Ebi chce finału i europejskich pucharów

- To prawda, że dwa ostatnie mecze z Getafe przegraliśmy, ale to było na wyjeździe. U siebie zwyciężyliśmy 2:0 i taki właśnie wynik da nam finał dziś wieczorem - mówi Ebi Smolarek

Trzeba w siebie wierzyć

Polak wie jak nadzwyczajny dla klubu z Santander jest rewanżowy pojedynek półfinału Pucharu Hiszpanii. Racing po raz pierwszy dotarł w tych rozgrywkach tak daleko, a awans do finału, który rozegrany zostanie na Santiago Bernabeu w Madrycie byłby dla niego wydarzeniem historycznym. Wielki Real Madryt ma w Kantabrii masę fanów i występ na jego stadionie na przykład przeciw Barcelonie byłby czymś absolutnie niezapomnianym.

Dziś na stadionie Sardinero trzeba jednak odrobić dwa gole z pierwszego meczu z Getafe przegranego 1:3. Dzięki tamtej bramce Smolarka nadzieja na finał wciąż się tli, ale Ebi raczej nie zagra dziś w podstawowym składzie. Nikt tego nie wie na pewno poza trenerem Marcelino, który tę wiedzę trzyma dla siebie. - Nie wiem, naprawdę, z treningów nie mogę wyciągnąć wniosków, czy zagram w pierwszym składzie, ale to Getafe mi leży, w ostatnich dwóch meczach z nimi zdobyłem dwa gole - mówi Ebi.

O najbliższym meczu z Getafe: - Trener na pewno będzie z nami jeszcze dużo na ten temat rozmawiał na odprawie. Wiem, że dobrze mi się gra przeciwko Getafe, strzeliłem już dwie bramki. Jestem zdrowy i chętny do gry, ale kto wyjdzie na boisko - nie wiem.

Tak się złożyło, że w niedzielę, w ostatnim meczu Primera Division Racing przegrał z Getafe 1:2, Smolarek zdobył dwie bramki, ale pierwszej sędzia niesłusznie nie uznał, bo powtórki udowodniły, że spalonego nie było. Mecz był dramatyczny i ostry, sędzia pokazał trzy czerwone kartki i osiem żółtych. Porażka zepchnęła drużynę Polaka na siódme miejsce w tabeli - poza strefę europejskich pucharów. A Santander marzy, by pierwszy raz zobaczyć swój klub w rywalizacji międzynarodowej. Można to osiągnąć zajmując szóste miejsce w lidze, albo spektakularnie wygrywając Puchar Hiszpanii stąd te rozgrywki są dla klubu Smolarka nawet ważniejsze.

Racing ma do odrobienia dwie bramki, ale na pewno większy głód sukcesu niż Getafe, które grało w finale Pucharu Hiszpanii przed rokiem, a niedawno w Pucharze UEFA dotarło do ćwierćfinału, gdzie zmierzy się z Bayernem Monachium. Racing chciałby iść w jego ślady. Dlatego w niedzielę w przegranym meczu ligowym trener Marcelino oszczędzał aż ośmiu graczy podstawowego składu. Ebi grał 90 minut, co wskazuje, że dziś w ataku Racingu wystąpią Munitis i Tchite, a Polak wejdzie w drugiej połowie z ławki rezerwowych. - Na pewno zagra, ale raczej w końcówce - przewiduje dziennikarz "Marki" Pedro Fernandez. Zaznacza jednak, że może się mylić, bo Polak jest według niego w lepszej formie niż wracający po kontuzji Munitis. Tyle, że były gracz Realu Madryt i reprezentacji Hiszpanii jest symbolem klubu z Santander więc w takim meczu Marcelino nie zrezygnuje raczej z lidera drużyny. Pozycja Tchite w ataku Racingu jest niezagrożona - on zdobył w tym sezonie ligowym dwa razy więcej bramek niż Smolarek i Munitis (po trzy).

- Czy zagram od początku, czy w drugiej połowie, to wszystko nie jest najważniejsze. Bylebyśmy awansowali. Łatwo nie może być, ale jedno wiem na pewno: czeka nas bardzo ciekawy mecz - mówi Smolarek. - Biletów nie ma od dawna - dodaje.

Jeszcze w dniu spotkania, o godz 11 Marcelino zebrał swoich piłkarzy na El Sardinero, by sprawdzić czy są gotowi do walki i jeszcze raz przećwiczyć podstawowe założenia taktyczne. Racing musi jednak zaatakować i choć nie bardzo to lubi, bo jego żywiołem jest gra z kontry, w tej edycji Pucharu Króla umiał już odwracać losy meczu przy stanie 1:3. Tyle właśnie przegrywał w ćwierćfinale w Bilbao i potrafił wyrównać eliminując Athletic - klub lokalnego rywala, znacznie od siebie potężniejszego. Wtedy tłumy kibiców Racingu czekały na piłkarzy wracających z Kraju Basków do północy. Dziś mieszkańcy 200-tysięcznego miasta nad Atlantykiem chcą przeżyć drugą tak szczęśliwą noc.

Drugi półfinał w czwartek. Valencia podejmuje Barcelonę. W pierwszym meczu na Camp Nou był remis 1:1. Gospodarzom starczy więc remis 0:0, ale jeśli przegrają, to trener Ronald Koeman straci posadę. Byłby to paradoks gdyby pracy pozbawiła go właśnie Barca - klub w którym jako piłkarz tworzył legendę dream teamu, a jego gol dał jej triumf w Lidze Mistrzów 16 lat temu.

Krewetki plus Pepsi - to jest życie

Copyright © Agora SA