Hokeiści Zagłębia nie dają się Podhalu

Brązowe medale przyjechały do Sosnowca... ale zaraz po meczu wyjechały. Co żadnego z zawodników Zagłębia nie zmartwiło, bo to oznacza, że rywalizacja o miejsce na podium wciąż trwa.

Cenne krążki przywiózł do Sosnowca Leszek Lejczyk, dyrektor sportowy Polskiego Związku Hokeja na Lodzie. Nie mogło być inaczej, bowiem zawodnikom z Nowego Targu brakowało do zakończenia rywalizacji już tylko jednej wygranej.

Sosnowiczanie mieli i mają jednak inne plany. - Pierwszy mecz z Podhalem to była porażka w regulaminowym czasie gry, druga już po dogrywce, dziś wygraliśmy po karnych. Co nas teraz czeka? Zwycięstwo w Nowym Targu, a na koniec pewna wygrana w Sosnowcu! - śmiał się Bartosz Stepokura.

Bramkarz Zagłębia po ostatniej syrenie musiał poczuć się jak gwiazda rocka. Hordy dzieci, jedno po drugim, podbiegały do niego, prosząc o wspólne zdjęcia i autografy. Gdy Stepokura myślał, że już spokojnie zejdzie do szatni, podeszło do niego dwóch wielkich jak szafy ochroniarzy - też chcieli fotkę do rodzinnego albumu!

- Hokej lubi indywidualności, ale tak naprawdę najważniejszy jest kolektyw. Cieszę się, że zagraliśmy dobry mecz. Jestem w Polsce ledwie dwa tygodnie, a myślę, że już mam na koncie mały sukces. Nauczyłem zawodników, jak grać w obronie mądry, zdyscyplinowany hokej - uśmiechał się Jozef Zavadil, który wygrał w polskiej lidze po raz pierwszy.

Po 60 min gry i dodatkowych pięciu dogrywki tablica wyników wciąż pokazywała rezultat, który podczas meczów hokejowych jest rzadkością. 0:0 - biło po oczach kibiców i zawodników. - Gdy pod koniec dogrywki Zbigniew Podlipni trafił w słupek, to aż mi serce mocniej zabiło! Dobrze mi się broniło, ale i szczęścia miałem dużo. W paru sytuacjach to nawet nie wiedziałem, gdzie jest krążek - wyznał szczerze Stepokura.

Do karnych pierwszy podjechał Teddy Da Costa. Zanim Francuz ruszył do krążka, dostał dobre rady od zawodników Podhala. - Mówili, jak mam strzelić, a każdy co innego - uśmiechał się. Da Costa pchnął krążek do przodu, a ten prawie się nie ruszył. Gdy poprawił, guma uciekła mu niemal pod bandę. - Oj, wesoło nie było. Wiedziałem jednak, że muszę kontynuować próbę, byle do przodu. Mój problem wziął się z tego, że po robieniu lodu na tafli stała woda. Zwróciłem na to uwagę sędziemu, ale ten kazał strzelać - opowiadał Da Costa, który mimo fatalnego początku jednak trafił do siatki. Po chwili jego wyczyn skopiował najlepszy na lodzie Vladimir Luka i wygrana gospodarzy stała się faktem.

Dodajmy, że w drużynie z Sosnowca zabrakło kontuzjowanych Waldemara Klisiaka, Marcina Kotuły i Łukasza Zachariasza.

Zagłębie 1 (0, 0, 0, d.0, k.2)

Podhale 0 (0, 0, 0, d.0, k.0)

Zagłębie: Stepokura; Labryga (2) - Pawlak (4), Duszak - Gabryś, Holik (4) - Dronia; M.Kozłowski - Horny - Puzio, Belica - Kozłowski (10) - Jaros, Luka - Da Costa - Bernat oraz Chabior

Podhale: Ziaja; Wilczek - Sroka, Prechodski (2) - Suur, B.Piotrowski - Łabuz, Galant; Kacir - Zapała (6) - Różański, Podlipni (4) - Voznik - Baranyk, Malasiński - Biela - Łyszczarczyk, Ziętara - Sulka - Gruszka.

Kary: 20 - 12

Widzów: 800

Stan rywalizacji: 2:1 dla Podhala (gra się do trzech zwycięstw)

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.