W końcu pokonał Boruca

Jeśli komuś przejadła się ostatnio Liga Mistrzów, wczoraj apetyt na nią mógł wrócił do normy. A raczej rósł z każdą minutą środowych meczów. Grad bramek, kilka sensacji, no i nasz Artur Boruc w jednej z ról głównych.

Bramkarz numer jeden w kadrze Leo Beenhakkera przez 87 minut był bohaterem Celticu. Bez przesady można stwierdzić, że gdyby nie on, mistrz Szkocji doznałby sromotnej klęski w Lizbonie z Benficą. W drugiej połowie Portugalczycy wręcz bombardowali bramkę Polaka, a przodował w tym Oscar Cardozo. Gigant z Paragwaju (194 cm wzrostu) długo nie mógł jednak znaleźć sposobu na Boruca. Nasz bramkarz bronił nawet w - wydawać się mogło - beznadziejnych sytuacjach jak ta z początku drugiej połowy. Ponoć przyciężki Boruc pofrunął wręcz do piłki posłanej w światło bramki przez Cardozo i sparował ją. W podobnym stylu Polak ratował Celtic jeszcze kilka razy, raz jego uratowała poprzeczka (strzelał rzecz jasna Cardozo). Niestety, w końcówce nawet Artur nie mógł nic zrobić. Angel Di Mar~a zagrał idealnie w tempo do Cardozo, a ten dopiero w piątej próbie pokonał Polaka.

Robinho znów zatańczył

Bohater poprzedniego sezonu w Realu Madryt Robinho nie miał ostatnio łatwo. Po meczu Brazylii urządził tak huczną imprezę, że wraz z m.in. Ronaldinho znacznie spóźnił się z powrotem do klubu. Za karę odsunięto go od weekendowego meczu z Espanyolem, a hiszpańska prasa ironicznie pytała przed meczem z Olympiakosem: "Ciekawe, jak z nimi zatańczysz". Teraz już wiadomo, że Brazylijczyk równie dobrze, jak na parkiecie tańczy też na boisku. To w dużej mierze dzięki niemu "Królewscy" uniknęli kompromitacji z Grekami. Choć już w drugiej minucie Raul strzelił swoją bramkę numer 58 w historii LM, a chwilę potem ekipa z Pireusu grała w dziesiątkę (czerwona kartka dla Vasilisa Torosidisa), Real stracił dwa gole i dopiero w końcówce za sprawą dwóch trafień Robinho uniknął blamażu. Mistrzowie Hiszpanii nie byliby jednak sobą, gdyby nie dali wykazać się swojemu bramkarzowi. W końcówce Iker Casillas trzy razy przypomniał, dlaczego kibice z Santiago Bernabeu po każdym meczu przeciągle skandują jego imię i biją mu pokłony.

Wielkie drużyny, wielkie wpadki

Real rzutem na taśmę uniknął blamażu, Liverpool zaś przegrał drugi mecz z rzędu i może mieć spore problemy z awansem do 1/8 finału. Choć "The Reds" atakowali w meczu z Besiktasem niemal non stop (aż 28 strzałów na bramkę Turków) i strzelili dwa gole, przegrali... 1:2. Sami Hyypia popisał się bowiem samobójem, a gol Stevena Gerrarda w końcówce zdał się na nic.

Kolejną niespodziankę sprawił Rosenborg. Tym razem dzielni Norwegowie odprawili z kwitkiem Valencię. Hiszpanie w równie mroźnym, jak choćby Warszawa Trondheim czuli się wyraźnie nieswojo, przegrali i spadli na ostatnie miejsce w swoje grupie.

Środowe wyniki LM:

grupa A: Besiktas Stambuł - FC Liverpool 2:1 (1:0) (Hyypia 13. samobójcza, Bobo 82. - Gerrard 85.), Olympique Marsylia - FC Porto 1:1 (0:0) (Niang 69. - Lucho Gonzalez 79. z karnego).

grupa B: Chelsea - Schalke 2:0 (1:0) (Malouda 4., Drogba 47.), Rosenborg Trondheim - Valencia 2:0 (0:0) (Kone 53., Riseth 61.).

grupa C: Real Madryt - Olympiakos Pireus 4:2 (1:1) (Raul 2., Robinho 68. i 83., Balboa 90. - Galletti 7., Julio Cesar 47.), Werder Brema - Lazio Rzym 2:1 (1:0) (Sanogo 28., Almeida 54. - Manfredini 82.).

Grupa D: AC Milan - Szachtar Donieck 4:1 (2:0) (Gilardino 6. i 14., Seedorf 62. i 69. - Lucarelli 51.), Benfica Lizbona - Celtic Glasgow 1:0 (0:0) (Cardozo 87.).

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.