Koszykówka. Czwarta porażka Polonii

Koszykarze SPEC Polonii Warszawa jako jedyny zespół Dominet Bank Ekstraligi są wciąż - po czterech kolejkach - bez zwycięstwa. Ale mecz z Atlasem Stalą Ostrów (przegrany w niedzielę 69:83) zamknął serię spotkań z potentatami.

- Pewnie, że martwią mnie porażki, ale bardziej zmartwiony jestem z powodu przestojów w meczach. No i z tego powodu, że Tyrone Riley jest tak zablokowany, że boi się nawet na kosz spojrzeć. A przecież w meczach sparingowych dawał nam zawsze po kilkanaście punktów i sporo zbiórek - oceniał po meczu trener Polonii Wojciech Kamiński. Rzeczywiście, porażek z Prokomem, Turowem, Anwilem i wzmocnionym w tym sezonie zespołem z Ostrowa nie ma się co wstydzić. Trzeba jednak na pewno zadumać się nad grę Rileya.

26-letni Amerykanin (198 cm wzrostu) miał być lepszą wersją Grady'ego Reynoldsa, który w poprzednim sezonie czarował tłumy - nie tylko w Warszawie - wsadami i blokami. Riley miał grać mniej spektakularnie, ale po prostu lepiej. Tymczasem w czterech pierwszych meczach zawodzi. W Ostrowie jedyne swoje punkty rzucił już właściwie po meczu, a wcześniej jego bezpośredni rywal - młody Amerykanin Ruben Boykin - robił, co chciał, pod oboma koszami. - Chciałbym, żeby mój zespół pozostał w tym samym składzie, żebyśmy teraz, przy bardziej sprzyjającym terminarzu, zaczęli grać lepiej i żeby Tyrone zaczął trafiać. Ale jeśli to będzie się powtarzać, może trzeba będzie jeszcze coś zmienić - ocenia trener Kamiński.

W Ostrowie problemem warszawiaków była także kontuzja Paula Millera. Najlepszy gracz Polonii w dotychczasowych meczach ostatnio nie trenował z powodu bólu pleców. - Miałem go ewentualnie wystawić w drugiej połowie, ale trzeba było wpuścić Paula na boisko wcześniej. Dopóki miał siły, grał dobrze - mówił o Millerze trener "Czarnych Koszul". Amerykanin zdobył aż 15 pkt i miał pięć zbiórek.

Wszedł na parkiet, bo Polonia zaczęła tragicznie. Po 8 minutach było 27:8 dla Atlasa i wydawało się, że lider DBE zmiecie warszawiaków z parkietu. Jednak jeszcze przed końcem pierwszej połowy Polonia prowadziła, głównie dzięki Millerowi i nieźle grającemu Normanowi Richardsonowi. Po kilka udanych akcji mieli także Carlos Rivera i Krzysztof Szubarga, ale to byli wszyscy zawodnicy, którzy coś wnieśli do gry. Na mających silną dziewiątkę klasowych zawodników drużynę z Ostrowa to musiało być za mało, i to było wyraźnie widać w drugiej połowie.

Teraz Polonię czekają mecze z Kotwicą Kołobrzeg (w sobotę) i w Świebodzicach z Górnikiem Wałbrzych (10 listopada). One dadzą odpowiedź, na co tak naprawdę stać "Czarne Koszule" w tym sezonie.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.