Fatalna skuteczność Widzewa

Łodzianie mieli w meczu z Zagłębiem Sosnowiec chyba więcej bramkowych okazji niż w swoich wszystkich meczach w tym sezonie. Nie wykorzystali żadnej i bezbramkowo zremisowali z najgorszą drużyną w lidze.

W trzynastu meczach obecnego sezonu widzewiacy zdobyli tylko jedenaście goli. Gorsi od nich są tylko piłkarze ŁKS, Polonii Bytom i Cracovii. Idąc dalej - do siatki rywali trafiało tylko czterech piłkarzy. Pod tym względem gorsza jest tylko Polonia. W sobotę w Wodzisławiu (tam Zagłębie rozgrywa swoje mecze) była znakomita okazja, by zmienić te fatalne statystyki. Drużyna z Sosnowca zajmuje ostatnie miejsce w tabeli, zdobywa mało bramek, dużo traci, a ostatni raz wygrała w lidze jeszcze w sierpniu.

Widzewiacy, chociaż walczą tylko o utrzymanie, tydzień temu pokazali, że grać w piłkę potrafią. Zwycięstwo z Groclinem Grodzisk Wielkopolski i przede wszystkim dobra gra dawały nadzieję, że wygrają po raz trzeci w tym sezonie. I wszystko wskazywało na to, że tak się stanie... W Zagłębiu zmienił się trener (to był debiut Romualda Szukiełowicza w tej roli), ale piłkarze pozostali ci sami. Słabi. Niemal każda ofensywna akcja widzewiaków pachniała bramką, może jeszcze nie w pierwszej połowie, ale w drugiej, każde kopnięcie piłki w pole karne gospodarzy kończyło się albo na bramkarzu Zagłębia, albo na słupku, albo strzałem obok bramki. Widzewiacy pudłowali niemiłosiernie. Trudno opisać wszystkie sytuacje, ale osiem z nich z pewnością trzeba:

7 min - obrońca gospodarzy Admir Adżem przed polem karnym źle odbija piłkę i ta trafia do Adriana Budki. Pomocnik Widzewa ma przed sobą pustą bramkę. Trafia w słupek.

49 min - bardzo dobre dośrodkowanie Tomasza Lisowskiego. Łukasz Mierzejewski jest sam przed bramkarzem Zagłębia, strzela głową, ale Szymon Gąsiński odbija piłkę.

65 min - Mierzejewski znów jest sam przed bramkarzem. Tym razem strzela nogą i Gąsiński znów broni.

67 min - Mierzejewski... sam na sam. Zamiast strzelać, niecelnie podaje.

75 min - Budka płasko dośrodkowuje w pole karne. Do piłki nie zdążył Grzegorz Piechna.

76 min - po rzucie rożnym w zamieszaniu w polu karnym strzela Piechna. Trafia w słupek.

79 min - bardzo ładna akcja Widzewa zakończona znakomitym prostopadłym podaniem Łukasza Masłowskiego. Piechna jest sam na sam z Gąsińskim. Trafia w niego.

90+2 min - znakomite podanie Budki do Sokalskiego. Napastnik Widzewa przyjmuje piłkę w polu karnym i niepilnowany przez nikogo jest na wprost bramki. Strzela z całej siły, prosto w bramkarza.

Na tej długiej liście kilka nazwisk się powtarza. Przede wszystkim Szymona Gąsińskiego, który bronił w nieprawdopodobnych wręcz sytuacjach. Wychowanek ŁKS miał w sobotę swój dzień. - Nasz bramkarz zamurował bramkę - cieszył się Szukiełowicz i chwalił swojego piłkarza. - O tym, że zdobyliśmy punkt, zdecydowały głównie umiejętności Gąsińskiego.

Dużo prawdy jest jednak w stwierdzeniu, że to piłkarze Widzewa uczynili bramkarza Zagłębia bohaterem. Szukiełowicz mówił też o braku umiejętności napastników łódzkiego zespołu, bo sytuacje do zdobycia goli mieli wręcz wymarzone.

Numer jeden to Mierzejewski, który w Widzewie nie zdobył jeszcze gola - w sobotę miał trzy znakomite okazje. Numer dwa to Grzegorz Piechna, który w dwóch ostatnich meczach w ogóle nie zagrał, a tym razem Zub wpuścił go na boisko po ponad godzinie gry. Były król strzelców polskiej ligi też się nie popisał. - Wszyscy zapominają, że był królem kilka lat temu - mówi trener łodzian. - Znów usiadł na ławce, tak samo jak na przykład Krzysztof Sokalski. Gdyby Piechna strzelił gola, dziennikarze mieliby o czym pisać. Ale nie strzelił i to obniża jego notę.

Sokalski, czyli numer trzy, nie był lepszy. Już w doliczonym czasie gry miał piłkę meczową. Zawiódł tak jak koledzy. - Miałem dużo szczęścia. Napastnik Widzewa trafił mnie w rękę. Ale jestem zadowolony - cieszył się Gąsiński, który zablokował strzał Sokalskiego. A ten w ogóle nie chciał rozmawiać.

Sprawiedliwie trzeba też przyznać, że i gospodarze mieli swoje okazje, najgroźniejszą w 18 min, kiedy piłka po strzale Jacka Berensztajna odbiła się od słupka. Ale w całym meczu Bartosz Fabiniak nie miał dużo pracy, bo piłkarze Zagłębia uderzali niecelnie. - Nie da się wygrać meczu, jeżeli nie strzela się bramki - denerwował się Masłowski, kapitan Widzewa. - Zwłaszcza w takich sytuacjach, jakie sobie dziś stworzyliśmy. Nie wiem, czy do końca rundy będziemy mieli tyle okazji do zdobycia goli co dziś. Powinniśmy wygrać 6:1 i to byłby sprawiedliwy wynik.

Zagłębie Sosnowiec - Widzew 0:0

Zagłębie: Gąsiński - Berliński, Hosić Ż (68. Ciesielski), Kaliciak, Adżem (46. Paczkowski) - Bednar (46. Piątkowski), Pach, Berensztajn, Kozubek - Oziębała, Folc Ż.

Widzew: Fabiniak 3 - Ł. Broź Ż 3 (65. Piechna 1), Ukah Ż 3, Stawarczyk 3, Lisowski 3,5 - Budka 3, Kuklis 2 (46. Szeliga 2,5), Juszkiewicz Ż 3,5, Masłowski 3 - Mierzejewski 1 (81. Sokalski 1), Napoleoni 2.

Sędziował: Grzegorz Gilewski z Warszawy

Widzów: 1,5 tys.

Powiedzieli po meczu

Marek Zub, trener Widzewa

Nie będę odkrywczy - straciliśmy dwa punkty, ale sami jesteśmy sobie winni, bo nie potrafiliśmy wykorzystać żadnej z dogodnych sytuacji.

Romuald Szukiełowicz, trener Zagłębia

Cieszę się, że z tyłu zagraliśmy na zero, bo uczulałem na to moich piłkarzy. Obie drużyny stworzyły po kilka dobrych okazji do strzelenia gola, ale też do obu zespołów uśmiechnęło się szczęście. O remisie zadecydował nasz bramkarz, który był w świetnej dyspozycji.

Łukasz Juszkiewicz, pomocnik Widzewa

Sytuacje, które mięliśmy, trzeba zamieniać na bramki. Pretensje należy kierować do naszych napastników, którzy nie wykorzystują takich stuprocentowych okazji. Chwała bramkarzowi z Sosnowca, bo na pewno uratował swoją drużynę przed porażką. Jest nam smutno, bo pokazaliśmy na boisku, że jesteśmy drużyną lepszą. Ale straciliśmy dwa punkty. Trzeba w szatni powiedzieć sobie parę cierpkich słów, bo takie sytuacje musimy wykorzystywać.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.