Polacy lubią brąz. Medal polskiej sztafety!

Bieg życia debiutanta Kacpra Kozłowskiego na ostatniej zmianie dał Polsce trzeci brąz mistrzostw świata - w sztafecie 4 x 400 m.

Relacja na żywo Z czuba

Polacy właściwie nie mogli zdobyć w tym finale medalu - tak mówiły statystyki.

Amerykanie - wiadomo - nie do pokonania. Trzech medalistów biegu na 400 m wystartowało, aby pobić rekord świata. Bahamczycy - na papierze - też byli poza zasięgiem Polaków. Tak jak Jamajczycy, z tylko jednym słabszym punktem - Sanjayem Ayre na ostatniej zmianie.

Poza nimi biegli Niemcy z olbrzymem Ingo Schulzem na pierwszej zmianie. I Brytyjczycy z czterystumetrowcami lepszymi w eliminacjach biegów indywidualnych niż nasi. To oni mieli ostatnio niemal monopol na tytuły mistrzów Europy w tej konkurencji (serię pięciu zwycięstw zakończyli w Göteborgu Francuzi - Brytyjczycy zdobyli tam srebro).

Trener sztafety Józef Lisowski postanowił uderzyć na starcie, aby wyrobić korzystną pozycję dla finiszującego. Czyli na pierwszych zmianach ustawił najszybszych - Marka Plawgę i Daniela Dąbrowskiego, po nim Marcina Marciniszyna. Wreszcie jako czwarty pobiegł całkowity debiutant w dużych imprezach 21-letni Kacper Kozłowski.

- Przyglądałem mu się bardzo długo, znam go dobrze. I wiedziałem, że Jamajczycy ustawili sztafetę tak samo, jak my - powiedział trener.

Jak znakomitą decyzję podjął Lisowski, okazało się dopiero na ostatnich 150 metrach biegu.

Najpierw Plawgo jako drugi przekazał pałeczkę Dąbrowskiemu, ale na całkowitym wyrównaniu torów, które następuje dopiero na trzeciej prostej sztafety, Dąbrowski był już czwarty, za Amerykanami, Jamajczykami i Bahamczykami. Wówczas zdarzyło się coś, co spowodowało, że przestali się liczyć Brytyjczycy i Niemcy, zaś Polacy mogli przestać interesować się tym, co się dzieje z tyłu. Dąbrowski po przekazaniu pałeczki, będąc jeszcze na torze, oparł się o Jamajczyka Ricardo Chambersa i w tym momencie wpadł na niego najpierw Niemiec Kambhe Gaba, a potem kolizji z leżącymi już biegaczami nie uniknął Brytyjczyk Richard Buck.

To, co najważniejsze dla Polaków, zdarzyło się na ostatnich 400 metrach. - Pomysł był taki, że Kacper broni pozycji, którą wywalczyli poprzednicy - mówił Rafał Wieruszewski, który biegł w półfinale, a finał oglądał z trybun. - Ale Kacper musiał walczyć o medal.

Kozłowski najpierw długo czaił się za Jamajczykiem Ayre i Bahamczykiem Chrisem Brownem. Teoretycznie powinien czekać z atakiem do ostatniej prostej. Ale Polak nie czekał! Tuż przed wirażem zaczął atak, wyprzedził Jamajczyka na wirażu i na ostatnich 100 metrach tylko bronił - jak skutecznie! - brązowego medalu.

Polacy osiągnęli swój najlepszy w tym sezonie czas, co nie jest trudne, gdyż oficjalnie startowali dopiero po raz trzeci, licząc również eliminacje w Osace. - Dostaną ode mnie burę za to, że nie zeszli poniżej 3 minut - mówił trener Lisowski, ale w słuchawce słychać było, że nie mówi ze śmiertelną powagą.

- Trenerze, a kiedy ostatni raz Polacy pobiegli poniżej 3 minut? - zapytałem.

- W 2001 roku, ale młodzi muszą już zacząć dorównywać tamtym sztafetom. Inaczej w Pekinie medalu nie będzie - wytłumaczył Lisowski.

Amerykanie rekordu świata nie pobili, zabrakło do tego ponad 1,5 sekundy. Być może, gdyby zamiast Darolda Willimasona biegł mistrz świata w płotkach Kerron Clement, rekord by padł. Ale Amerykanie mają taktykę, aby zapewnić jak najwięcej pieniędzy jak największej liczbie zawodników. Za sztafetę biegacze dostaną do podziału 80 tysięcy dolarów. Polacy - 20 tysięcy za trzecie miejsce.

Tym samym Marek Plawgo otrzyma od IAAF za starty w Osace około 25 tysięcy dol, może mniej, w zależności od tego, jak sztafeta podzieli się nagrodą z tymi, którzy biegli w sobotnich eliminacjach, czyli Rafałem Wieruszewskim i Witoldem Bańką (biegli za Kozłowskiego i Plawgę).

Plawgo stał się jedynym polskim multimedalistą mistrzostw świata. Nawet Robert Korzeniowski nigdy nie zdobył dwóch medali na jednych mistrzostwach świata, choć w sumie zdobył aż trzy tytuły i wywalczył jeden brąz.

Drugiej męskiej sztafecie - 4 x 100 m - poszło gorzej. Zawiódł akurat ten aspekt, który nie powinien, czyli przekazanie pałeczki. Polacy długo ćwiczą zmiany, są wręcz mistrzami zmian! O ile na Amerykanów ich kibice zawsze będą patrzeć z drżeniem serca, bo niemal za każdym razem mają jakieś przygody (w tym roku Wallace Spearmon żonglował niemal pałeczką, ale opanował ją, dzięki czemu jego kolega Tyson Gay zdobył trzecie złoto w Osace), to Polacy nie miewali ich nigdy. Ale w Osace w sobotnim finale już na pierwszej zmianie Łukasza Chyłę zjadły nerwy, za wcześnie wystartował i w konsekwencji Polacy przekroczyli strefę zmian.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.