Dwumetrowy "Jerzyk", czyli ostatni Polak odpadł z Australian Open

Potrzeba było Taja i Tajwańczyka o trudnych do wymówienia nazwiskach, by wyeliminować z Australian Open ostatniego Polaka. Dziś w nocy w juniorskim ćwierćfinale poległ 17-letni Jerzy Janowicz

Kittipong Wachiramanowong i Tsung-Hua Yang, bo tak nazywają się tenisiści z Tajlandii i Tajwanu, nie grali oczywiście z Janowiczem na jednym korcie. Ten pierwszy przegrał z Polakiem w środę w III rundzie, ale to właśnie wtedy nasz junior nabawił się kontuzji mięśni brzucha, która okazała się kluczowa w czwartkowym ćwierćfinale. - Nie mogłem dobrze serwować. Zazwyczaj nie mam z tym problemu, ale tym razem przeszkadzał mi ból. Początkowo myślałem, że to kolka i niedługo przejdzie, ale okazało się, że uraz jest poważniejszy - mówił Sport.pl tuż po meczu z Yangiem Janowicz. Polak przegrał w dwóch setach 5:7, 1:6.

"Jerzyk" - bo taki pseudonim ma Jurek - jest uznawany za jeden z największych młodych talentów w naszym tenisie. Gdy wchodził na rozmowę do biura prasowego w Melbourne Park, widać go było już z daleka - Polak ma 202 cm wzrostu, a czasami... nawet więcej. - To dziwne, ale jak go ostatnio zmierzyliśmy, to wyszło 204 cm. Ale następnego dnia znów było 202. Nie wiem, o co chodzi, może to zależy od pory dnia - śmieje się Radek Szymanik, trener który w Australii opiekuje się całą naszą juniorską kadrą. - Najczęściej mam 202 - twardo mówi jednak "Jerzyk".

Tenisistów o takim wzroście nie ma wielu. Najwyższym w ATP Tour jest Chorwat Ivo Karlović - 208 cm, Amerykanin John Isner, który we wrześniu robił furorę na US Open, ma 205 cm. Wzrost daje ogromną przewagę przy serwisie - Karlović i Isner posyłają piłkę z prędkością grubo ponad 200 km/h. "Jerzykowi" jeszcze trochę do nich brakuje, ale jego serwis też sieje postrach wśród rywali. Wysocy zawodnicy mają jednak często problem z koordynacją ruchów - gorzej poruszają się po korcie. - Ale nie Janowicz. On jest właśnie wyjątkiem, bo świetnie się rusza. To wielki talent w naszym tenisie. Może wreszcie doczekamy się w czołówce także mężczyzny - mówi Sport.pl Robert Radwański, ojciec i trener Agnieszki, która w Melbourne doszła do najlepszej ósemki wśród seniorek. - Wzrost nie oznacza jednak, że solidaryzuję się z wysokimi. Nie przepadam za Isnerem, moim idolem jest Federer. Niższy, ale najlepszy - podkreśla młody Polak.

O Janowiczu zrobiło się głośno już w zeszłym roku, gdy doszedł do finału juniorskiego US Open. - W Australii liczyłem na więcej niż ćwierćfinał, choć oczywiście to też niezły wynik - wzdychał w czwartek Janowicz. Ambicji na pewno mu nie brakuje: - Bez sensu jest mieć inny cel, niż przedostanie się do czołówki światowej. Chciałbym kiedyś być jednym z najlepszych tenisistów globu i wierzę, że mi się uda.

W Polsce robienie kariery tenisowej nie jest jednak łatwe - tak jak Agnieszka Radwańska na początku grała dzięki oszczędnościom dziadka i ojca, tak Jurka od początku wspierają rodzice. Jerzy Janowicz senior i Anna Szalbot, byli znakomici polscy siatkarze, musieli sprzedać część rodzinnego biznesu (kilka sklepów), by Jurek mógł trenować i jeździć na turnieje. - Pieniądze to największa przeszkoda, ale tata i mama są zdeterminowani, by mi pomóc. W tenisie zakochałem się jako 5-latek, gdy kiedyś tata zabrał mnie na korty i tak już zostało - opowiada Jurek.

Jak na juniora Janowicz ma świetne warunki - jego rodzice zatrudniają w Łodzi cały sztab trenerski. Prowadzącym jest Jakub Ulczyński, a w przygotowaniu fizycznym pomaga jeden z najlepszych fachowców w Polsce - Mieczysław Bogusławski. Janowicz dostaje trochę pieniędzy z firmy Prokom, która sponsoruje całą kadrę, ale to za mało. - To wystarcza na podróże. A trzeba jeszcze gdzieś spać, trenować. Jest dużo wydatków - mówi.

- Jurek jest teraz dziewiątym juniorem świata, ale po Australian Open jeszcze awansuje i nie mam wątpliwości, że na tym nie koniec. W tym roku będzie jeszcze startował w turniejach juniorskich, ale powoli przestawi się już na seniorskie - mówi trener Szymanik. - Atuty "Jerzyka" to nie tylko świetny serwis i forhend, ale też taktyka. Widać, że ten chłopak myśli na korcie. On może być kiedyś w pierwszej dziesiątce na świecie.

W polskim tenisie mieliśmy już jednak wiele młodych talentów, z których potem nic nie wyrosło. Co na to Janowicz? - Nigdy nie da się tego określić na sto procent, ale zrobię wszystko, żeby mi się udało.

Pierwszy poważny sprawdzian czeka "Jerzyka" już w przyszłym tygodniu, ponieważ organizatorzy challengera we Wrocławiu (pula nagród 125 tys. dol - dla juniora to ogromny turniej), przyznali mu dziką kartę. - Agnieszka Radwańska wystrzeliła w górę dzięki dzikiej karcie do J&S Cup, Jurek też musi szukać takich szans - podkreśla Szymanik. Janowicza czeka jednak szalona podróż - turniej zaczyna się w poniedziałek, a on dopiero w sobotę wyrusza z Melbourne do Polski. Ma przed sobą co najmniej 20 godzin w samolotach. Na kort wyjdzie prosto z lotniska? - Nie, postaramy się aby jego mecz był dopiero w środę - zdradza trener. - Będzie dobrze, na pewno nie zasnę na korcie - dodaje "Jerzyk".

Co Janowicz sądzi o sukcesie Agnieszki Radwańskiej? - Zagrała super. Jak pokonała Kuzniecową, byłem w totalnym szoku, ale mam w tym też pewną zasługę, bo to ze mną Aga miała tego dnia rozgrzewkę - śmieje się "Jerzyk"

Janowicz nie był jedynym polskim juniorem w Melbourne. W turnieju grały też Katarzyna Piter (III runda singla, ćwierćfinał debla), Sandra Zaniewska (I runda) i Szymon Tatarczyk (II runda). Ula Radwańska, 17-letnia siostra Agnieszki, wystąpiła w eliminacjach dorosłego turnieju i zgodnie z przepisami nie mogła grać w juniorach. Jej kariera juniorska praktycznie już się jednak skończyła - Polka zakończyła 2007 r. jako najlepsza na świecie. Wyżej awansować się już nie da, teraz cel jest jasny - dołączyć do Agnieszki.

O przygodach w podróży, atmosferze w Melbourne i chronicznym braku snu pisze na swoim blogu Jakub Ciastoń

Copyright © Agora SA