Czas na sukces

Agnieszka Radwańska i Marta Domachowska są już w trzeciej rundzie Australian Open! O ile awansu tej pierwszej należało się spodziewać, postawa drugiej jest miłą niespodzianką

Domachowska miała rachunki do wyrównania z Sofią Arvidsson. Trzykrotnie grała ze Szwedką i tylko raz wygrała - w 2006 r. w Tokio, kiedy była najwyżej sklasyfikowaną polską tenisistką w okolicach 40. miejsca na świecie. Ale potem w jej karierze nastąpił krach. Przegrywała wszystko, do czego się zabierała, rozstała się ze sponsorem, pokłóciła z rodziną, a nawet po kolejnej upokarzającej porażce na poważnie zastanawiała się nad roztrzaskaniem rakiety i porzuceniem kariery. W wieku 21 lat...

Podniosła się na przekór powszechnym opiniom wszelakiej maści specjalistów i jej dawnych kibiców. Jesienią wydała niemal wszystkie swoje oszczędności, skupiła się na malutkich, kiepsko opłacanych turniejach i krok po kroku poszukiwała formy. Dziś - miejmy nadzieję - nie myśli już o tenisowej emeryturze. Przed Australian Open wygrała osiem spotkań z rzędu, potem dołożyła jeszcze cztery w eliminacjach i pierwszej rundzie turnieju. Do wczoraj nie przegrała jeszcze w Melbourne seta!

Arvidsson, kolejna jej przeszkoda, była na pewno faworytką. 80. w rankingu WTA Szwedka pokonała w pierwszym meczu Marion Bartoli, wicemistrzynię Wimbledonu. To jednak nie zraziło trenera Domachowskiej Pawła Ostrowskiego i jej samej: - Jestem z Marty bardzo dumny - mówił po czwartym zwycięstwie. - Ma ogromną determinację, by wrócić tam, gdzie była - dodawał.

I rzeczywiście: Marta zagrała bardzo dobry mecz ze Szwedką. W pierwszym secie utrzymała przewagę jednego przełamania, w drugim dała się zaskoczyć i łatwo odpuściła, by w trzecim zdemolować rywalkę. Dzień po swoich 22. urodzinach.

Gdy na mniejszym, bocznym korcie podpisywała dziesiątki pamiątek dla kibicującej jej polonusów, trener Ostrowski cieszył się w Polsce. Z racji oszczędności ze swoją podopieczną kontaktuje się przez internetowy program Skype.

Marta jest już w trzeciej rundzie (5 spotkań wygranych już w Australian Open i 13 z rzędu), gdzie czeka na nią Chinka Na Li, 24. rakieta świata. Tylko najlepsza w karierze gra pozwoli Polce przejść i tę przeszkodę.

Cięższe zadanie czeka też Agnieszkę Radwańską. Po zwycięstwie w drugiej rundzie z Pauline Parmentier (Francja) 7:5, 6:4 teraz na drodze do 1/8 finału czeka numer 2 turnieju Swietłana Kuzniecowa. Przedstawiać jej nie trzeba, ale też pozbawiać szans Agi nie ma sensu. Wczoraj Rosjanka mordowała się w pierwszej rundzie z przeciętną Bułgarką (wygrana w tie-breaku), więc nie jest to zawodniczka klasy "nie do ruszenia". Inna sprawa, że Agnieszce też słabo wychodziło. Miała dużo niewymuszonych błędów, wiele piłek po jej uderzeniach leciało w aut. Zwycięstwo zawdzięcza temu, że jej rywalka była jeszcze gorsza. Tak grać z Kuzniecową nie może.

Polski półfinał, o którym zapewne każdy z polskich kibiców marzy, jest i tak - szczerze mówiąc - bardzo mało realny. W tegorocznym Australian Open jest mało niespodzianek, najlepsze panie w dość łatwy sposób pokonują kolejne szczebelki drabinki. Nawet jeśli Polki wygrają, to znów najpewniej wpadną na rozstawione zawodniczki. W ich połówce drabinki jest np. Ana Ivanović, która demoluje kolejne przeciwniczki z najładniejszym uśmiechem w kobiecym tenisie na ustach. Ale w końcu to zwycięstwa nad najlepszymi są miarą sukcesu. Na razie w Melbourne mamy dwie tenisistki w trzeciej rundzie - rzecz dotąd nieobecna w Wielkim Szlemie. A obok mamy takie nazwiska, jak: Jelena Janković, Justin Henin, Venus i Serena Williams, wspomniane Ivanović i Kuzniecowa, Elena Dementiewa, Maria Szarapowa czy Amelie Mauresmo. Prawda, że doborowe towarzystwo? No więc cieszmy się.

Wśród panów podobnie. 6:1, 6:2, 6:0 - to zapis wczorajszej pracy Rogera Federera. Do III rundy awansowali też Novak Djoković, Fernando Gonzales, David Nalbandian, James Blake, Lleyton Hewitt, Nikolaj Dawidienko, Andy Roddick czy Rafael Nadal. Wydarzeniem wczorajszego dnia było natomiast starcie Marata Safina (zwycięzca AO w 2005 r.) z Marcosem Baghdatisem (finalista z 2006 r.). Ich pięć setów było wspaniałym zwieńczeniem dnia. Wygrał Cypryjczyk i teraz czeka na niego jakże marna nagroda - kolejne mordercze starcie z faworytem gospodarzy Lleytonem Hewittem.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.