Prokom Arka Gdynia - Wisła Płock 4:1 (1:1)

Tak jak niedawno w ekstraklasie, tak i teraz nafciarze dali się rozgromić Arce. Był moment, że prowadzili po golu Sławomira Peszki, ale potem... Potem pomogli ?prać brudy? w obozie gospodarzy. - Wrogowie Arki są w klubie! - grzmiał na pomeczowej konferencji trener Wojciech Stawowy

Lepszego początku nafciarze nie mogli sobie wymarzyć. Do bitej z głębi pola piłki postanowił wyjść bramkarz Arki Andrzej Bledzewski. Chciał przeciąć jej lot. Sęk w tym, że źle obliczył jej lot i interweniować musiałby już poza polem karnym. Na dodatek szybszy i sprytniejszy był Sławomir Peszko, który uprzedził bramkarza, trącił piłkę czubkiem buta, a później wpakował do pustej bramki. Radość blisko 200-osobowej grupy kibiców z Płocka zdawała się nie mieć końca. I tak przez jakieś 180 s, bo wtedy w zamieszaniu podbramkowym, obrońcy gości co prawda wybili piłkę, ale wprost pod nogi Tomasza Mazurkiewicza. Ten kropnął z woleja z 20 m nie do obrony. Z jednej strony czysty przypadek, z drugiej - gol wart największych stadionów świata.

Już do końca pierwszej połowy na boisku nie działo się nic ciekawego. Na początku zaś drugiej do zdecydowanych ataków przystąpili gospodarze. Ale to nie oni mogli przesądzić o losach spotkania. Decydująca była 51. min, gdy Wisła wyprowadziła kontrę. Znów w głównej roli wystąpił zdecydowanie najlepszy w szeregach nafciarzy Peszko. Po minięciu obrońców prawoskrzydłowy pędził już sam na bramkę. Chciał ładnie, chciał minąć Bledzewskiego i znów wpakować piłkę do pustej bramki. Bledzewski to jednak doświadczony zawodnik i nie dał się nabrać na taką sztuczkę. Tym razem podjął słuszną decyzję, rzucił się rywalowi pod nogi i pewnie wyłuskał piłkę. - Gdyby Sławek to strzelił, wynik na pewno byłby inny - mówił po meczu Czesław Jakołcewicz. - Moglibyśmy wtedy szanować piłkę, pograć na utrzymanie wyniku i może znów skontrować. A tak? Nie winiłbym Peszki za porażkę, przecież gdyby zliczyć sytuacje podbramkowe, to Arka mogłaby wygrać dużo, dużo wyżej - dodał szkoleniowiec Wisły.

Peszko jednak nie strzelił, a po dziewięciu minutach było już 3:1 dla gospodarzy. Gdy strzelec honorowej bramki kontuzjowany opuszczał boisko, nie usiadł na ławce rezerwowych. Odszedł dalej i co chwila łapał się za głowę. Bo ostatnie 20 min to gra na stojąco, byle dotrwać do końcowego gwizdka. Ambitny zawodnik nie umiał na to spokojnie patrzeć.

Strzelcy bramek

Arka: Mazurkiewicz (22.), Wachowicz (53.), Moskalewicz (60.), Łabędzki (84.).

Wisła: Peszko (19.).

SKŁADY

Arka: Bledzewski - Sokołowski, Szyndrowski (46. Łabędzki), Sobieraj, Kowalski Ż - Weinar Ż, Mazurkiewicz Ż, Moskalewicz - Karwan (41. Niciński), Wachowicz (87. Baster), Wróblewski.

Wisła: Bińkowski - Michalek Ż, Wyczałkowski Ż, Lasocki, Klepczarek (46. Strugarek) - Peszko (77. Bania), Krzyżanowski, Kowalski (65. Staniszewski), Majewski - Gregorek, Kretkowski.

Sędzia: Dariusz Giejsztorewicz.

Widzów: 6,5 tys.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.