Żurawski: I tak mogę nie pojechać na Euro

- Gdybym nie odszedł z Celtiku, nie pojechałbym na Euro 2008. Dlatego w grudniu powiedziałem Gordonowi Strachanowi: ?czas się pożegnać? - mówił po przylocie do Larnaki na towarzyski mecz z Czechami Maciej Żurawski, kapitan reprezentacji Polski. Już jako zawodnik greckiej Larissy

32-letni napastnik przyleciał na Cypr późnym wieczorem w niedzielę prosto z Aten, gdzie podpisał półtoraroczny (z opcją przedłużenia o kolejny rok) kontrakt z dziewiątym klubem greckiej ekstraklasy.

O roku 2007 chce jak najszybciej zapomnieć - to było najgorsze dwanaście miesięcy w jego karierze. Najpierw leczył kontuzję, potem przestał w ogóle grać. Ostatniego gola dla Celtiku strzelił czwartoligowemu Dumbarton w styczniu. Ostatni raz dla reprezentacji trafił w marcu, w meczu z Armenią w Kielcach. W tym sezonie tylko raz wyszedł w pierwszym składzie Celticu, w Lidze Mistrzów zagrał kilkanaście minut.

- Na zgrupowaniach starałem się nadrabiać braki, ale to nie było to, co wtedy kiedy grałem - mówi Żurawski. - Zaczynało mi być głupio wobec trenera, kolegów i siebie. Funkcja kapitana funkcją kapitana. Kredyt zaufania od trenera Beenhakkera kredytem zaufania. Ale, ile można? Są granice wszystkiego, a ja czułem, że znalazłem się niebezpiecznie blisko jej przekroczenia. Nie wiem, czy gdyby nic się nie zmieniło, w pewnym momencie, sam nie powiedziałbym Leo Beenhakkerowi: "trenerze, to dalej nie ma sensu. Nie czuję się dobrze, nie gram w klubie, więc może czas odpocząć od kadry".

Zobaczcie jak schudłem

Najgorsze, jak sam mówi, były dla niego ostatnie miesiące. Nie grał ani w lidze, ani w Lidze Mistrzów. Nie dostawał też szansy w Pucharze Szkocji czy Pucharze Ligi, kiedy Strachan wystawiał rezerwowych. - Przez ostatni czas trudno mi było o jakąś równowagę psychiczną, stabilizację. Żyłem w stresie i nerwach, zobaczcie jak schudłem - mówi Żurawski. Tak wychudzony, z zapadłymi policzkami nie był dawno. - Ciężko się żyje ze świadomością bycia zupełnie niepotrzebnym. Mogłem zostać w Celtiku, za cztery miesiące skończyłby mi się kontrakt. Ale wtedy murawy bym już nie powąchał. O nie. Żaden trener nie postawiłby na zawodnika, który za moment odejdzie z klubu. Poza tym Strachan sprowadził dwóch napastników. Nie mieściłbym się już nawet na ławkę rezerwowych.

Jako przyczynę niepowodzeń wskazuje kontuzje, które trapiły go w Szkocji. Pierwszy sezon miał znakomity, porównywano go do Szweda Henrika Larssona - obaj strzelali gole jak z karabinu maszynowego. Każdy kolejny miesiąc był jednak trudniejszy. - Nie żałuję jednak ani jednego dnia tam spędzonego - mówi Żurawski. - Nie dzielę na dobre momenty i złe, nie rozdrabniam się. W Lidze Mistrzów nie zaistniałem. Szkoda, ale chyba tak miało być. Raz jest lepiej raz gorzej, jak wszędzie. Pojadę jeszcze do Glasgow pożegnać się ze wszystkimi, ale już w grudniu postanowiłem, że odchodzę.

Pod koniec roku Żurawski poszedł do trenera Celtiku i po raz pierwszy, postawił sprawę jasno. Wyjaśnił, że stracił motywację, że chce zmienić pracodawcę. Najlepiej już w najbliższym oknie transferowym czyli w styczniu. Problem był w tym, że Żurawskiemu kończył się w czerwcu kontrakt. Wtedy byłby wolnym zawodnikiem, teraz trzeba za niego zapłacić. Na szczęście oferty były. Odezwał się turecki Ankaraspor, zgłosił się amerykański Columbus Crew. - Chciałem tam jechać - opowiada Żurawski. - Ale jak usłyszałem na ile chcą podpisać kontrakt, uśmiech zniknął, a mina mi zrzedła. Trzy lata uważam za zbyt długi czas. Stres wrócił, bo na pewno nie zgodziłbym się na tę umowę.

Propozycja jak z nieba

W perspektywie miał jeszcze jednego asa w rękawie. Powrót do polskiej ligi byłby ostatecznością, ale - gdyby pojawiła się oferta - Żurawski by nie odmówił. Tyle, że propozycji nie było.

Ale nagle - jak mówi sam zawodnik - jak z nieba spadła mu propozycja z Grecji. Pojawiła się 29 stycznia i sprawy potoczyły się błyskawicznie. W Grecji okienko transferowe zamyka się na koniec lutego, ale Żurawski po paru dniach negocjacji i bez żadnych przeszkód ze strony Celtiku podpisał kontrakt ze średniakiem ligi greckiej. - Rozmawiałem już z trenerem, przez telefon. Nawet nie wiem, jak się nazywa - mówi zawodnik. - Powiedział to, co każdy trener mówi nowemu: że bardzo na mnie liczy i na pewno dostanę szansę. Wiem, że Larissa chce walczyć o europejskie puchary i, że zdaniem wielu, zajmuje niższą lokatę niż ma możliwości. Na razie nic mnie nie zdziwiło, przeżyłem jeden szok: pogodowy. Z jednego końca Europy wylądowałem na drugim. Z ponurej, mglistej, deszczowej, wietrznej ciemnicy trafiłem tam, gdzie słońce świeci niemal okrągły rok.

I tak mogę nie pojechać na Euro

Pod względem pogody przeprowadzka ze Szkocji do Grecji to rzeczywiście awans dla tych, co lubią ciepło. Pod względem sportowym - na pewno nie. Celtic regularnie gra w Lidze Mistrzów, drugi raz z kolei awansował do 1/8 finału. Nowy klub Żurawskiego pod żadnym względem nie może się z nim równać. Kapitan reprezentacji doskonale wpisał się w zimową tendencję polskich piłkarzy - jak zmiana klubu, to na gorszy (wyjątkiem potwierdzającym regułę jest Grzegorz Rasiak, który z Southampton odszedł do Boltonu, ale czy zaistnieje w Premier League?).

- Widać, jaka jest w nas determinacja, by jechać na Euro - wyjaśnia Żurawski. - Mogłem poczekać cztery miesiące i za darmo trafić do lepszego klubu. Bo to w końcu tylko cztery miesiące i fajna perspektywa. Ale wiedziałem, czym ryzykuję. Rozmawiałem z trenerem Beenhakkerem. Nie było ultimatum, nie powiedział wprost: "nie grasz to nigdzie nie jedziesz". Zasugerował jednak, że zmiana przyda się mnie i drużynie. Więc zmieniłem klub, choć i tak mogę nie pojechać na Euro. Bo trener uzna, że jestem za słaby albo przytrafi się kontuzja. Dałem jednak sygnał, że mi zależy. A w sobotę już mecz z mocnym AEK Ateny...

Nim jednak Żurawski zadebiutuje w lidze greckiej, w środę o 20.30 towarzyski mecz z Czechami. - Zacznę grać, to znowu zaczniecie pytać, kiedy będę zdobywał bramki. Oby jak najszybciej. Na Cypr przyjechaliśmy w różnym etapie przygotowań: jedni w ich trakcie, inni w pełni sezonu. Może wyniknie z tego pozytywna katastrofa? Fajnie, że trener Beenhakker odkrył tylu zawodników, że około 40 polskich piłkarzy marzy o wyjeździe na Euro. Gorzej, gdyby nie było nikogo i musiałbym grać do 38. roku życia - śmieje się Żurawski.

I kończy z powagą oraz nadzieją: - Larissa to moja ostatnia szansa, choć mam jeszcze nadzieję zdążyć wskoczyć na wyższy pułap niż średniak ligi greckiej. A jak będę zdrowy, odzyskam formę, zacznę strzelać gole, to i reprezentacji się przydam.

Michał Żewłakow, obrońca Olympiakosu Pireus:

Larissa buduje drużynę perspektywiczną. W każdym oknie transferowym ma jakiś wielki zakup. Najpierw sprowadzili Dabizasa, potem Ibrahimę Bakayoko, teraz Maćka. Bakayoko jest niekwestionowanym liderem ataku. W parze z nim będzie grał Maciek. Larissa, to zespół grający bardzo ofensywnie, czasami wystawiają nawet trzech napastników. Na początku Maciek nie będzie miał problemu z miejscem w składzie. Ale Grecy oprócz tego, że są bardzo gościnni i sympatyczni, są też bardzo niecierpliwi. Receptą na to będą gole. Czy to dobry klub dla Maćka, okaże się za kilka tygodni. Wszystko zależy od niego. Jak będzie skuteczny, wszyscy powiedzą, że wybrał dobrze. Dla niego najważniejsze jest nabranie wiary w siebie. On nie oduczył się grać w piłkę. To problem psychiczny. W Larissie musi się odblokować. Jeśli chodzi o klasę drużyny, w Grecji jest to bardzo dobry średniak, gra się z nimi bardzo nieprzyjemnie. Ostatnio zremisowaliśmy z nimi 0:0, po ciężkim meczu.

Liczba Żurawskiego - 5. Po Warcie Poznań, Lechu Poznań, Wiśle Kraków i Celtiku, Larissa to piąty klub w karierze kapitana kadry.

Mecz Polska - Czechy zakończy się:
Copyright © Agora SA