Gwiazdy zaświecą nad Wisłą - rusza PLS

Ruszyła Polska Liga Siatkówki. I choć nie jest to już liga wicemistrzów świata, tylko 11. drużyny Europy, zaświecą w niej gwiazdy z najwyższej półki

Kiedy przed rokiem siatkarze stawali na starcie, co rusz padało euforystyczne po mistrzostwach światach pytanie: jesteśmy trzecią, drugą czy może nawet pierwszą ligą na świecie? Czy poziomem udało się już dogonić Włochów i Rosjan?

Być może się udało, bo przecież kluby z obu tych krajów podobnie jak Polacy europejskich pucharów nie zwojowały, ciągle jednak brakowało nam jednego - gwiazd. Nie tych wychowanych na polskich boiskach, ale galaktycznych siatkarzy, którzy wybiorą PLS zamiast rosyjskich dolarów w reklamówce (tak, tak, w niektórych klubach na Wschodzie nie przelewa się pensji na konto) czy włoskiego splendoru (prawie każdy zapytany o przyszłość siatkarz odpowiada: Serie A).

Stephane Antiga. 31-letni kapitan reprezentacji Francji, który bajeczną techniką i doskonałym wyczuciem gry bije na głowę niemal wszystkich przyjmujących świata. Nie wiadomo, jak działacze Skry Bełchatów namówili go do podpisania kontraktu, pewne jest natomiast, że nie zapłacili mu więcej niż np. Mariuszowi Wlazłemu. Francuz, zasypywany ofertami z Rosji i Włoch, powiedział tylko, że liga polska zasługuje, by traktować ją poważnie.

Bjorn Andrae. 26-letni przyjmujący reprezentacji Niemiec, niedawno grał w Bre Banca Lannutti Cuneo razem z Antigą i słynnym Brazylijczykiem Gibą. Po czterech latach we Włoszech, używając tych samych argumentów co jego francuski przyjaciel, przeniósł się do Mlekowity Olsztyn (wcześniej PZU AZS).

Ci dwaj siatkarze to pierwsze prawdziwe hity transferowe polskich klubów. Sygnał dla innych gwiazd, że warto wybrać się nad Wisłę i tu świecić. W Bełchatowie będziemy mieli też Brazylijczyka, w kraju zostali Piotr Gruszka, Paweł Zagumny, Grzegorz Szymański, a do Polski wrócił Robert Prygiel. Liga będzie jeszcze silniejsza niż przed rokiem.

Ale PLS ma także problemy. Przede wszystkim dotyczące tego, w jakich terminach zwalniać reprezentantów na zgrupowania. Rykoszetem wraca też sprawa Mariusza Wlazłego. Czy jego szybki powrót na boisko to potwierdzenie teorii niektórych, także kolegów z reprezentacji, że najlepszy polski atakujący zrejterował przed mistrzostwami Europy celowo, by lepiej przygotować się do gry w klubie. Czy może kolejny sukces lekarzy lub szamanów (Wlazły korzysta ponoć z medycyny niekonwencjonalnej), którzy wyleczyli siatkarza z jego tajemniczych skurczów.

Przed rokiem sukces reprezentacji na mistrzostwach świata w Japonii pchnął ligę do przodu. Teraz, po fatalnych mistrzostwach Europy, to kadra potrzebuje ligi. Ligi, która zainspiruje reprezentantów, a może wykreuje nowych. Igrzyska w Pekinie już za rok.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.