Pierwszy gol Henry'ego

Barcelona pobiła Lyon 3:0. Pierwszego gola dla nowej drużyny zdobył Henry. W Stambule Fenerbahce pokonało Inter Mediolan1:0. Marzący o zdobyciu Pucharu Mistrzów Włosi oddali dwa celne strzały

Zaledwie sześć goli w czterech meczach tego sezonu strzeliła Barcelona. Jeden z karnego, drugi z wolnego, trzeci podarowany przez arbitra, bo po uderzeniu Toure piłka nie minęła linii bramkowej. W środę do tych trzech bramek w lidze hiszpańskiej Barca od razu dołożyła trzy w Champions League - po strzale samobójczym stopera Lyonu, Messiego i Henry'ego. Czy to nie ironia, że drużyna mająca w składzie Ronaldinho, Henry'ego, Messiego i Eto'o ma problem ze zdobywaniem goli? Miały się przecież sypać jak z rogu obfitości, a tymczasem Barca gra i strzela jak na zwolnionym filmie.

Ronaldinho? Bez formy. Henry? To samo. Xavi? Ledwo go widać na boisku. I można by wymieniać dalej: Deco, Zambrottę albo Marqueza. Poza Lionelem Messim właściwie trudno wskazać w Barcelonie piłkarza, który grałby dziś na miarę talentu. Jeśli dodać do tego kontuzje Puyola i Eto'o, to wiadomo, dlaczego faworyt Ligi Mistrzów wygląda na początku sezonu źle. I tak słaba Barca, o której Jorge Valdano mówi, że wygląda jak po ukąszeniu muchy tse-tse, zupełnie zdominowała Lyon. To co będzie, kiedy Ronaldinho i reszta odnajdą zagubiony polot i entuzjazm? Pytanie tylko, czy na czas.

Barcelona, która jeszcze niewiele ponad rok temu potrafiła przez 90 min utrzymywać kibica z wzrokiem przykutym do boiska i otwartymi ustami, dziś gra wolno, zrywami, akcjami indywidualnymi. Tak jak w 21. min, gdy po leniwej wymianie piłek z Ronaldinho Messi natychmiastowym zwodem ograł obrońców, zagrał do Milito, a stoper Lyonu Clerc przecinając podanie, wpakował piłkę do swojej bramki. Kilka minut później ten sam Clerc wybił piłkę z bramki po fenomenalnej akcji Ronaldinho z Messim. Argentyńczyk strzelał, a piłka już minęła bramkarza Vercoutre...

Potem było jeszcze kilka zrywów zakończonych zagrożeniem bramki Lyonu, ale między nimi Barca grała wolno, czasem ślamazarnie, Henry i Ronaldinho mieli kłopoty nawet z przyjęciem piłki. - Nie wchodzi im czwarty bieg - mówi Valdano, Frank Rijkaard samokrytycznie dodaje, że jego zespół jest przewidywalny, że nie umie przyspieszyć i zaskoczyć rywali.

Ale dla Lyonu te wszystkie wady Barcy nie były w środę wielkim pocieszeniem. Mistrz Francji nieczęsto opuszczał swoją połowę, głównie wtedy, gdy Barca cofała się, by skontrować. Najczęściej jednak Lyon bronił się w jedenastu. A Barca coraz częściej kręciła się z piłką w kółko, jakby sama nie wiedziała, co chce zrobić. Ronaldinho zszedł po 64 minutach i żegnały go mniejsze brawa, niż witały wchodzącego Iniestę. Niedawno Katalończycy szczycili się, że Barca jest taka jak jej lider. Niestety, stwierdzenie to wciąż pozostaje aktualne, tylko forma Brazylijczyka jest całkiem inna. Ciepłe powitanie Iniesty nie było przesadzone, bo to on asystował przy golu Messiego (81. min). W 90. min Henry posłał piłkę do pustej bramki, dobijając ją po uderzeniu dos Santosa.

Faworyt wygrał pewnie, choć bez błysku. Trener reprezentacji Francji Raymond Domenech powiedział, że Barca jest ogrem tej grupy. Nawet jeśli drużyna z Katalonii rzeczywiście ma siłę ogra, to niestety zaczyna mieć też jego wdzięk.

Roberto Carlos dał impuls

Marzenia prezesa Fenerbahce Aziza Yildirima w środę zaczęły się spełniać. Gdy latem sprowadzał z Realu Madryt Roberto Carlosa, powiedział: - To historyczny dzień. Zaczynamy walkę o zaistnienie w Europie.

W środę jego klub pokonał marzący o pierwszym triumfie w Pucharze Europy od 1965 r. Inter Mediolan. Włosi grali bez zdyskwalifikowanych Nicolasa Burdisso, Maicona i Ivana Cordoby. Ale i tak w składzie były gwiazdy - Zlatan Ibrahimović czy Esteban Cambiasso. W drugiej połowie weszli Luis Figo i Hernan Crespo.

Mało kto wierzył w Turcji w urwanie choćby punktu Interowi. Anglojęzyczny turecki dziennik "Today's Zaman" zatytułował zapowiedź spotkania: "W meczu z Interem niemożliwe musi stać się możliwe". Bo Fenerbahce gra w tym sezonie słabo. Po pięciu kolejkach zajmuje dopiero ósme miejsce, do liderującego Galatasaray traci 5 pkt. Ale w środę przeważali gospodarze. Aż 20 razy strzelali, z czego siedem razy celnie. Mistrzowie Włoch oddali ledwie dziesięć strzałów, z czego dwa celne. Zwycięskiego gola dla Fenerbahce strzelił jeden z sześciu Brazylijczyków w zespole - Deivid. Rok temu Yildirim zapłacił za niego Sportingowi Lizbona 4,5 mln euro.

Polacy nie pograli

Tomasz Kuszczak (Manchester United), Łukasz Fabiański (Arsenal), Dawid Janczyk (CSKA Moskwa) i Paweł Golański oglądali mecze swoich drużyn z ławki rezerwowych. Golański padł ofiarą prezesa Steauy Gigi Becaliego. Prezes klubu ogłosił we wtorek, że nie życzy sobie, by Polak grał w pierwszym składzie i zażądał od trenera Gheorghe Hagiego, by w meczu ze Slavią zamiast niego zagrał Badoi. W pierwszej jedenastce miał też wyjść Romeo Surdu. Hagi ugiął się połowicznie. Za Golańskiego rzeczywiście wystawił Badoia, ale Surdu posadził na ławce.

Co działo się we wszystkich środowych meczach Champions League:

Grupa E

FC Barcelona - Olympique Lyon 3:0

 

Westchnienie ulgi Franka Rijkaarda i kibiców Barcelony. Na Camp Nou "Blaugrana" zwyciężyła zasłużenie, obejmując prowadzenie po samobójczym trafieniu Clerca i dobijając Francuzów golami Leo Messiego i Thierry'ego Henry (pierwsze trafienie w barwach nowego klubu).

Glasgow Rangers - VfB Stuttgart 2:1

 

Mecz w Glasgow rozpoczął się od ataków Niemców, choć Szkoci mieli dwie dogodne sytuacje do zdobycia gola. Jednak napór VfB opłacił się - w 58. minucie prowadzenie dla mistrzów Niemiec uzyskał Mario Gomez. Sześć minut później waleczni Rangersi wyrównali jednak po golu Adama, a na kwadrans przed końcem meczu z karnego po faulu Fernando Meiry na Huttonie wynik dla gospodarzy ustalił Jean-Claude Darcheville.

Grupa F

AS Roma - Dynamo Kijów 2:0

 

Niespodzianki nie było - na Stadio Olimpico Roma prowadziła od 9. minuty dzięki strzałowi głową Simone Perrotty. Dynamo starało się głównie przeszkadzać. Nie udało się to w 70. minucie, kiedy drugą bramkę dla Romy zdobył - któżby inny? - kapitan drużyny Francesco Totti. Ukraińcy już do końca nie zdołali pokonać Doniego.

Sporting Lizbona - Manchester United 0:1

 

Lizbona jest dla Man Utd szczególnie trudnym terenem. Dwa lata temu z dalszego udziału w Lidze Mistrzów wyeliminowała ich tu Benfica. Tym razem jednak wynik był korzystny dla gości, a swoich rodaków jedynym golem skarcił w 62. minucie Cristiano Ronaldo.

Grupa G

PSV Eindhoven - CSKA Moskwa 2:1

 

Faworyzowani Holendrzy zmagali się z atakiem CSKA, w którym szaleli Jo i Vagner Love. Wysiłki PSV zostały wynagrodzone w 59. minucie, gdy do siatki trafił Danko Lazović. Na 10 minut przed końcem wynik podwyższył Kenneth Perez. Na pocieszenie tuż przed końcem meczu do siatki Gomesa trafił Vagner Love.

Fenerbahce Stambuł - Inter Mediolan 1:0

 

Inter pokonany! Kibice nerazzurrich przeżyli szok, gdy do bramki Julio Cesara trafił inny Brazylijczyk - Deivid da Silva. Wynik - mimo desperackich ataków Włochów - nie zmienił się już do końca meczu.

Grupa H

Slavia Praga - Steaua Bukareszt 2:1

 

Pojedynek dwóch "chłopców do bicia" w grupie H zakończył się zwycięstwem Slavii, która od 13. minuty prowadziła po bramce Zdenka Senkerika, który uderzeniem z dobitki zapisał się na zawsze w historii klubu jako zdobywca pierwszej dla Slavii bramki w Lidze Mistrzów. Jednak 20 minut później wyrównał Dorin Goian. Po przerwie ponownie prowadzenie dla Slavii uzyskał młodziutki Belaid i tym sposobem czeski klub zdobył bardzo ważne trzy punkty.

Arsenal - Sevilla 3:0

 

Mecz awizowany jako hit kolejki okazał się jednostronnym widowiskiem, którego pierwszoplanową postacią był Cesc Fabregas. Młody Hiszpan zaliczył bramkę i asystę przy golu Robina van Persiego, a w końcówce gości dobił Eduardo, strzelając bramkę w doliczonym czasie.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.