kowal, który podjął się ciężkiego zadania: realizacji celu założonego przed sezonem, nie mając wpływu ani na skład, ani na przygotowania. Dodatkowo pierwsze tygodnie pracy były ciężkie, bowiem udział w treningach brało zaledwie kilku graczy.

Nie łatwiej było też w decydujących meczach sezonu, gdy do dyspozycji szkoleniowca został tylko jeden zdrowy przyjmujący. Mimo to drużyna grała niezwykle ambitnie, stawiając czoła AZS-owi Olsztyn i włoskiej Pallavolo Modenie. Do pełni szczęścia brakło niewiele, ale w decydujących momentach meczów zabrakło rzeszowskiemu trenerowi pola manewru.

W tej sytuacji, w jakiej Kowal objął drużynę, zrobił z nią chyba wszystko, co się dało, choć debiutował na ławce trenerskiej. Najbardziej doświadczony trener nie byłby chyba w stanie osiągnąć więcej w podobnych okolicznościach.

Pięć punktów od celu

W decydujących spotkaniach sezonu rzeszowianom zabrakło naprawdę niewiele do szczęścia. W rywalizacji z Mlekpolem Olsztyn o półfinał PLS-u ze składu wypadł im jednak Łuka, co znacząco osłabiło dobrze funkcjonującą rzeszowską maszynę. Mimo to w decydującym, piątym spotkaniu w Olsztynie w tie-breaku Asseco Resovia prowadziła już 10:5, by ostatecznie przegrać mecz i rywalizację.

Resoviacy prowadzili także w półfinale Challenge Cup z Modeną 2:0, ale również wtedy zabrakło im nieco szczęścia, zdrowia i umiejętności, by święcić triumf. Na pocieszenie resoviacy wywalczyli piąte miejsce w PLS-ie, co daje im znowu możliwość grania w europejskich pucharach, a według zapowiedzi działaczy przyszłość rzeszowskiej siatkówki kształtuje się obiecująco.

marcin.lew@rzeszow.agora.pl

Copyright © Agora SA