Radwańska? Gwiazda. A torunianki?

Ponad dwa lata temu Agnieszka Radwańska przyjechała do Torunia prosto z juniorskim tytułem Wimbledonu. Mówiono: "I co z tego?". Ot, takie lokalne piekiełko. Słyszałem komentarze: "Radwańska? Trzy lata temu z nią wygrałam". Odpowiadałem: - Zapisz sobie to ku pamięci.

Jacek Szczepanik, kierownik toruńskiego Startu-Wisły, wspomina lekceważenie Radwańskiej w Toruniu z wyraźną irytacją. Ale inny pojedynek z jej udziałem już z wyraźnym rozrzewnieniem w głosie. - Zimą 2005 r. na graliśmy mecz o mistrzostwo Polski przeciwko siostrom Radwańskim - Agnieszce i Urszuli. Nasze dziewczyny przegrały. Zdobyły srebro, ale pojedynek był bardzo wyrównany. I nic nie zapowiadało tego, że tylko ciut lepsza wtedy od nich tenisistka będzie teraz w ćwierćfinale turnieju Wielkiego Szlema - mówi. - Kiedy patrzę na to, jak w Polsce zaczyna się prawdziwa "Radwańskomania" na punkcie Agnieszki, przypomina mi się, jak walczyły z nią nasze, toruńskie dziewczyny. I wcale nie było między nimi wielkiej różnicy - wspomina.

Dziś Radwańska to wschodząca gwiazda światowego tenisa. Awansowała już do ćwierćfinału tegorocznego Australian Open. Jeśli dzisiejszej nocy pokonała w nim Słowaczkę Danielę Hantuchovą, zagra w półfinale turnieju zaliczanego do Wielkiego Szlema. Radwańska błyskawicznie wyrasta na jedną z najlepszych tenisistek globu. A jeszcze kilkadziesiąt miesięcy temu walczyły z nią - na równym poziomie - toruńskie talenty: Alina Orcholska, Ewa Szatkowska.

Dlaczego to nie one są teraz wschodząymi gwiazdami? Skąd nagła eksplozja talentu Radwańskiej? Szczepanik zna ją od dziecka. - Przyjeżdżała do Torunia już jako 10-latka. Widać było, że nie tylko jej, ale całej rodzinie, straszliwie zależy na tenisie - mówi.

Bardziej niż toruniankom? - pytam. Szczepanik: - Trudno to zmierzyć. Ale na pewno rzucało się w oczy to, że wszystko w przypadku Radwańskich - i Agnieszki i Urszuli - było podporządkowane temu, by zrobiły karierę w tenisie. Widziałem świetny podział ról. Ojciec - Piotr, choć oficjalnie przedstawiany jako Robert - zajmował się treningami i planowaniem ich wolnych chwil. Mama koncentrowała się na logistyce. To była świetnie zorganizowana grupa i teraz ma tego efekt.

Ale w Toruniu tenisistki też spędzały wiele czasu na treningach. Też szybko zauważono ich talent - odpowiadam.

- Tylko, że zabrakło małego impulsu. Czegoś, co by je pchnęło dalej. Na sukces Radwańskiej złożyło się kilka czynników. Niesamowicie ważna była praca ojca - kiedyś bardzo dobrego w skali Polski zawodnika, później trenera. On się nimi opiekuje od dziecka i na szczęście nie wpadły mu do głowy różne "cudowne" pomysły - mówi z przekąsem Szczepanik. Jakie? - Na przykład moda na zatrudnianie Hiszpanów i innych obcokrajowców. My, Polacy, mamy różne kompleksy i wydaje się nam, że każdy inny trener będzie lepszy od rodzimego. Piotr konsekwentnie się nimi zajmował, przez co budowała się w nich pewność siebie.

Tego zabrakło toruniankom? Szczepanik: - Cóż, dwa lata temu Agnieszka wróciła z Wimbledonu z juniorskim tytułem. Towarzyszyło jej większe zainteresowanie mediów niż - nazwijmy to - środowiska.

Lekceważono jej sukces? - pytam. Szczepanik - zwykle bardzo spokojny - nagle reaguje żywiołowo. - Tak! Mówiono: "Ech, co to tam jest...". My się wszyscy znamy, jest takie lokalne piekiełko. Słyszałem komentarze: "Radwańska? Trzy lata temu to ja z nią wygrałam". Mówiłem: No to fajnie! Zapisz sobie złotymi zgłoskami w pamiętniku.

Dziś Radwańska to gwiazda światowa. Torunianki walczą o to, by być w czołówce krajowej.

----------------

Radwańska, Domachowska i torunianki - polskie talenty

Co mam powiedzieć? Niezłe jaja i tyle - tak mówił w "Gazecie" o wynikach Domachowskiej w tegorocznym Australian Open jej trener Paweł Ostrowski. Jego zawodniczka odpadła z turnieju dopiero w 1/8 finału - po starciu z jedną z najlepszych tenisistek świata, Venus Williams. Pięć lat temu grała na kortach w Toruniu - w turnieju Bella Cup. Były to pierwsze zawody, w których zwyciężyła jako profesjonalistka. Szczepanik wspomina: - Na pewno wtedy bardziej zapowiadała się na klasową zawodniczkę niż np. Radwańska. Wyróżniała się doskonałymi warunkami fizycznymi. Po zwycięstwie w Bella Cup miała kilka udanych turniejów, w jednym z nich w finale spotkała się z Marią Szarapową.

W tym samym czasie Agnieszka Radwańska toczyła wielkie boje w kategoriach młodzieżowych z toruniankami - m.in. Alicją Orcholską i Ewą Szatkowską. Świetnie rokowała ta pierwsza: z drużyną Startu-Wisły (była w niej Szatkowska i Hanna Kapustka) zdobyła po 40 latach przerwy drużynowe mistrzostwo Polski, a w 2005 r. podwójnie zwyciężyła w olimpiadzie młodzieży. Torunianki oraz Radwańską uznawano wtedy za duże talenty w polskim tenisie. Krakowianka walczyła z duetem Orcholska-Szatkowska w turniejach - najczęściej jedną z nich pokonywała w półfinale, a drugą już w finale. Szczepanik: - Ale nie widać było jakiegoś przeogromnego talentu. Raczej taki przeciętny, normalny. Jak u naszych dziewczyn.

Później Radwańska - już jako triumfatorka juniorskiego Wimbledonu w 2005 r. - w Toruniu próbowała sił w Bella Cup, ale odpadła natychmiast, w pierwszej rundzie. Podobnie z resztą jak torunianki. Wcześniej nie miała miejca nawet w eliminacjach.

Teraz Radwańska jest gwiazdą. Szatkowska ma miejsce w polskiej czołówce. Orcholska zrezygnowała z gry w tenisa ze względów rodzinnych. - Szkoda. Wszystko było na dobrej drodze. Może teraz to ona grałaby w Australian Open? Miała bardzo duże szanse. Gdyby wtedy po sukcesach objęto ją programem Prokom Team i zaczęła jeździć na światowe turnieje być może to Toruń miałby zawodniczkę w turnieju wielkoszlemowym? - zastanawia się Szczepanik.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.