Kapitana Jagiellonii Jacka Markiewicza poprosiliśmy o ocenę swoich kolegów

Mamy bardzo dobrą atmosferę w drużynie i to na pewno przyczyniło się do dobrego wyniku. Wcześniej długo napinaliśmy się na awans, ale za trenera Płatka udało się z tym skończyć.

Paweł Orpik: Zamierzasz może być kiedyś trenerem?

Jacek Markiewicz: - Tak się składa, że właśnie 15 grudnia w Wyższej Szkole Wychowania Fizycznego i Turystyki w Supraślu bronię pracy licencjackiej. Myślę, że za dwa lata dorobię się magistra. Jestem już trenerem II klasy, ale tak naprawdę nie wiem, co to teraz daje. Młodzież pewnie mógłbym prowadzić i na pewno chciałbym to robić, a może zostanę na uczelni... Nie wyobrażam sobie życia bez piłki.

Miałeś do czynienia już z wieloma trenerami. Od którego najwięcej się nauczyłeś?

- Gdybym mógł wybrać do kogo z tych, z którymi miałem do czynienia, mogę jechać na staż, wybrałbym Adama Nawałkę i aktualnego szkoleniowca naszej drużyny - Artura Płatka.

Opowiedz o kolegach z Jagiellonii. Na początek łatwy do oceny bramkarz Jacek Banaszyński.

- No tak, Banan rozgrywał bardzo dobre zawody. On ma swój świat na boisku. Podczas meczu wyłącza się kompletnie, trudno go rozszyfrować. Coś takiego miał też nasz drugi trener Darek Czykier, kiedyś, jak grał. Jacek poza boiskiem jest ułożony, spokojny, a na boisku nie wiadomo czego się po nim spodziewać. Ale najważniejsze, że z niego kawał dobrego bramkarza. Chociaż trochę niepokornego.

Na razie jednak nikogo nie dusił, jak to się ostatnio zdarzyło w Cracovii z Marcinem Cabajem i Przemysławem Kuligiem.

- Chociaż zdarzały się sytuacje nerwowe na boisku, chwile zwątpienia, do czegoś takiego nie dochodziło i myślę, że nie będzie.

Co sądzisz o pozostałych bramkarzach w kadrze?

- Nie mieli zbyt wielu okazji do pokazania się na boisku. Andrzeja Olszewskiego znam z gry w II lidze. Z Marcinem Mańką niemal tylko trenowałem, nie grałem. Szkoda, że ostatnio doznał kontuzji. Wydaje mi się, że wszyscy mogliby grać na podobnym poziomie, ale gra Jacek.

A młody Grzegorz Sandomierski?

- Bardzo ułożony chłopak. Widać, że zależy mu na grze w piłkę, nie widać, by sodówka miała mu kiedyś odbić. Potrzeba mu jeszcze z dwóch, trzech lat i powinien być konkurentem dla tych najlepszych w naszej ekipie.

Przejdźmy do obrońców. Może na początek Jacek Chańko, który pokazał się kilka razy na boisku (miał kontuzję), ale poszedł już chyba na dobre w dyrektory.

- Jacek obrał sobie drogę polityka [jest radnym PO, startował w wyborach do sejmu - red.], w sporcie też zajmuje się raczej sprawami pozaboiskowymi. Na pewno już to ciężko pogodzić, więc nie ma za bardzo jak przyłożyć się do gry. Kawał dobrej roboty robi dla nas, załatwia sporo dla klubu. Pogodził się raczej z tym, że jego rola jest w klubie na górze [na piętrze znajdują się gabinety prezesów].

Radosław Kałużny.

- Radek sam przyznawał na początek, że trochę mu brakuje do optymalnej formy, bo wcześniej różnie było z jego grą. Przez jakiś czas nie występował w meczach, ale pokazał nam wszystkim, jakim jest profesjonalistą. Widać, że dużo nauczył się na zachodzie. Wytrzymał to wszystko spokojnie, a w końcówce ligi pokazał, jak się gra.

Pomaga trochę rozstawiać zespół po szatni?

- Ma swoje zdanie, ale widać przede wszystkim, że nie toleruje lenistwa na terningach. Co najważniejsze sam świeci przykładem, młodzież może na pewno uczyć się od niego profesjonalnego podejścia do zawodu. To bardzo dobry zawodnik, co pokazał na boisku w końcówce. Powiem krótko - lepiej mi się gra, jak mam Radka za plecami.

Adrian Napierała.

- Wojownik. Nie odpuści rywalizacji. A jeśli już załapie się do pierwszego składu, ciężko go z niego wygryźć. Miał kilka problemów zdrowotnych, które mu przeszkadzały w utrzymaniu lepszej formy. I za trenera Nawałki, i teraz zwiększa i tak dużą rywalizację w obronie.

Łukasz Nawotczyński.

- Właśnie między Łukaszem i Adrianem powinna być zimą ostra walka o miejsce w składzie. Łukasz ma bardzo dobre warunki fizyczne, umie grać głową. Jak poprawi jeszcze przegląd pola, to może grać w lepszej drużynie.

Rodneia zaliczysz do najlepszych obrońców w lidze? W kilku meczach z lepszymi przeciwnikami błędy jednak mu się zdarzały.

- Jak każdemu z nas. Od pierwszych występów przyglądałem się mu i coraz bardziej mi się podobał. Widać konsekwencję w tym, co robi, nabiera pewności. Na sam koniec oceniam go już bardzo wysoko. Każdy zresztą w ostatnich naszych meczach mógł zobaczyć, że Rodnei był podporą naszej drużyny. Szkoda tylko, że pewnie go zimą w Jagiellonii nie zobaczymy.

Gdybyś miał milion euro - wyłożyłbyś na zakup Rodneia?

- Tak. Jest młody, silny. Został wypromowany w Jagiellonii, oczywiście przez swoją dobrą grę, i tym bardziej szkoda, że może odejść. Nie mogę zrozumieć, dlaczego wcześniej nie podpisano z nim odpowiednich papierów, by teraz nie było tego kłopotu.

Rodneia na pewno można zaliczyć do małomównych, bo rozmawia tylko po portugalsku.

- Nie, zawsze w autokarze, wracając z meczy, dało się z nim nawiązać kontakt. Rodnei naprawdę wiele rozumie po polsku. Gorzej z wysłowieniem się. Ale kilka słówek - i tych poprawnych, i mniej poprawnych - już potrafi.

Marek Wasiluk.

- Pierwsze mecze tego sezonu pokazały, że dobrze wkomponował się w nasz zespół. Nie wiem, co stało się później, czy z powodu zmiany taktyki, czy słabszej postawy Marka w którymś meczu, ale stracił miejsce w składzie. Mogę powiedzieć, że w większości meczy, w których grał, prezentował się bardzo dobrze. Otarł się już niedawno o kadrę młodzieżową, trzeba poczekać, co z niego wyjdzie. Każdy zawodnik ma swoje pięć minut, myślę, że czas Marka jeszcze nadejdzie i będzie o nim bardzo głośno.

Popierasz moje zdanie, że tym młodszym piłkarzom należy zostawiać większy margines błędu? Jak nie będę grali, wolniej będą się rozwijali.

- Spodobała mi się jedna wypowiedź Stefana Majewskiego [trenera Cracovii - red.] na temat młodzieży. Powiedział, że w zespole I-ligowym jest dobrze, jeśli przez sezon przyjmie się w jedenastce jeden młody zawodnik. Jeśli dwóch, to muszą być to ogromne talenty. Ja z tym się zgadzam. Każdy zespół walczy o jak najlepsze miejsce w lidze. Od ogrywania się jest Młoda Ekstraklasa. Z I-ligową drużyną można trenować, od czasu do czasu wejść na boisko i poznać smak tej gry. Tu jest liga, która wymaga jak najmniejszej ilości błędów, bo przekładają się na wyniki, a te na miejsce w tabeli. Młodych trzeba wspierać, przecież za kilka lat to oni będą stanowili o naszej sile. Ale niech zabierają miejsce w składzie wtedy, kiedy po prostu są lepsi. Bo inaczej nie nauczą się rywalizacji. Ale jestem zadowolony z postawy młodzieży, którą mamy.

Z Marcinem Winclem trzeba się pożegnać - tak zdecydował trener Artur Płatek.

- Dużo nie pograł w I lidze, ale bramkę strzelił. Takie jest życie piłkarza. Przez kilka lat występów w Białymstoku bardzo przykładał się do treningów, ale takie jest życie piłkarza.

Możemy powoli przechodzić do linii pomocy, chociaż jeszcze został nam Darek Łatka.

- Ale on jest uniwersalny. Pokazał w ostatnich meczach, że w obronie też jest bardzo dobrym zawodnikiem. Jak zostanie na obronie, to rywalizacja w tej formacji wzrośnie strasznie.

Mariusz Dzienis. Jako rodowici białostoczanie wspieracie się jakoś szczególnie?

- Wychowanków wielu w składzie nie ma, a ponadto Darek Łatka czy Ernest Konon też mieszkają już tu sporo lat. Nie ma u nas żadnych kolonii, tak jak było kiedyś za trenera Nawałki, że była kolonia krakowska i białostocka. Teraz mamy bardzo dobrą atmosferę w drużynie i to na pewno przyczyniło się do dobrego wyniku.

Ale wracajmy do Mariusza.

- Maniuś gra na flance. Ma sporo zdrowia do walki i czyni stałe postępy. Zdobył ładną bramkę z Lechem [z kilkudziesięciu metrów przelobował bramkarza]. Śmiejemy się trochę z tego, że niby tak chciał, ale niech tak będzie. Oceniłbym go bardzo pozytywnie. Ma za sobą dopiero pół roku w lidze i z sezonu na sezon powinien grać coraz lepiej. Jeśli tak będzie, też o niego mogą postarać się bogatsze kluby.

Kiedyś Mariusz był chyba jednym z najlepiej wyszkolonych technicznie zawodników Jagiellonii?

- Niczego mu nie brakuje, ale najlepszy jest chyba Alek Kwiek. On nie jest od biegania na boisku, tylko do rozgrywania naszych ataków. Ma naprawdę duży przegląd tego, co dzieje się w grze, ma wysokie umiejętności I-ligowe. Gdyby tylko został u nas [jest wypożyczony do końca sezonu], byłby wielkim wzmocnieniem.

Kwiek to chyba jedyny zawodnik, który każdą piłkę stara się rozegrać.

- W zespole gramy zwykle dwoma defensywnymi pomocnikami oraz wolnym strzelcem, zawieszonym za napastnikiem. Pierwsza rola m.in. należy do mnie, ostatnio do Alka. Staramy się przejmować piłkę i grać do niego. Trzy piłki może stracić, ale czwartą zagra komuś do nogi na doskonałą sytuację strzelecką. Jego rozlicza się z zadań ofensywnych i on potrafi je realizować.

Everton.

- Jako środkowy pomocnik miał bardzo dobre występy. Zdążył pokazać, że jego przejście tutaj nam pomogło. Kontuzja na warszawskiej Legii trochę mu przeszkodziła, by pokazać się z jeszcze lepszej strony. Ale to bardzo dobry zawodnik.

Wiesz, że on twierdzi, że lepiej czuje się na obronie?

- Jestem tym zaskoczony. Byłem przekonany, że jest środkowym pomocnikiem, bo ma bardzo dobry przegląd pola, dobrze czyta grę. Grał zresztą u nas w obronie i też spisywał się bez zarzutu.

To kolejnego zawodnika mniej masz do konkurencji w pomocy.

- Obojętnie kto by tu nie był, przeżyję wszystkich.

Jacek Falkowski.

- Wydolność chyba dwóch koni. Jeszcze pół roku temu był zawodnikiem drugiej Jagiellonii, ale coraz więcej gra u nas i poczekajmy, co jeszcze naprawdę może pokazać. Na razie mogę się wypowiadać o nim właściwie tylko na podstawie treningów. Przykłada się do nich, ale mecz to jest mecz - inna miara.

Wahan Geworgian

- Bratnia dusza, wesołek. Na boisku taki mały motorek. Starał się pomóc naszemu zespołowi, ale tu też trzeba odnotować kontuzję. Szkoda, bo w końcówce bardzo by się nam przydał.

Darek Jarecki.

- Przygotowując się do rozmowy, myślałem co mogę o nim powiedzieć. Bo to bardzo spokojny człowiek, zrównoważony, piłkarsko też bardzo dobry. Same superlatywy. Nie poznałem go z innej strony.

Mariusz Marczak za to czasem chyba podpadał niektórym osobom w drużynie?

- Ostatnio jest z nim coraz lepiej. To dobry zawodnik, ale przychodząc z Łomży chyba za bardzo wziął to do siebie. Miał coś z główką, ale zaznaczam, że wrócił na odpowiedni tor. Zobaczył, że samym nazwiskiem i wcześniejszą grą w Łomży nikomu z nas do gustu nie przypadnie, tylko musi wziąć się do porządnej roboty. I to zrobił. Przed nami okres przygotowawczy i myślę, że po nim Mariusz powalczy o miejsce w wyjściowym składzie. Będzie ostra rywalizacja, bo ma duże umiejętności. Gra podobnie do Alka Kwieka, chociaż jeszcze mu trochę brakuje do niego.

Bartek Niedziela

- Szybki, wesoły. Nie wiem, czy najszybszy w drużynie, bo ostatnio takich badań nie robiliśmy, ale gazidło ma. Jest bardzo dobrym zawodnikiem, nie boi się, bierze odpowiedzialność na siebie za grę. Mam nadzieję, że będzie tak dalej.

Ernest Konon.

- Jajcarz i gawędziarz. Jak dostał szansę, to niemal zawsze potrafił ją wykorzystać. W pucharze jak tylko wyszedł do gry, to jakąś bramkę zdobył. Mamy jednak rywalizację o miejsce w napadzie i Erni dostawał mało szans. Myślę, że stać go na więcej.

Remek Sobociński.

- Killer, jak to mawiają w Chorzowie. Technika bardzo wysoka, tak jak w przypadku Alka. Posiada też instynkt strzelecki. Czasem się zatnie jak karabinek, ale w jego przypadku to zawsze tylko kwestia czasu, wystarczy jedna bramka i strzela na nowo. Jest klasowym napastnikiem.

Vuk Sotirovic.

- Tak jak Remek strzelił cztery bramki w lidze, ale trudno ich porównać. Vuk jest silniejszy, więcej gra indywidualnie. Remek jak ma sytuację, to też strzela, ale jak może podać, zawsze odda piłkę. Vuk jak dostaje piłkę, niemal zawsze stara się kończyć akcję sam.

Vuk miał chyba trochę z wami na pieńku?

- Czasem po dobrym występie, strzeleniu jakiejś bramki coś tam się przewraca w głowie. Konfliktu żadnego nie było, ale dawaliśmy mu do zrozumienia, że po strzeleniu gola czy wygranym meczu trzeba normalnie przyjść na trening i pracować, by podtrzymać formę. Różnie z tym było. Vuk zszedł na ziemię i bardzo się z tego cieszę, bo liczę, że nam pomoże wiosną.

Marcin Truszowski.

- Grał z nami tylko na początku, bo miał poważną kontuzję. Wydaje mi się, że to napastnik z dużym przeglądem i spokojem.

A 17-letni Karol Janik?

- Strzelił dwie bramki na Legii w sparingu. Jest sprytny, mały, ale warunki fizyczne to nie wszystko. Tomek Frankowski bramek trochę nastrzelał. Dlaczego nie Janik?

Wystawiłeś ładną laurkę swoim kolegom.

- Bo naprawdę na atmosferę w zespole nie możemy narzekać. Wynik też jest dobry, chociaż przydałoby się uniknąć kilku błędów i byłby jeszcze lepszy.

Lubicie czasem się zabawić?

- Jak najbardziej. Używki zostały stworzone przez ludzi i są dla ludzi. Potrzebujemy czasem odreagować po meczu, pójść gdzieś razem posiedzieć. Wiadomo, że lepiej po wygranym meczu, ale i po porażce trzeba odreagować, a może tym bardziej. Przy kieliszku czasem można sobie więcej wyjaśnić. Takie spotkania także pomagają drużynie. Tylko trzeba mieć umiar.

To powiedz mi jeszcze, czemu nie chcecie zostawać po treningach, by dodatkowo poćwiczyć?

- Gdybyśmy tylko mieli do tego warunki, na pewno wielu z nas chętnie by sobie potrenowało. Na porządne boisko musimy jechać wszyscy i później wszyscy musimy wracać. A na Jurowieckiej nie ma murawy i nie sposób poćwiczyć.

Jagiellonia od kuchni

Najlepszy technik zespołu

Aleksander Kwiek.

Największy drewniak

Długo się zastanawiam i nie potrafię nikogo takiego wskazać. Sam zresztą nigdy nie byłem technikiem, gram raczej w stylu "przerwij, wybij". Na szczęście nie mamy w zespole takiego piłkarza, któremu piłka przeszkadzałaby pod nogą, czy odbijała się od piszczeli. Przychodzi mi na myśl Mateusz Cieluch, ale raczej dlatego, że jest uważany w zespole za "elektrownię", gra bardzo elektrycznie. Ale drewniaków w Jagiellonii nie ma.

Największy leń

Łukasz Nawotczyński.

Największy pracuś

Darek Łatka.

Dusza towarzystwa

Ernest Konon.

Największy żartowniś

Mariusz Dzienis. Potrafi każdemu wbić szpileczkę.

Z kogo najczęściej żartujecie

Nie ma jednej osoby. By była odpowiednia atmosfera w drużynie, każdy może liczyć na jakiś żarcik. Ja też - z obozu w Zieleńcu za trenera Ryszarda Tarasiewicza wróciłem z gaśnicą w torbie.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.